Wpis z mikrobloga

''Robi się zimno. A to oznacza, że czas już cofnąć - i tak raczej warunkowe niż absolutne - zrozumienie dla ludzi, którzy decydują się wyrzucać osoby w kryzysie bezdomności z komunikacji miejskiej czy klatek schodowych.

O ile latem można jeszcze dyskutować o tym, czy jest to zachowanie odpowiednie, o tyle zimą nie ma się co bawić w dzielenie włosa na czworo. To sprawa życia i śmierci. A z jakiegoś powodu umówiliśmy się, że życie to większa wartość niż komfort podróży, prawda?

Kiedy widzę więc akcje zachęcające do zostawiania uchylonych okien do piwnic, by mogły się w nich skryć bezdomne koty, szczerze im przyklaskuję. Ale zadaję też pytanie, czy równy entuzjazm społeczny jesteśmy gotowi wyzwolić w sobie na rzecz kampanii dotyczącej ludzi śpiących na klatkach czy w piwnicach? Obawiam się, że nie.

Podniosą się zaraz głosy, że to żadna pomoc, że osoby w kryzysie bezdomności mogą przecież pójść do schronisk i noclegowni. Że nie korzystają z nich rzekomo jedynie dlatego, że trzeba w nich być trzeźwym. To – nie bójmy się tego słowa – bzdura. Każdy, kto twierdzi, że w Warszawie jest wystarczająca liczba miejsc w podobnych placówkach, albo nie wie, o czym mówi, albo kłamie, albo korzysta z zafałszowanych statystyk. Potwierdzają to wszyscy badacze i badaczki problemu oraz działacze i działaczki organizacji pozarządowych. Potwierdzają to doświadczenia konkretnych schronisk, w których poprzedniej zimy przyjmowanych było po kilkadziesiąt osób za dużo – wbrew przepisom, ale w zgodzie z misją. A i tak miejsca nie starczało dla wszystkich. Dodajmy też, że standard części niedoinwestowanych i przepełnionych noclegowni niektórym osobom mieszkającym na ulicy wydaje się bardziej upokarzający niż spanie na kartonie.

Umieranie ludzi z zimna na ulicy to wyzwanie, na które należy odpowiedzieć systemowo

Zresztą, kto uważa, że „przecież jest gdzie spać, tylko trzeba nie pić”, może się zaangażować. Pomóc komuś dotrzeć do odpowiedniej organizacji. Poznać człowieka. Wezwać straż miejską. To też lepsze niż wyrzucanie kogoś na mróz.

A może, by budzić wrażliwość, by zmieniać ludzkie postawy, potrzeba po prostu działalności w skali mikro, piętra czy klatki? Kogoś, kto spróbuje przekonać sąsiadów, by zostawiać uchylone drzwi? Kto pokaże, że można pójść do osoby w kryzysie bezdomności z herbatą i kocem? Kto, a jakże, zadeklaruje się również, że jeśli będzie taka potrzeba, to owszem, posprząta potencjalnie zabrudzoną przestrzeń? Kto w autobusie stanie po stronie wyrzucanego, a nie wyrzucających?

Można zacząć od małych rzeczy i najbliższego otoczenia, jednocześnie domagając się od władz konkretnych działań. Bo umieranie ludzi z zimna na ulicy to wyzwanie, na które należy odpowiedzieć systemowo. Ale równolegle, a już na pewno obecnie – gdy system jest do cna dziurawy – potrzebna jest także ludzka solidarność. Jej minimum to spojrzenie chociaż kawałek poza czubek własnego nosa – nawet tego czasem okrytego szalikiem, gdy dochodzą do niego nieprzyjemne zapachy. Może uda się tam zobaczyć ludzkie życie, które można ocalić dzięki odrobinie ciepła. Rozumianego metaforycznie i zupełnie dosłownie.''

#bezdomni #bezdomnosc #zima #artykul #pomoc #wyborcza #humanizm #oswiadczenie
  • 6
@zdrajca_narodu_polskiego: widzę, że musisz ich dehumanizować, żebyś mógł nie czuć się winny. Nikt nie mówi o przygarnianiu, ale prawda jest taka, że w takiej Warszawie jest za mało miejsc w noclegowniach. Nic ci się nie stanie jeśli pozwolisz spać człowiekowi na klatce, a możesz nawet uratować mu życie.