Wpis z mikrobloga

W dzisiejszym odcinku pójdziemy tropem z poprzedniego i omówimy sobie mniej więcej relacje między wczesnym chrześcijaństwem, a „mądrością tego świata”. Mówiąc o tejże mądrości mamy na myśli antyczną filozofię, a termin ów był w czasach starożytnych o wiele bardziej pojemny niż dzisiaj.

Był to efekt tego, że mianem filozofii określano nie tylko rozważania i spekulacje na temat „podstawowych problemów i idei” (dziękuje Pan wikipedia), ale także dociekania, które z perspektywy czasu nazwalibyśmy naukami przyrodniczymi, ścisłymi i społecznymi.

Do tego filozofia przesiąknięta była mistycyzmem i wierzeniami, które dzisiaj uznalibyśmy za religijne. Pitagoras, znamy nam głównie jako matematyk był w świecie starożytnym postrzegany przede wszystkim jako mistyk. To znaczy filozof. To znaczy matematyka, mistyka i filozofia lądowały do wspólnej kategorii z napisem filozofia. Miejmy w pamięci, że używamy tutaj tego słowa w jego antycznym, a nie współczesnym znaczeniu.

Z poprzedniego odcinka wiemy już, że Kelsos, a w raz z nim inni mieszkańcy cesarstwa, oskarżał chrześcijan o odrzucanie rozumowego dążenia do poznania prawdy i pogardę dla filozofii. Wielu wykształconych pogan widziało chrześcijan jako przygłupią tłuszczę, która chce wszystko zastąpić wiarą w Jezusa. Swoją drogą niektórzy podnoszą takie zarzuty po dziś dzień.

Czy mieli rację? I tak i nie. Faktycznie, wśród niektórych wspólnot chrześcijańskich funkcjonowało przekonanie, że “mądrość tego świata” nie przynosi nic dobrego i że, objawienie zawarte w „świętych tekstach” wystarczy za całą wiedzę.

Korzeni tego chrześcijańskiego antyintelektualizmu wielu dopatruje się w pawłowych listach i sformułowaniach typu „Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” czy „Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga”.

Na całą sprawę należy również patrzeć w kontekście historycznym. Wiem, że wracamy do tego któryś raz, ale starożytność generalnie nie była epoką rozumu i nauki. To znaczy nikt nie zaprzecza osiągnięciom starożytnych, ale jeśli chodzi o całokształt, to wspólnoty starożytne były głęboko przesiąknięte irracjonalizmem, wiarą w magię i różnego rodzaju zabobony.

Jak pisałem w którymś z komentarzy pod poprzednim odcinkiem - chrześcijanie nie przylecieli do Rzymu z kosmosu - byli Rzymianami (niekoniecznie obywatelami, ale mieszkańcami imperium). To, że wielu z nich było niewykształconych i przykładało większą wagę do guseł i czucia niż do „mędrca szkiełka i oka” to nie chrześcijańska inwencja, tylko norma społeczeństwa w którym żyli.

Żeby się o tym przekonać wystarczy zobaczyć jakie zarzuty stawiała im szersza publika, a nie tak zwani mędrcy. Ludzi nie bolało to, że chrześcijanie nie zgadzają się z poglądami jakiegoś filozofa czy ich stosunek do filozofii jako takiej. Problemem była ich amoralność, ateizm, bezbożnictwo, czczenie głowy osła, paranie się magią, konszachty z czarownicami i współpraca z demonami. Przynajmniej tak myślało wielu prostych ludzi.

Stosunek do filozofii i osiągnięć rozumu należy raczej rozpatrywać przy uwzględnieniu pochodzenia i pozycji społecznej. Chrześcijanie nie wywodzący się z elit społecznych i intelektualnych generalnie nie widzieli swojej nadziei w filozofii i wiedzy. Podobnie bowiem jak większość żyjących wówczas „prostych ludzi” nie mieli o niej pojęcia. Ciężko więc mówić o odrzuceniu czegokolwiek gdy ma się tego nie zna albo zna bardzo kiepsko.

