Wpis z mikrobloga

Dziś opiszę moją podróż promem z Rosji do Japoni.

Parę lat temu jak planowałem moją podróż do Azji stwierdziłem, że o ile będzie się dało będę unikał samolotów. Jak dla mnie lot samolot to opcja najmniej ciekawa. Ot wsiada się i leci - jak się ma szczęście siedzieć przy oknie i jest akurat ładna pogoda to ma się parę minut fajne widoki przy starcie i lądowaniu.
Przeglądając google maps stwierdziłem, że zarówno chcę zobaczyć Rosję, Chiny i Japonię i zastanawiałem się jak najlepiej to zorganizować, żeby nie trzeba było latać. Opcja z koleją transsyberyjską do Pekinu była kusząca. Ale raz, że wyczytałem, że to dość turystyczna trasa, dwa, że szkoda mi było jechać przez Mongolię i nie zostać tam na dłużej (a czasowo nie bardzo mi pasowało, bo bym skończył w zimę w Chinach, a tego chciałem uniknąć), a trzy - co to za podróż przez Syberię, jak w połowie odbija się gdzieś na południe.

Zdecydowałem się jechać do końca - czyli do Władywostoku. No i tu pojawił się problem co dalej. Nie bardzo jest opcja, żeby się w miarę szybko dostać stamtąd drogą lądową do Chin. Loty były za to dość drogie.

Nie pamiętam już jak ale trafiłem na opcję promu do Japonii. Od razu stwierdziłem, że to jest to! Właściwie nigdy nie płynąłem gdzieś dalej promem. Na promie byłem wcześniej dosłownie kilka razy w życiu - w Świnoujściu za dziecka, 2h z Rostoku do Danii i na promach na rzece w Bangkoku.

Sprawdziłem szczegóły - najtańszy bilet wychodził coś około 1000zł. Prom kursuje raz w tygodniu i zatrzymuje się po drodze w Korei Południowej. Rezerwacja jakaś mega toporna - chyba przez maila po prostu. No ale udało się dostać jakieś tam potwierdzenie. Trochę się obawiałem bo to tylko rezerwacja, nic jeszcze nie płaciłem. Do tego okazało, się że przyjdzie mi zapłacić ciut więcej bo na drugi odcinek nie ma już najtańszych miejsc. Niestety czas gonił i musiałem tak zarezerwować, że w samym Władywostoku zostało mi dosłownie pół dnia na zwiedzanie. Ale i tak się cieszyłem, że w ogóle udało mi się kupić bilet na kolej transsyberyjską - na ostatnim odcinku - Irkuck-Władywostok jest tylko jeden bezpośredni pociąg i bilety na niego znikają dość szybko.

Niemniej jakieś 3 miesiące później (i prawie 4 tyg po wyruszeniu z Polski) dotarłem późnym wieczorem szczęśliwie do Władywostoku. Przespałem się, rano trochę zwiedziłem miasto i jakoś wczesnym popołudniem ruszyłem w kierunki przystani. Na szczęście wszystko odbyło się bez problemów. Moja rezerwacja okazała się aktualna. Zrobiłem jeszcze ostatnie zakupy - jakieś chleby i kiełbachy (moja podróż w sumie była dość długa tak więc cebula musiała być silna) i wsiadłem na prom.

Sam prom całkiem fajny. Nie były to jakieś nie wiadomo jakie luksusy, ale prezentował się w porządku. Było nawet lokal z kareoke oraz sento - czyli tradycyjne japońskie łaźnie z gorącym basenem. Większość pasażerów stanowili skośnoocy - jak się okazało Koreańczycy oraz Rosjanie jadący na wycieczkę do Korei.

Pierwszej nocy spałem w takiej otwartej wielkiej wielosobowej kajucie. Przyzwyczajony do spania w wieloosobowych pokojach w hostelach nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Na promie pierwszego wieczora spotkałem dwójkę Niemców, których poznałem już wcześniej w pociągu oraz jeszcze jedno małżeństwo, także z Niemiec,. Spędziłem z nimi na rozmowach i grach planszowych popołudnie i wieczór. Później jeszcze zapoznałem się z jedną Rosjanką. Wieczorem większość kajut pełna była rodzin którzy zasiadali (na ziemi) do kolacji. Nie wiem ile z nich to byli Koreańczycy a ile Japończycy.

