Wpis z mikrobloga

O wałkach w branży budowalnej napisano już właściwie książki, a schemat „na upadającego dewelopera” zna chyba każdy, kto choć trochę interesuje się takimi tematami. Podobno jednak pod tym względem branża się nieco „ucywilizowała” i coraz rzadziej słychać o spektakularnych upadkach i podwykonawcach stojących na skraju bankructwa. Nadal jednak na rynku działa sporo firm budowlanych określanych czasem jako „prawnicze”, które swoją działalność opierają praktycznie wyłącznie na „dokręcaniu śruby” podwykonawcom. Zwykle wygląda to tak, że taka „prawnicza” firma budowlana zatrudnia właściwie tylko prawników oraz kosztorysantów, rasowych budowlańców od samego budowania zaś w niej nie uświadczysz (albo jest ich bardzo mało). Firma ta startuje w licznych przetargach i wygrywa je dając cenę zaniżoną do granic możliwości, właściwie poniżej kosztów jeśli przyjąć, że wszystkim trzeba zapłacić uczciwie. Właściwie to można powiedzieć, że uczciwy wykonawca też stający do przetargu nie jest w stanie tej ceny przebić. Co się dzieje dalej? Po pierwsze podwykonawcom podsuwa się do podpisania umowy pełne „niespodzianek”, praktycznie nie do ogarnięcia przez przeciętnego właściciela małej firmy zatrudniającej kilka – kilkanaście osób. A jak ktoś nie chce podpisać? Żaden problem, zawsze znajdzie się jakiś branżowy „świeżak”, który podnieci się wizją „poważnego kontraktu” i podpisze praktycznie bez czytania, a od tego momentu nie ma już odwrotu.

Wtedy do akcji wkracza tzw. inwestor zastępczy prowadzący nadzór, który stopniowo zaczyna „dociskać” podwykonawców. Metody są różne – do najpopularniejszych należą np.: takie sterowanie przebiegiem prac, aby podwykonawcy nie mieli szans zdążyć z terminami, naliczanie absurdalnych niekiedy kar (ale zgodnych ze skomplikowanymi zapisami umowy), czy też przywłaszczanie sobie pod byle pretekstem tzw. kaucji gwarancyjnych wpłacanych przez podwykonawców jeszcze przed rozpoczęciem prac (zwykle 10 do 20% zakładanej wartości wynagrodzenia). Spectrum metod jest tak szerokie, że w zasadzie ogranicza je jedynie fantazja firmy „prawniczej” i nadzoru zastępczego – znany był np. przypadek, w którym jeden z takich przedsiębiorców odciął dopływ prądu na swojej budowie i domagał się później od podwykonawców kar za zawalenie terminów umownych (a bez prądu czasem ciężko na budowie). Generalnie chodzi o to, aby być upierdliwym na ile tylko się da i uprzykrzać maluczkim życie tak, aby wreszcie po niekończącej się serii poprawek pękli i zgodzili się na obniżenie swojego wynagrodzenia zawartego w kontrakcie. Z drugiej strony wielu z właścicieli takich małych firm doskonale wie, że w sądzie ciężko będzie im wygrać, no a poza tym to trwa, kosztuje itd. więc koniec końców lepiej zgodzić się na obniżenie wynagrodzenia o X tys. PLN, niż walczyć z firmą zatrudniającą kilku dobrych prawników wyspecjalizowanych w tego typu sprawach. A że nie zarobią na takim zleceniu, tylko wręcz dopłacą, jeśli sami nie wydymają swoich pracowników? Cóż, życie, tak już jest, że w przyrodzie wygrywa silniejszy kosztem słabszego…