Jeśli chodzi o chrześcijan wywodzących się z bardziej świadomych i wyższych warstw (niekoniecznie mowa tu o arystokracji), to tutaj można wyróżnić wiele różnych podstaw w stosunku do dorobku filozofii i dziedzictwa niechrześcijańskich przodków oraz rozumu jako takiego.

Część odrzucała filozofię i jej metody jako wywodzące się i związane z pogaństwem. I tutaj należy poczynić ważne zastrzeżenie - gdy autorzy wczesnochrześcijańscy piszą lekceważąco o „mądrości Greków”, to niekoniecznie znaczy, że odrzucają filozofię jako taką (rozumianą jako pogłębiona, rozumowa refleksja) tylko, że nisko cenią sobie greckie wierzenia. Jako się rzekło: filozofia była wówczas przesiąknięta mistycyzmem i wierzeniami religijnymi.

Wracając jednak do różnic we wczesnochrześcijańskim podejściu do filozofii. Poza tymi, którzy całkiem ją odrzucali istnieli także tacy, którzy niekoniecznie mieli z nią problem, ale z racji wspomnianego przed chwilą związku między filozofią a wierzeniami, byli nieufni i mieli wiele obiekcji. Chcieli odrzucenia religijnych i mistycznych konotacji wywodzących się z innych wierzeń.

Istnieli także tacy chrześcijanie, którzy uważali wręcz, że nie ma żadnego problemu, a filozofia jest tym co Grecy dostali od Boga w ramach przymierza. Innymi słowy Żydzi dostali Prawo, a Grecy filozofię. Wśród tych ostatnich, z biegiem czasu wykształcił się pogląd bardzo podobny do tego wyznawanego przez Kelsosa i innych medioplatoników - że rozum i rozważania jest jedną z dróg prowadzących do Boga. To jednak późniejsze dzieje.

Jest jednak faktem, że w chrześcijaństwie od samego początku aż po dzień dzisiejszy jest wiele nurtów albo otwarcie odrzucających naukę (rozumianą jako owoc intelektualnych dociekań), albo mocno wobec niej nieufnych, postrzegających ją jako zagrożenie dla wiary. Tyle, że na drugim biegunie znajdują się grupy, które uważają dokładnie odwrotnie.

Chrześcijańskie zapatrywanie się na rozum i owoce jego pracy to bardzo rozbudowany temat, ale tutaj (pobieżnie) przedstawimy sobie relację tylko między wczesnym chrześcijaństwem, a antyczną filozofią. Dla Greków z wyższych sfer (rozumianych tu jako ludzie wychowani w kulturze helleńskiej) filozofia i intelekt były bardzo ważne. Jeśli chrześcijaństwo miało na trwale zadomowić się w tym gronie, to po prostu nie mogło być zbiorem przesądów i prawd branych tylko na wiarę.

Czasy o których mówimy, czyli II-IV wiek, to wbrew wcześniejszym poglądom, okres bardzo ożywionej działalności intelektualnej. Żyjący wówczas filozofowie (czyli także „naukowcy”), zarówno poganie jak i chrześcijanie, byli bardzo dobrze zaznajomieni z osiągnięciami klasycznej greckiej cywilizacji i potrafili również dołożyć się do jej osiągnięć.

Przybliżmy sobie zatem świat ówczesnych elit. I tak, w procesie kształcenia najważniejsze były dwie rzeczy: retoryka i znajomość klasycznych tekstów. Retorykę należy w tym kontekście rozumieć jako sztukę prowadzenia sporu i konstruowania argumentów. Elity ceniły sobie dyskusję jako bardzo istotną w procesie wykuwania wiedzy i przekonań.

Ważna była również znajomość klasycznych tekstów. Mówimy tutaj o społeczeństwach tradycyjnych, w których starożytność danej opinii była istotnym argumentem przemawiającym za jej słusznością. Wystarczy sięgnąć chociażby do Kelsosa i przypomnieć sobie jak zarzuca chrześcijanom, że ich poglądy to nowinki, które nie mogą się równać wiedzy Egipcjan, Greków czy ludów Bliskiego Wschodu.

