Wpis z mikrobloga

Dzisiaj będzie trochę mniej spekulacji i więcej historii. Niestety, od rzeczonej spekulacji całkiem nie możemy uciec, przynajmniej póki co. Prześledzimy dzisiaj to co zostało z Jezusa po Jezusie i, mniej więcej, jak żydowski w swojej naturze ruch, zaczął przybierać inną od dotychczasowej formę i powoli, mozolnie odrywać się od części swoich korzeni.

Ukrzyżowanie i śmierć Chrystusa były potężnym wstrząsem dla jego uczniów i zwolenników. Oto bowiem ich mistrz, zawsze pewny swoich racji, z pasją wieszczący nadejście Królestwa Bożego, został pojmany i zabity niczym pospolity opryszek. Na domiar złego, ukrzyżowanie było uważane za jedną z najbardziej upokarzających form egzekucji, w trakcie której skazany umierał w męczarniach, walcząc o każdy oddech (ciężar ciała utrzymywany był przez ręce, które z czasem słabły w związku z czym delikwent opadał do pozycji utrudniającej oddychania a ostatecznie, czyniącej je całkowicie niemożliwym).

Nietrudno sobie wyobrazić jak musieli czuć się apostołowie i ludzie dotychczas skupieni wokół Jezusa. Mniejszość, w obcym mieście, wzięta w kleszcze przez kastę kapłańską i jej zwolenników oraz Rzymian. Nauki i obietnice Jezusa, zwiastowane przez niego Królestwo niosące sprawiedliwość i pokój, stanęły teraz pod ogromnym znakiem zapytania. Zwolennicy Jezusa mieli dobre powody by sądzić, że to oni są następni w kolejce, zaraz po ich mistrzu. Przerażeni, ukrywali się, jak to elegancko ujmują Ewangelie, „w obawie przed Żydami”.

Dobrze jednak wiemy, że to nie koniec. Jakie są zatem dalsze losy? Niestety, tutaj znowu natrafiamy na problemy ze źródłami, zatem wszystkie zastrzeżenia które poczyniono w poprzednim odcinku, odnoszą się także do tego. Nie mamy bowiem innego wyjścia, jak korzystanie z Nowego Testamentu, który tylko gdzie nie gdzie możemy wesprzeć ogólną wiedzą o ówczesnych uwarunkowaniach i wydarzeniach. Cóż, mówimy tutaj o czasach w których nikt nie zdawał sobie sprawy z doniosłości zachodzących właśnie procesów, a grupa która miała odmienić świat, egzystowała jeszcze na jego peryferiach, jako jedna z tysięcy pozbawionych znaczenia sekt.

Wiemy, że tradycja żydowska wymagała pochowania zmarłego. Bogaty zwolennik Jezusa, niejaki Józef z Arymatei, ofiarował swój grobowiec (to znaczy grobowiec który kupił z zamiarem uczynienia swoim, powyższa linijka zabrzmiała jakbyśmy mówili o jakimś zombie-wampirze) na miejsce spoczynku Jezusa. Piłat użyczył kapłanom swoich żołnierzy, w celu pilnowania dostępu do grobowca, co kapłani przyjęli z wdzięcznością, obawiając się, że może się on stać centrum dysydenckiego kultu, potencjalnie niebezpiecznego dla istniejącego porządku społecznego i obowiązującej hierarchii. Nic bowiem nie służy legendzie tak, jak męczeństwo głównego bohatera.

Trzy dni po pochowaniu ciała Jezusa, stała się rzecz dziwna. Oto okazało się, że grób jest pusty a ciało Jezusa zniknęło. Że to wymysł Ewangelii? Mało prawdopodobne, zniknięcie ciała raczej faktycznie miało miejsce i wielu, nawet bardzo sceptycznie nastawionych badaczy, podziela to zdanie (co nie znaczy, że wierzą w zmartwychwstanie). Dlaczego? Ewangelie powstały na bazie historii opowiadanych przez sporą grupę ludzi, będących naocznymi świadkami wydarzeń o których mowa. Nie mamy żadnych informacji o istnieniu jakiejkolwiek innej tradycji, co prowadzi do wniosku, że ciało faktycznie zniknęło.

