Wpis z mikrobloga

Najlepiej zbudowany wątek miłosny z jakim się spotkałem, skonstruował Lem w "Solaris" i nawet z tym nie handlujcie.

Większość romansów z literatury bądź filmu, to w większości oklepane schematy. Chociaż tragiczne i wstrząsające, to jednak na swój sposób powtarzalne i wtórne. Kochankowie nie mogą ze sobą być bo odległość, bo zbyt duża przepaść w warstwach społecznych, bo zabraniają rodzice, bo choroba, bo zdrada, bo inna bzdura którą niestety wątpliwą przyjemność miało szansę przeżyć kilka milionów innych par, odkąd tylko ludzie odkryli w wiązaniu się z drugą osobą coś więcej, niż wymiana płynów ustrojowych.

Taka "Romeo i Julia" to temat już wyświechtany, do dziś prym wiodą historie podążające wydeptaną ścieżką. Czasami jest to o tyle nużące, że wątek miłosny w jakimkolwiek utworze który nie jest stricte romansem, jedynie irytuje i niepotrzebnie przesładza końcowy odbiór dzieła. Gdzie tylko się da, wklepuje się nic nie wnoszący do fabuły wątek trudnej miłości, która to miłość nie odbiega od tego, co możemy doświadczyć my sami.

Do czego zmierzam — dylematy, przed jakimi stoją zakochani w sobie ludzie, nie skłaniają już do głębszych refleksji, skoro, można by stwierdzić, w historii relacji międzyludzkich nie pojawi się już nic nowego. Dramat relacji sprowadza się do wyboru pomiędzy miłością a karierą, pieniędzmi, degradacją społeczną, wykluczeniem ze społeczności, nieprzychylnością rodziny, bądź inną relacją, która z nią koliduje, tudzież życiem własnym bądź cudzym. Wydawać się może, że niczego nowego już wymyślić się nie da.

Parafrazując klasyka który opowiadał o wojnie — "miłość, miłość nigdy się nie zmienia". Ale okazuje się, że nie do końca.

Tutaj przychodzi Lem, który niechcący i trochę przypadkowo, przeniósł miłosne uczucie i jej tragizm na zupełnie nową płaszczyznę. Skupiając się na nauce, fizyce, astronomii, futurologii, genetyce, robotyce i innych pokrewnych dziedzinach, o dziwo najbardziej zaimponował mi nie na stopie naukowej i przewidywań ludzkiej przyszłości, nawet nie na filozoficznym aspekcie kontaktu z obcą formą życia i pytaniem dotyczącym kresu ludzkiego poznania czy wyższości człowieka i jego rozwoju cywilizacyjnemu nad całym Wszechświatem, który jest koniec końców niczym wobec niego. Przypadkowo bądź nie, stworzył w mojej opinii równie ciekawą formę relacji między kobietą a mężczyzną, co sama istota Oceanu na tytułowej planecie Solaris.

Dylematy i problemy przed jakimi postawił bohaterów, nie mają racji bytu w naszej rzeczywistości, a przez to są ciekawe i intrygujące. Tutaj miłość nie napotyka przeszkód, jakimi rzyga na nas to wszystko, co poznaliśmy do tej pory. Sytuacja jest tak abstrakcyjna, że tragizm z jakim mierzy się Kris (główny bohater) odkrywając "na nowo" (nie chcę zbytnio spojlerować) swoje uczucie do byłej kochanki, to pikuś w porównaniu do wspomnianego Romea. Zakres możliwości i dostępne do zrealizowania scenariusze są tak abstrakcyjne i dramatyczne, że problem przykładowo mezaliansu, to michałek w porównaniu do sytuacji kochanków w powieści Lema.

Kiedy w "Solaris" sytuacja się coraz bardziej zagęszcza, a napięcie pomiędzy Krisem a Harey staje się coraz mocniejsze, autentycznie nie da się czytać kolejnych linijek bez chociażby minimum wzruszenia i przejęcia. Kiedy dochodzi do punktu kulminacyjnego w tej relacji, ciężko nie odczuć w jakiej #!$%@? sytuacji znajduje się para głównych bohaterów.

Wyciągnęła rękę do wyłącznika, zapadła ciemność, ułożyłem się na wystygłej pościeli i poczułem ciepło jej zbliżającego się oddechu.

Objąłem ją.

- Mocniej — szepnęła. I po długiej chwili: — Kris!

- Co?

- Kocham cię.

Miałem ochotę krzyczeć.


Ten na pozór infantylny i kiczowaty tekst, dla czytelnika który wie co działo się wcześniej i jak bardzo niemożliwe do utrzymania jest to uczucie, jest jak rażenie piorunem. Czytając powyższe słowa z perspektywy obserwatora, który zna cały horyzont świata przedstawionego w książce, aż samemu chciałoby się krzyczeć. Wiedząc, w jak marnej, abstrakcyjnej i dziwnej sytuacji znajduje się nasz bohater, okazuje się, że tak naprawdę mało wiemy o dylematach kochanków i tak zwanej trudnej miłości. Mindfuck i istny bigos jaki musiał mieć w głowie Kris Kelvin, przechodzi ludzkie wyobrażenie. Pytania, na które musiał odpowiadać, sytuacje które przeżywał na nowo, możliwe kroki jakie musiał podjąć. To nie jest zwykły powrót po latach do byłej kochanki, tutaj pytanie "czy wyjdzie jeszcze raz" jest wręcz niewyobrażalnie smutne.