Jeśli chodzi o ścisłą elitę intelektualną i ludzi, którzy poświęcali życie, jak byśmy to dzisiaj nazwali, rozkminianiu, to przechodzili oni bardziej rygorystyczny trening. Wymagało to znalezienia szkoły filozoficznej (niekoniecznie budynku), gdzie grupka adeptów pobierała nauki od mistrza.

Proces ten był ważny nie tylko dla formacji intelektualnej danego zawodnika, ale także jako okazja do nawiania przyjaźnie i kontaktów, które mógłby ułatwić późniejszą karierę. Mistrz, będący zazwyczaj osobą wpływową, polecał na przykład uczniów na wysokie stanowiska w administracji.

Uczniowie studiowali filozofię po starożytnemu, czyli nie tylko teksty które dzisiaj nazwalibyśmy stricte filozoficznymi, ale także te, dotyczące geografii, historii, literatury, nauk przyrodniczych i matematyki. Od upadku cesarstwa na Zachodzie i kryzysu na Wschodzie w V wieku, świat musiał czekać aż do czasów pełnego średniowiecza (albo, jak twierdzi Freeman, do czasów Renesansu), żeby móc cieszyć się podobnym systemem i taką jego powszechnością.

Większość mistrzów należała do jakiegoś nurtu filozoficznego i miała poglądy bardzo zbliżone do tych przewodnich. Platon i jego szkoła pozostawali najbardziej popularnymi. Centralną częścią jego poglądów był kontrast między zmiennym i niedoskonałym światem materialnym a idealnym i niezmiennym światem idei, znanych też jako formy.

Nauka u mistrzów związanych z platonizmem zaczynała się od logiki i matematyki, które ich zdaniem były niezbędne aby zmierzyć się z wyzwaniem zrozumienia i poznania form. I tak na przykład rozważając wszelakie formy odwagi w świecie, człowiek mógł z czasem spróbować zrozumieć czym jest odwaga jako Forma, czyli odwaga sama w sobie.

W myśl poglądów platońskich idealne formy egzystowały w świecie idei, a ich przejawy w świecie materialnym były tylko niedoskonałymi odbiciami. Formy, podobnie jak całe istnienie, można ustawić w hierarchicznym porządku. Z tego też powodu zakładano istnienie Najwyższej Formy, jako (jakkolwiek głupio to brzmi) najbardziej idealnego ideału, zawierającego w sobie wszystko to co dobre.

W czasach o których mówimy idea Najwyższej Formy miała już dodatkowe konotacje i wiele osób zaczęło ją utożsamiać z bogiem, ale nie takim jak Zeus czy inny olimpijczyk - Bogiem przez wielkie „B”, najwyższym bytem we wszechświecie. Bóg zaś miał komunikować się ze światem materialnym za pomocą pośredników (niższych form), które z kolei człowiek może zrozumieć za pomocą rozumu.

Oczywiście spłycamy tutaj mocno platonizm, ale nie ma innej drogi jeśli chcemy przybliżyć ten system w nie więcej niż kilku krótkich akapitach. Z biegiem czasu opracowany przez Platona system ewoluował i dlatego w II wieku mówi się zazwyczaj o medioplatonizmie.

Rozróżnienie to ma podkreślać różnice między ideami z II wieku, a oryginalnymi pomysłami Platona. Większość medioplatoników uważała, że o ile niemożliwe jest zrozumienie Najwyższego Bytu, to człowiek może spekulować czym jest, a czym nie. Może też rozważać relację, jaka łączy go z Bogiem i w ten sposób nawiązać z nim indywidualny stosunek.

Zdaniem medioplatoników Bóg był wiecznym i absolutnie doskonałym stwórcą, który ciągle znajdował się w procesie stwarzania. Medioplatonicy wierzyli, że ostatecznym celem całego stworzenia jest osiągnięcie perfekcji takiej, jak jego autor. Postęp zaś jest możliwy dzięki myśleniu i rozważaniu, a Bóg wspiera ludzi za pomocą pośredników, którzy inspirują.