Sytuację podwykonawców komplikuje dodatkowo wprowadzenie odwrotnego obciążenia VAT, ale to już temat na inny wpis. Skoro już jednak przy podatkach jesteśmy, to warto wspomnieć o mniej znanej metodzie dodatkowego zarabiania w budowlance, jaką było reżyserowane „ugrywanie” VAT-u. Odbywało się to w dość prosty sposób: jak wiadomo praktycznie każdy duży kontrakt w branży ma wpisane kary umowne i nie ma w tym nic niezwykłego ani wzbudzającego szczególne zainteresowanie skarbówki. I jak to teraz wykorzystać? Otóż główny wykonawca zawierał umowę z inną spółką na realizację całej inwestycji, jednocześnie zastrzegając w tej umowie takie kary umowne, które stanowią praktycznie równowartość tejże inwestycji. No i teraz wystarczyło, że taki „generalny podwykonawca” zawalił terminy i parę innych rzeczy (praktycznie realizując jednak kontrakt), a główny wykonawca występował o zapłacenie tych drakońskich kar umownych. Myk polegał tu na tym, że kary umowne nie są objęte obowiązkiem płacenia VAT-u, a obie spółki (zarówno główny wykonawca, jak i „generalny podwykonawca”) były w rzeczywistości kontrolowane przez te same osoby. Tym samym już na starcie było wiadomo, że można dać w przetargu cenę niższą nawet o 20% (bo nie trzeba będzie płacić VAT-u), a i tak wyjdzie się na swoje. O „ugrywaniu” dochodowego już nawet nie wspominam.

A na koniec historia z nieco innej strony barykady budowlanej, tak dla doprawienia wszystkiego odrobiną sensacji. Otóż w pewnym województwie (nie będę pisał w jakim, bo zapewne budowlańcy z tamtych okolic szybko zidentyfikowaliby o kogo chodzi) funkcjonuje lokalna sieć hurtowni trzymająca „w kieszeni” znaczną część miejscowych firm budowlanych, zwłaszcza te mniejsze. Właściciel to były funkcjonariusz służb (nieważne jakich), który oprócz handlu materiałami budowlanych zarabia także na pożyczaniu pieniędzy na %, a konkretnie 10% w skali miesiąca). I teraz towar na kredyt kupiecki może w tych hurtowniach dostać praktycznie każdy budowlaniec, nawet ten nowy w branży. Ale uwaga! Jak tak, to już na starcie musi podpisać weksel – i nie ma tutaj zmiłuj. Jakiś dłużnik nie ma pieniędzy na spłatę należności? Żaden problem, ów biznesmen chętnie mu pożyczy hajsy na spłatę zakupionego u niego towaru, oczywiście z lichwiarskimi odsetkami. Interes kręci się pięknie, ale od czasu do czasu zdarza się „oporniak”, który nie chce uregulować należności, albo po prostu nie ma z czego. Wtedy do akcji wkraczają „charty” – jest ich kilkanaście, a pod tym dość wymownym pseudonimem używanym przez owego biznesmena, kryją się pracownicy działu windykacji, praktycznie wszyscy to byli funkcjonariusze policji lub innych służb „siłowych”. I te „charty”, jak można się domyślić, nie poprzestają na wysyłaniu wezwań do zapłaty, ale twardo „negocjują” w terenie – tu nie ma miękkiej gry, a dawne znajomości i doświadczenie w „zmiękczaniu” sprawiają, że mogą sobie pozwolić na naprawdę wiele i są naprawdę skuteczni w swojej robocie. Dość powiedzieć, że kilku „chartów” dość szybko zrezygnowało z tej roboty po paru wyjazdach do dłużników, kiedy zdali sobie sprawę, jakich metod perswazji oczekuje od nich pracodawca.

Przy okazji zapraszam na profil na FB, jeśli ktoś woli przebywać właśnie tam: https://www.facebook.com/BialeKolnierzykiBlog/