Chociaż mam uczulenie na wątki miłosne i wszelkiego rodzaju romansidła rodem z Harlequina, to czytając książkę po latach, będąc już dorosłym człowiekiem a nie nastolatkiem i mając za sobą trochę doświadczenia w relacjach damsko-męskich, największe wrażenie zrobiła na mnie nie warstwa sci-fi czy filozoficzno-teologiczna, ale właśnie wątek z Krisem i Harey.

Dlatego jak wspomniałem na początku, nie ma dla mnie bardziej tragicznej miłości niż w Solaris, a relacja między głównymi bohaterami jest tak niedorzeczna, pokręcona i wręcz #!$%@?, bez jakichkolwiek szans na happy end, że ciężko byłoby stworzyć coś lepszego — o ile rzecz jasna obracamy się na gruncie czysto materialnym i rzeczywistym. Kolorytu całej historii dodaje fakt, że przez kilka tysięcy lat istnienia człowieka, ż a d n a relacja pomiędzy kobietą a mężczyzną nie przebiegała w taki sposób, w jaki opisał ją Lem. A co najlepsze — nigdy nie będzie możliwości, żeby ktoś rzeczywiście mierzył się z podobnymi problemami, co bohater "Solaris".

Nie tylko obca forma życia została opisana przez Lema w najbardziej oryginalny i niepowtarzalny, nieszablonowy sposób. Wątek romansu jest równie pokręcony i dający do myślenia, co wykreowany Ocean i planeta na jakiej się znajduje. Szekspir może się schować ze swoją smutną historią dwojga kochanków, która jest niestety "jedynie" opisaniem czegoś, czego doświadczyło, i doświadczy jeszcze masa ludzi.

#ksiaki #milosc #zwiazki #literatura #lem #przemyslenia #feels
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@p0lybius Akurat w Solaris ten wątek nie jest miłosny w sensie dwóch kochających się ludzi. To jest przede wszystkim wątek onanistyczny, bo sam charakter relacji bohatera z kochanką ma mocne znamiona masturbacji. Ta dziewczyna jest tylko projekcją umysłu Kelvina, kocha więc on tylko swoje wyobrażenie, coś jakby onanizował się fantazjując. I mówienie tutaj o kobiecie jako samodzielnym bycie, także o relacji dwojga ludzi, to spora nadinterpretacja lub niezrozumienie tekstu.
  • Odpowiedz
@niewieski: no właśnie nie do końca, jest fantomem wytworzonym na bazie jego umysłu, ale jednocześnie nie jest projekcją. Posiada ciało, umysł i całą resztę, przecież sami naukowcy na stacji stwierdzili jednoznacznie, że nie są to co prawda ludzie, ale i nie zwykłe "zjawy".

Te twory jak najbardziej istniały i czuły, zarówno fizycznie i psychicznie. Umysły ludzi na stacji jedynie dostarczały niezbędnych danych, tj. wygląd i taki model psychiki, jaki zakodowane
  • Odpowiedz
@p0lybius: Projekcja nie musi być wcale czymś eterycznym. Może spokojnie ciało czy inne fizyczne właściwości. Lecz nigdy nie będzie w pełni człowiekiem, gdyż nie jest czymś samodzielnym, autonomicznym. Czy istniały? Na pewno w aspekcie subiektywnym, bo, zdaje mi się, tylko osoby, których umysły tworzyły tę projekcję, były zdolne je zobaczyć. Ale czy w obiektywnym? To u Lema ważne pytanie, wielokrotnie je zadaje, na przykład przeprowadzając Tichemu kallotomię, przez co jego
  • Odpowiedz
@niewieski: co do namacalności tych tworów to akurat autor dość jasno to opisał. Wbrew temu co pamiętasz, każdy mógł je zobaczyć i dotknąć, nawet osoby postronne. Wykonali szereg badań na tych tworach, doszli do pewnych przekonań.

I było z nimi tak, że sztuczne było wyobrażenie jakie o nich mieli ludzie, całe to w jaki sposób i w jakim kształcie, fizycznym czy psychicznym były te twory, było wynikiem podświadomości ludzi — ale cała reszta, jak np. ciało i umysł, było już całkowicie prawdziwe. Te twory czuły, krwawiły, jadły, a co najważniejsze i najbardziej tragiczne — miały uczucia i świadomość.

Problem sprowadzał się do tego, że nie było to twory identyczne do ich pierwowzorów, były (na samej Solaris) nieśmiertelne (a ściślej - cokolwiek by ich nie trapiło, po pewnym czasie ciało się regenerowało, chociaż zanim się to stało, normalnie odczuwały ból), a w wyniku tej "nieśmiertelności" nie miały takich potrzeb jak pragnienie czy
  • Odpowiedz