Generalnie medioplatonizm był bardziej mistyczny niż oryginalny system, z którego się wywodził. Medioplatonicy z większą nieufnością patrzyli na pokusy związane z materią. Byli zdania, że odciągają one człowieka od rozważań i myślenia przybliżającego go do Najwyższego Bytu. Dbałość o obyczaje szła w parze z filozofią.

Inna szkoła związana była z systemem stworzonym przez Arystotelesa. Był on uczniem Platona i w początkowym okresie pozostawał pod jego wpływami, ale z czasem rozwinął swoją filozofię w innym kierunku. Odrzucał istnienie Form, które można zrozumieć poprzez rozważania.

Jego zdaniem kluczem do poznania była pieczołowita obserwacja tego co występuje w świecie materialnym. Wiedza powinna wynikać z nagromadzenia sprawdzanych empirycznie faktów i refleksji nad nimi. Arystoteles praktykował to co głosił i prowadził własne, jakbyśmy to dzisiaj nazwali, prace badawcze. Z tego tytułu jest uważany za ojca biologii i zoologii. Zasłynął także jako logik.

Arystoteles uważał także, że wszystko co żyje podlega zmianom. Jego zdaniem każda żyjąca istota dąży do osiągnięcia najwyższego dla niej stadium. Najwyższy stan dostępny dla człowieka określał eudajmonią. Dosłownie tłumaczy się ją jako szczęście albo dobrobyt, ale proponuje się także określenie „rozkwit człowieka”, jako tłumaczenie lepiej oddające sens pojęcia.

W myśl założeń Arystotelesa wszystkie zjawiska istnieją w świecie, którego najwyższy byt, Nieruchomy Poruszyciel sprawia, że cały kosmos działa jak należy, utrzymując go w harmonii. Zdolność do kontemplacji i doceniania całego stworzenia i harmonii, która je wypełnia, jest, według Arystotelesa, najwyższym stadium eudajmonii.

Arystoteles był mniej popularny niż Platon z kilku powodów. Po pierwsze jego dzieła były pisane bardzo trudnym do zrozumienia językiem. Ponadto często nie były to żadne dzieła, a raczej zapiski i szkice. Rozumienie ich bez komentarzy bardziej doświadczonych i oczytanych ludzi było ciężkie. W dodatku nacisk jaki kładł na empirię i logikę wyprzedzał jego epokę. Grecka miłość do spekulacji i hipotez brała póki co górę nad metodycznym, żmudnym badaniem i sortowaniem obserwowalnych faktów.

Kolejnym wpływowym nurtem był stoicyzm. Odłamów było wiele, ale generalnie stoicy uważali, że wszystko co istnieje jest materią i jest ze sobą ściśle powiązane w wielkim cyklu zmiany, narodzin, rozwoju i śmierci. Siłą, która napędza świat jest pneuma, żywioł utożsamiany z logosem. Ludzka dusza jest również ożywiona dzięki pneumie (możliwe, że stąd wywodziła się gnostycka idea „boskiej cząstki” uwięzionej w człowieku).

Stoicyzm przechodził różne koleje losu i potrafił adaptować się do coraz to nowych wyzwań i idei. Stoicy cieszyli się opinią filozofów nie uciekających od trudnych pytań. System ten wywarł duży wpływ na cesarstwo, a cesarz Marek Aureliusz jest powszechnie znany z bycia jego zwolennikiem.

Najstarszym nurtem, który można określić jako znaczący, byli pitagorejczycy. Były to bardzo mistyczne grupy, same przedstawiające się jako spadkobiercy ich mistrza i depozytariusza prawd o świecie, które odkrył i wyjawił. Pitagoras żył w VI wieku przed Chrystusem. Pochodził on z Azji Mniejszej, ale znaczną część życia spędził w Wielkiej Grecji, gdzie zdobył zwolenników dla swoich poglądów.

Oprócz tego istniało wiele pomniejszych nurtów i szkół, będących często oryginalnym efektem miksu poglądów wielkich mistrzów, lokalnej tradycji i inwencji mniej znanych myślicieli. Znajomość klasyków i trening filozoficzny były nieodzowną częścią paidei, dobrego wychowania niezbędnego do bycia człowiekiem „na poziomie”.