#bialekolnierzyki #biznes #dzialalnoscgospodarcza #firma #budownictwo #pieniadze
Pobierz grafikulus - O wałkach w branży budowalnej napisano już właściwie książki, a schemat ...
źródło: comment_DRDBoqsijtOoiA7XWIZWZmgLOk49iNAm.jpg
  • 83
@grafikulus: Popularny schemat, nałożyć na podwykonawcę kary umowne z dupy, niejednokrotnie przewyższające wynagrodzenie. Podwykonawca, zazwyczaj mniejszy podmiot, dla którego brak zapłaty może oznaczać upadek, albo idzie na układ i zmniejsza wynagrodzenie, bo potrzebuje kasy albo decyduje się na kilkuletnią walkę w sądzie, gdzie też pewności nie ma co do wygranej. W końcu zaczyna się palić w firmie i kasa potrzebna na tu i teraz, wobec czego podwykonawca bierze tyle, ile łaskawie
@grafikulus: Artykuł świetny, jak zawsze zresztą. Mam propozycję - może warto w którymś z akapitów w skrócie pisać jak się bronić przed takimi cwaniakami? Odpowiedź niby oczywista : wynająć własnych prawników. Ale tak realistycznie, niewiele osób pewnie na to stać.

Mam znajomego, który w umowach handlowych zawsze stosuje wzór który jest na jego stronie firmowej. Nauczył się w Holandii gdzie podobno to standard. Oczywiście on może sobie pozwolić bo jest producentem
@przesympatyczny_pan: prawnicy nie są aż tak drodzy. Ja za pakiet ochrony prawnej i windykacji pałcę 300 netto/miesięcznie. Przeliczając ile razy nie naciąłem się na wałki i ile czasu zaoszczędziłem przy ściąganiu kasy od zapominalskich to bardzo opłacalny pakiet.

Druga sprawa, że takich wałów najwięcej jest przy państwowych inwestycjach, tam gdzie kasa z budżetu państwa/powiatu/gminy tam zawsze dużo chętnych do przekrętu. Warto trzymać się od tego z daleka.
prawnicy nie są aż tak drodzy. Ja za pakiet ochrony prawnej i windykacji pałcę 300 netto/miesięcznie. Przeliczając ile razy nie naciąłem się na wałki i ile czasu zaoszczędziłem przy ściąganiu kasy od zapominalskich to bardzo opłacalny pakiet.


@galonim: O, nie wiedziałem że tak mało ( ͡° ͜ʖ ͡°) Dzięki
@przesympatyczny_pan: W zasadzie najskuteczniejszy sposób to przeanalizowanie zapisów kontraktu przez profesjonalistę i w razie wątpliwości wprowadzenie takich, które wątpliwości nie będą budziły. Tylko czy taki generalny wykonawca się na to zgodzi...? Wątpliwe, prędzej będzie dalej szukał naiwniaka. Nie ma za bardzo innej metody (wyłączając oczywiście olanie współpracy) - słyszałem o przypadkach, że zdesperowani właściciele małych firm grozili np. wyrwaniem kabli ze ściany czy też zerwaniem już położonych podłóg, podobno czasem działało.
  • 73
@grafikulus
Już za rok Papryk Vege zaprezentuje: "Budowlańcy"

-Dzień dobry, kontrola skarbowa, proszę zapłacić VAT
- W #!$%@? mam twój VAT

TEJ WIOSNY

-Ty, ja mu mówię żeby już dał spokój a on ciach i odciął prąd na tej budowie no czaisz typa?

SCENARIUSZ NAPISANY WRAZ Z DŁUŻNIKAMI VAT

BOGUSŁAW LINDA

- Dobra wszyscy po jednej karze umownej i #!$%@?ć

AGNIESZKA DYGANT

- co #!$%@? nigdy laski brygadziście nie robiłeś?

SEBASTIAN FABIAŃSKI
@grafikulus: w tym roku trochę karta się odwraca, przynajmniej we Wrocławiu gdzie dużo mieszkań się buduje. Ciężko znaleźć podwykonawców, a żeby ich przekonać żeby podpisali umowy z karami czy nawet wydłużonymi gwarancjami to prawie niemożliwe.
Sam akurat pracuje w budownictwie kolejowym, ale sytuacja jest podobna, podwykonawców chętnych na nowe zlecenia jest mało, a ci co są często dyktują warunki umowy, a nie przyjmują od GW wszystko jak leci.
W tym sezonie