Nie znaczy to jednak, że wiemy co się z nim stało. Według relacji ewangelicznej, trzeciego dnia po śmierci Jezusa, kobiety udały się do grobu. Tutaj jednak Ewangelie rozjeżdżają się między sobą w opisie wydarzeń. U Marka, kobiety napotykają młodzieńca odzianego w biel, u Mateusza, kobiety spotykają anioła. U Łukasza jest to dwóch młodzieńców ubranych w świetliste szaty, a u Jana, dwóch aniołów. Tak czy inaczej napotkany osobnik/osobnicy obwieszczają, że Jezus powstał z martwych i udał się do Galilei. U Mateusza, oprócz anioła, niewiasty spotykają samego Jezusa, który potwierdza, że należy szukać go w ojczystych stronach.

Co tu się właśnie stało? Ok, znowu nie mamy innego wyjścia jak rozłożyć ręce i z pokorą przyznać się do niewiedzy. Wpadamy bowiem w źródłową pustkę, w której jedyne co wydaje się być prawdopodobne, to to, że ciała Jezusa faktycznie nie było w grobie. Cała reszta jest i będzie, przedmiotem spekulacji. Przez 2 tysiące lat podjęto tysiące prób wytłumaczenia przyczyn zniknięcia ciała, od tak odlotowych, że chrześcijańska wersja o zmartwychwstaniu wydaje się przy nich całkiem racjonalnym opisem tego co zaszło, do tak cynicznych, że nasza poczciwa katechetka z podstawówki, mogłaby dostać zawału.

Co mam na myśli mówiąc o odjechanych teoriach? Na przykład tzw. Séance Theory, według której wiara w zmartwychwstanie Jezusa była efektem seansu spirytystycznego, w którym udział wzięli apostołowie i w czasie którego nawiązali kontakt z duchem swojego zmarłego mistrza. Albo tzw. Annihlation Theory, według której ciało Jezusa w magiczny sposób rozpadło się i dlatego nie było go w grobie. Albo, Twin Theory głosząca, że Jezus miał identycznego brata bliźniaka, który po ukrzyżowaniu zaczął podawać się za zmarłego. Niejako wiąże się z nią Stranger Theory, głosząca, że niewiasty i apostołowie zastali pusty grób (z jakiegokolwiek powodu) i w religijnym uniesieniu, wzięli za Jezusa jednego z przechodzących obok mężczyzn, a ten uznał, że co mu szkodzi, bycie liderem sekty jest w sumie całkiem spoko opcją. Albo różnorakie teorie o Jezusie-kosmicie, który jako wyżej rozwinięta forma życia, oszukał ludzi i wcale nie umarł tylko ukartował własną śmierć, „cudownie” zmartwychwstając aby tymże „cudem” wzmocnić wiarę w swoje nauki. Albo teoria o zbiorowej halucynacji, występująca w kilku odmianach, ale w skrajnej głosząca, że śmierć Jezusa w ogóle nie miała miejsca i była tylko zbiorowym omamem a Jezus bezpiecznie udał się do Indii albo do Japonii.

Cyniczne teorie natomiast to natomiast takie, które oparte są na zarzucie oszustwa, czy to ze strony apostołów, czy samego Jezusa. Popularna swego czasu teoria głosiła, że apostołowie wykradli ciało swojego mistrza, po czym wymyślili bajkę o zmartwychwstaniu aby mamić niewinne, żydowskie duszyczki (widać tutaj odpryski postrzegania chrześcijaństwa jako czegoś na kształt wielkiej, złej korporacji, maszynki do zarabiania kasy na frajerach). Inna teoria z gatunku cynicznych mówiła, że apostołowie, chłopki- roztropki trudniące się rybactwem, ulegli religijnemu szaleństwu i wbrew wszystkim faktom wymyślili sobie mit o zmartwychwstającym Chrystusie. Inna cyniczna teoria głosi, że osoba która zmarła na krzyżu była figurantem a prawdziwy Jezus grzecznie odczekał trzy dni, jego uczniowie usunęli ciało, po czym ich mistrz zaliczył wielki comeback.