Mimo, że może brzmieć to dziwnie, część rzeczonych ludzi „na poziomie” bardzo szybko zaczęła interesować się chrześcijaństwem (pamiętacie Apollosa, o którym mówiliśmy przy okazji odcinka traktującego o Pawle?). Wydaje się jednak, że na szerszą skalę zaczęło dziać się to dopiero w II wieku.

Jednym z takich przypadków był wspominany już wcześniej Tacjan, autor „Diatessaronu”. W swojej „Mowie do Greków” pisał wprost, że jest “tym, który myśli jak barbarzyńcy, urodził się na ziemiach Asyryjczyków, studiował waszą wiedzę [filozofia] a później tę, którą teraz wyznaje [chrześcijaństwo]”.

Tacjan przedstawia się zatem jako osoba wyedukowana w klasycznej wiedzy, ale uważa, że chrześcijaństwo jest nadrzędne. Dalej w tekście wyjaśnia, że chrześcijaństwo bardziej do niego przemawia, gdyż chrześcijanie postępują lepiej niż filozofowie. Nie podoba mu się zwłaszcza, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, „klasizm” (pamiętacie Kelsosa?).

Mamy tutaj przykład chrześcijanina, który choć poznaje „greckie mądrości”, to przedkłada nad nie objawioną prawdę swojej nowej religii. Nie poprzestaje jednak na tym i stara się wykazać wyższość swojej prawdy, mówiąc iż filozofowie ciągle się między sobą kłócą, a chrześcijanie zgodnie czczą Najwyższego Boga (tak jakby chrześcijanie nie prowadzili niekończących się dysput w co i jak wierzyć).

Inne podejście przedstawia inny wykształcony chrześcijanin, Justyn Męczennik. Opisuje swoje życie sprzed nawrócenia, jako ciągłe poszukiwanie i studiowanie osiągnięć różnych szkół filozoficznych. Żadna jednak do niego nie przemawiała, nie widział czegoś, co do końca odpowiadałoby na trapiące go pytania.

Sytuacja ta trwała dopóki pewien „mądry starzec” nie przedstawił mu chrześcijańskiego nauczania. Justyn dostrzegł w nim zwieńczenie dążeń greckich filozofów. Innymi słowy przedstawiał on wiedzę pogan jako w dużej mierze dobrą i prawdziwą i uważał, że Bóg w jakiś sposób pozwolił dojść do niej Grekom.

Widać tutaj nawiązanie do motywu, który występował już wcześniej u Filona, a który omówiliśmy w tekście poświęconym Listowi do Hebrajczyków. Filon zasadniczo uważał, ze Bóg objawił prawdę i dał narzędzia do jej poznawania wszystkim nacjom, tyle że Żydzi najlepiej ją pojęli i przechowali. Stąd jego słynne „Kim jest Platon jeśli nie Mojżeszem mówiącym po grecku?”.

Justyn zamieniał tylko żydów na chrześcijan i uważał, że misja Chrystusa przyczyniła się do poszerzenia wiedzy i świadomości ludzi. Posunął się nawet do twierdzenia, że ci spośród pogan, którzy szukali prawdy (czyli byli natchnięci przez logos) to tak naprawdę „honorowi chrześcijanie”. I tak na przykład, chrześcijaninem był dla Justyna Sokrates. Freeman uważa, że tego typu poglądy otworzyły drogę do asymilacji znacznej części przedchrześcijańskiego dziedzictwa w ramach nowej religii, która z czasem zaczęła wyznaczać porządek rzeczy.

Z poprzedniego odcinka wiemy już o podejściu Orygenesa, który w ramach odpowiedzi Kelsosowi pisał, że chrześcijanie wcale nie odrzucają dziedzictwa starożytnych, nie zgadzają się jednak z jego całością, a rozumowe rozważanie wiary i jej prawd jest jak najbardziej mile widziane.

Dlaczego o nim wspominam? Robię to, ponieważ w podobnym duchu wypowiadali się inni wykształceni chrześcijanie z Aleksandrii. Wielu badaczy przypisuje to tradycji wspominanego przed chwilą Filona, którego twórczość była poświęcona próbie połączenia helleńskiej myśli z religią i tradycją żydowską.