Na drugi dzień przed południem przybiliśmy do brzegu w małym południowokoreańskim portowym miasteczku Donghae. Jako, że postój miał trwać jakieś 6h to ruszyliśmy na ląd. To naprawdę malutkie miasteczko, ale udało nam się znaleźć lokal z koreańskim grillem (czyli takim przyrządzanym przy stoliku wewnątrz lokalu). Byłem ja, dwójka Niemców i nowopoznane starsze małżeństwo z Anglii. W lokalu nikt ani słowa po angielsku nie umiał, ale cel wizyty był jasny więc dość łatwo udało nam się zamówić jedzenie - ale w sumie nie wiedzieliśmy co dostaniemy. Było to naprawdę pyszne marynowane mięso na grilla a do tego warzywa. Później jeszcze bardzo dobra kawa w pobliskiej kawiarni i wróciliśmy na prom.

Drugą noc spałem już w mniejszej kajucie - chyba z 8 łóżkami, z tego oprócz mojego tylko jeszcze jedno było zajęte (niestety Rosjanki już nie było:(). W kolejny dzień z samego rana dopłynęliśmy do Japonii - do także małego miasteczka Sakaiminato, znajdującego się na środku północnego wybrzeża wyspy Honsiu. Stamtąd pociągami dostałem się do pierwszego celu mojej podróży w Japonii - Hiroszimy.

Ogólnie bardzo się cieszę, z tej podróży. Naprawdę niecodziennie i na pewno niezapomniane przeżycie. Możliwość oglądania zachodu słońca z pokładu promu to fajna sprawa. Do tego widziałem wybrzeża Korei Północnej.

Jedyne co trochę żałuję to to, że nie zaplanowałem postoju w Korei, ale trochę gonił mnie czas. Jednak co się odwlecze to nie uciecze - Koreę zwiedziłem w końcu w zeszłym roku.

Tutaj link do strony, gdzie rezerwowałem. Obecnie pokazuje, że najtańszy bilet na trasie Władywostok-Sakaiminato kosztuje 265 USD

Na zdjęciu prom, którym płynąłem. W komentarzach trochę więcej zdjęć.

#ciekawostki #podroze #podrozujzwykopem #azja #rosja #japonia
kotbehemoth - Dziś opiszę moją podróż promem z Rosji do Japoni. 

Parę lat temu jak p...

źródło: comment_FOpoHmJ3FttYRNFUbSYF44gCqhiXdctP.jpg

Pobierz
  • 46
@Jowanka: Niech sobie wydaje ile chce i na co chce. Chodzi o to że jak ktoś kupuje starego paserati to nie chwali się po internetach że został "krulem całej wsi". A tak właśnie robią rzesze backpackersów. Znam kilku podróżników. Zjeździli juz praktycznie cały świat (bez kamerek na czole). Mają swoje blogi i w życiu nie przyszło by im do głowy żeby szukać atencji na wykopach czy innych reditach.
Bo po 3.5 miesiącach podrózowania nie chciało mi się wracać, więc poleciałem do rodziny do Australii na 1.5 miesiąca. A potem dalej mi się nie chciało wracać, więc poleciałem na chwilę na Bali a potem pomieszkałem ponad 2 miechy w Malezji szukając pracy w Azji. Myślę, że po tym wszystkim wróciłem do kraju ze 20-25 tysięcy biedniejszy.


@kotbehemoth: PODZIWIAM, PODZIWIAM i jeszcze raz PODZIWIAM ale jednocześnie jestem wk&%$#()ny, że tak nie
@kotbehemoth: powiedz mi jak wygląda ubezpieczenie zdrowotne przy tak dużej nieobecności, brałeś jakieś prywatne? Właśnie rzuciłem pracę i też chcę gdzieś ruszyć z początkiem lipca i też 3 z przodu już jakiś czas temu...
@arturccc: prywatne w sensie nie państwowe? :) ale na serio to miałem cały czas PZU Wojażer. Przedłużałem co miesiąc, zwykle przez telefon dopasowując stawki do tego co będę robił. Jak więcej się przemieszczałem i byłem w droższych krajach ustawiałem sobie większe limity, jak siedziałem na dupie w taniej Malezji to niższe.
Ot wsiada się i leci - jak się ma szczęście siedzieć przy oknie i jest akurat ładna pogoda to ma się parę minut fajne widoki przy starcie i lądowaniu.


@kotbehemoth: polecam lecieć w nocy, oświetlone miasta wyglądają super.