Są teorie religijne, z których przynajmniej jedną, każdy poznał na religii (a jeśli nawet tego nie przerobił z katechetami, to ja naprawdę nie wiem za co ci ludzie biorą pieniądze), więc nie będę się w nie zagłębiał (przynajmniej nie tutaj, w przyszłości planuje cykl o mitologii chrześcijańskiej, ale najpierw dojedźmy do końca z tą serią). Oprócz tego są także teorie racjonalizujące, odrzucające cynizm i odjazdy płynące z dwóch pierwszych kategorii, ale wykluczjące z rozważań także pierwiastek nadprzyrodzony, #!$%@?ący teorie religijne.

Świetnym przykładem teorii racjonalizującej jest wersja wydarzeń przedstawiona przez Freemana. Jego zdaniem za zniknięciem ciała stał arcykapłan Kajfasz, a młodzieniec w bieli, którego kobiety spotkały w grobie, był uczniem kapłańskim (nosili się oni na biało). Zagrywka ze zniknięciem ciała i wskazówka, że Jezus udał się do Galilei, miały jakoby być obliczone na pozbycie się zwolenników Jezusa z terenów znajdujących się pod jurysdykcją Świątyni. Posunięcie oparte na: „niech wracają skąd przyszli i niech się Herod Antypas głowi co z nimi zrobić, w końcu to jego poddani!”. Wizje Jezusa jakich doznawać mieli uczniowie, to, w myśl tej teorii, halucynacje wywołane religijnymi uczuciami i zmęczeniem wywołanym stresem i obawami przed elitami świątynnymi.

Wszystkie te teorie mają jedną cechę wspólną- są absolutnie nieweryfikowalne a na odkrycie nowych poszlak raczej się nie zanosi. Pozostaje nam (nie pierwszy i nie ostatni raz przy okazji zajmowania się historią wczesnego chrześcijaństwa) uznać nasze ograniczenia i iść dalej. Zanim jednak pójdziemy dalej odpowiemy sobie na pytanie, które zakiełkowało pewnie w głowach niektórych.

Jak to możliwe, że nie ma za wiele źródeł dotyczących tego wydarzenia? Facet zmartwychwstaje, niebiosa się rozstępują, a nie pisze o tym nikt poza jego oddanymi zwolennikami? Cała reszta świata, ot tak, przechodzi nad tym do porządku dziennego? Ok, Judea, jak już wiemy, była zadupiem, więc wieści z niej nie interesowały jakoś szczególnie ludzi mieszkających na bardziej rozwiniętych obszarach (z drobnym wyjątkiem wieści o niezapłaconych podatkach), na których skupiały się źródła. No, ale kurde, chociaż jakieś lokalne źródła mogłyby te pogłoski odnotować, prawda?

No cóż, muszę was rozczarować. Powrót Jezusa ze świata umarłych nie był oryginalny i niepowtarzalny, wpisywał się w ramy istniejącej tradycji żydowskiej. W samym Nowym Testamencie jest ustęp o Łazarzu i wzmianka o bożych mężach powstających z grobów po ukrzyżowaniu Chrystusa. W Starym mamy relację o prorokach Eliaszu i Elizeuszu, wskrzeszających młodzieńców. Za życia Jezusa, część Galilejczyków wierzyła, że Jan Chrzciciel powstał z martwych. Ba! Według Ewangelii, Herod Antypas i jego otoczenie wierzyło, że Jezus jest właśnie inkarnacją Jana.

Zdaniem niektórych badaczy, zmartwychwstanie Jezusa, znakomicie wpisuje się w tradycję żydowską i jest wymodelowane na bazie relacji o Jonaszu, który także był „pochowany”, tyle, że we wnętrznościach morskiego stwora i dopiero po trzech dniach wydostał się na światło dzienne. Motyw z Jonaszem był swoją drogą bardzo częsty w sztuce pierwszych wieków. Motyw powstawania z martwych był także obecny w pogańskich wierzeniach, toteż doniesienia takie na nikim nie robiły wielkiego wrażenia.