Weźmy na przykład Klemensa Aleksandryjskiego, Ojca Kościoła. Outler uważa wręcz, że był on najbardziej zanurzony w greckiej filozofii ze wszystkich autorów wczesnochrześcijańskich. Urodził się w Atenach, w pogańskiej rodzinie. Miasto to wciąż było ważnym centrum intelektualnym starożytnego świata. Prym wiodła jednak Aleksandria, do której Klemens ostatecznie wyemigrował, szukając odpowiedzi na trapiące go pytania.

Prace Klemensa ukazują bardzo dużą wiedzę na temat tradycji, literatury i filozofii helleńskiej. Jego krytyka religii pogańskich jest w bardzo dużym stopniu oparta o poglądy medioplatoników. Twierdził, że ci, którzy żyli przed objawieniem Chrystusa, ale starali się poznać bożą prawdę mogą być uznani za „honorowych chrześcijan”.

Zdaniem Klemensa kimś takim był na przykład Platon. Klemens pisał wprost: „ [filozofia] jest jakby wstępem dla tych, którzy żyli przed Chrystusem” i „możemy powiedzieć, że została [filozofia] dana Grekom dla tego celu; filozofia jest dla nich bowiem tym, czym Prawo dla Żydów - nauczycielem mającym doprowadzić ich do Chrystusa”.

W myśl tych poglądów objawienie Chrystusa było nie tylko wypełnieniem Prawa, ale i czymś co miało rozwinąć filozofię grecką. Zdaniem Klemensa, Chrystus był czymś co zamienia tlącą się w filozofii iskierkę prawdy w płomień. Uważał, że studiowanie filozofii powinno być niezbędną częścią chrześcijańskiej edukacji.

Zdaniem Klemensa wiara była czymś co rozbudzało umysł i umożliwiało rozumowanie i trzeźwy osąd. Freeman twierdzi, że poglądy Klemensa na relację wiary z rozumem i poznaniem można streścić w następujący sposób - gdy masz już rdzeń w postaci wiary, możesz iść dalej i poznawać prawdę za pomocą logiki lub duchowego oświecenia.

Bardzo ważnym elementem teologii Klemensa był obowiązek pracy nad rozwinięciem cnoty, będącej ostatecznym wyrazem Boga. Podlegać mu mieli wszyscy ochrzczeni. Natura tej cnoty, była jego zdaniem możliwa do poznania rozumem. Czuć Platona? Różnica była jednak taka, że metaforą świetlistej prawdy było u Platona słońce, a u Klemensa - Chrystus.

Podsumowując - wiara potrzebuje rozumu aby iść dalej przez świat i osiągać kolejne stopnie rozwoju duchowego na ścieżce do zbawienia. Klemens twierdził, że Chrystus dał wzorzec postępowania i chrześcijanie powinni starać się go naśladować w swoim życiu.

Ciekawe są jego poglądy na inne kwestie. Jeśli chodzi o cielesność, to Klemens nie był surowy i uważał, że jak najbardziej należy (jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli) „szanować się”, ale w żaden sposób nie potępiał on ani nie przedstawiał ci
niedoszly_andrzej - W dzisiejszym odcinku pójdziemy tropem z poprzedniego i omówimy s...

źródło: comment_MYCbiHYjHrbNoJg5jmpHQ8V8am36Hd7h.jpg

Pobierz
  • 25
  • Odpowiedz
@niedoszly_andrzej: Co to za zarzut wobec chrześcijan związany z głową osła?

Co do Pitagorasa to sprawa jest bardziej złożona, choć na matematyce w pewnym stopniu się opierał, to uprawiał bardziej mistykę niż zajmował się królową nauk w dzisiejszym rozumieniu, które było całkiem zbliżone do starożytnego (szczególnie w okolicach III wieku p.n.e., za działalności Euklidesa, Archimedesa i innych). Z różnych jednak względów i on i inni (Platon, Arystoteles) czerpiący z matematyki
  • Odpowiedz