No dobra, wracamy do wydarzeń następujących po tym jak okazało się, że grób w którym pochowano Jezusa jest pusty. Wiemy już, że nie możemy być pewni co dokładnie się stało oraz. Niestety, tutaj wcale nie będzie łatwiej. Skupmy się jednak na idących za Jezusem. Wielce prawdopodobne, że apostołowie, żyjący w ciągłym strachu i napięciu oraz traumie po utracie mistrza, nie byli w zbyt dobrej kondycji psychofizycznej. Według Ewangelii, od momentu gdy niewiasty odkrywają pusty grób, apostołowie zaczynają mieć wizje w których rozmawiają z Jezusem. Czy były to objawiania, halucynacje czy wymysły... no, dobrze wiemy, że nic nie wiemy.

Dodatkowy problem polega na tym, że ponownie mamy rozjazd wersji w źródłach. Oto bowiem Ewangelia Łukasza różni się od Dziejów Apostolskich. W Ewangelii Łukasz pisze o objawieniu na drodze do Emaus i do Betanii. W Dziejach Apostolskich, rzekomo ten sam Łukasz, pisze natomiast, że objawiający się Jezus przykazał swoim uczniom nie opuszczać Jerozolimy przez 40 dni od zmartwychwstania, do wniebowstąpienia. Przy okazji autor Ewangelii zaznacza, że Jezus którego spotkali uczniowie był osobą z krwi i kości, co kłóci się z pismami Świętego Pawła (u którego objawiający się Jezus jest czymś na kształt niematerialnej istoty). Jeśli porównamy w/w źródła z innymi Ewangeliami to okazuje się, że Jezus objawia się swoim uczniom jednocześnie w Galilei, Jerozolimie i okolicach. Może nie byłoby to tak nieprawdopodobne przy założeniu, że jest ponad naturalną istotą, tyle, że... ci sami uczniowie też przebywają w kilku miejscach naraz. Jak widać mamy niezły kociokwik, który nieuchronnie prowadzi nas do konstatacji, że...

Brawo! Zgadliście! W tym wypadku (który to już raz, że tak sparafrazuje niejakiego Bonusa RPK) jedyne co możemy zrobić to smutno zwiesić wzrok i westchnąć, bo nasze źródła, delikatnie rzecz ujmując, nie podają informacji wartościowych dla historyków. Biblijny opis tego co nastąpiło trzy dni po ukrzyżowaniu Jezusa, musimy traktować jako opis wizji tego co się stało, a nie spis wydarzeń które faktycznie miały miejsce. Wizja ta, jest pewnie oparta w jakimś stopniu o faktycznie wydarzenia, ale tutaj, ponownie, ciężko oddzielić to co się stało z tym co autor chciał swoim opisem przekazać.

Głównym źródłem dotyczącym losów pierwszych wspólnot są Dzieje Apostolskie, których autorstwo tradycja przypisuje apostołowi Łukaszowi. Pomijając już fakt czy apostoł Łukasz faktycznie napisał którąkolwiek z przypisywanych mu prac (Ewangelia i Dzieje), wydaje się, że obydwa dzieła mają tego samego autorstwa, aczkolwiek część uczonych to kwestionuje. Historycy i bibliści sprzeczają się co do celu powstania, interpretacji i historyczności informacji zawartych w Dziejach. Co smutniejsze, kwestionowana jest zwłaszcza główna część dzieła, czyli ta dotycząca podróży misjonarskich Pawła.

To co wydaje się pewne albo prawie pewne to to, że krotko po śmierci, zniknięciu ciała i domniemanym zmartwychwstaniu Jezusa, w Jerozolimie pojawiła się grupa ludzi, skupiona wokół jego dwunastu najbliższych uczniów (Judasza, który nękany wyrzutami sumienia popełnił samobójstwo, zastąpił niejaki Maciej). Ludzie wchodzący w skład grupy, pochodzili głównie z Galilei i znaczna część z nich, podążała za Nazarejczykiem w trakcie jego ziemskiej wędrówki. Wydaje się, że pierwszym liderem był Piotr. Grupa ta, po wspomnianym Wniebowstąpieniu, doznała religijnego ożywienia, na skutek (jak wierzyli jej członkowie) zesłania Ducha Świętego. Natchnieni Duchem, mieli zacząć otwarcie głosić przesłanie Jezusa Żydom, którzy byli obecni w Jerozolimie z okazji święta Szawout (chrześcijańska Pięćdziesiątnica).

W okresie tym zaczyna powoli wykuwać się nauczanie, nazwijmy to, protochrześcijańskie. Czemu proto? Ponieważ ludzie których historia nazwie potem pierwszymi chrześcijanami, byli, w swoim i otoczenia mniemaniu, Żydami pełną gębą. Przestrzegali Prawa, modlili się w Świątyni, a ich życie religijne skupiało się w synagogach. Jednakże, zaczęli baaaaaaardzo powolutku (i nie bez tarć wewnętrznych i zewnętrznych) odbijać od tego co było do przyjęcia w ramach tradycji żydowskiej. Zaczęła się reinterpretacja i refleksja nad nauczaniem Jezusa. Oczywiście wspomnienia tego co Jezus rzeczywiście mówił, nie mogły zostać wymazane. Tyle, że od momentu Wniebowstąpienia (w wersji dla sceptyków: ukrzyżowania i wykradnięcia ciała, w wersji dla wyznawców teorii spiskowych: migracji do Indii, etc.) apostołowie i skupieni w okół nich ludzie nie mogli już liczyć na mistrza, który wyjaśni co dokładnie miał na myśli.

Rysy na „żydowskości”, widać choćby po rodzącej się tradycji dotyczącej Wniebowstąpienia- oto bowiem Jezus nie wstępuje sobie do Niebios jako jakiś tam przybłęda- prorok. Co to to nie! On „zasiada po prawicy Ojca”. Przecież to nie brzmi jakoś obrazoburczo! Gdzie tu kontrowersja, zapytacie? Cóż, dość powiedzieć, że Żydzi którzy ukamienowali Świętego Szczepana Męczennika, zrobili to właśnie za tego typu stwierdzenia. W opinii wielu Żydów, była to bowiem próba wyniesienia istoty ludzkiej (niechby nawet mającej specjalną więź z Jahwe jako prorok) do nieomal boskiego statusu- a to było bluźnierstwo i ciężką obrazą, której Jedyny Bóg, zazdrosny o swój status, na pewno nie puści swojemu ludowi płazem.

Nie znaczy to jednak, że deifikacja była faktycznym celem nowej wspólnoty. Ludzie ci święcie wierzyli, że Jezus był w jakiś sposób wyjątkowy i posiadał specjalną relację z Bogiem, jakiej nie posiadał nikt przedtem. Skoro nadal uważali się z Żydów i za takich chcieli uchodzić (o czym świadczy choćby wystąpienie Piotra przed Sanhedrynem), jest bardzo wątpliwe żeby głoszono boskość Jezusa. Próbę uchwycenia specjalnej relacji Jezusa z Jahwe przez pierwszych chrześcijan podejmuje na przykład „hymn” zawarty w drugim liście Pawła do Filipian. Według niektórych interpretacji jego treść wskazuje, że wśród pierwszych wspólnot powoli rodzi się przeświadczenie o tym, że Jezus istniał od „zawsze” i od zawsze cieszył się specjalną łaską ze strony Boga, mimo, iż „... istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności aby na równi być z Bogiem”. Był to jedyny sposób na to żeby pogodzić szczególną rolę Chrystusa i bezkompromisowy monoteizm żydowski.

Jezus zaczyna był także określany jako Chrystus, z greckiego Christos, pomazaniec, a więc mesjasz. O znaczeniu tego słowa w tradycji żydowskiej już wspominaliśmy, ale wydaje się, że w ramach nowej wspólnoty pojęcie to zaczęło ewoluować i przestało być utożsamiane z liderem politycznym, a zaczęło być związane z przywódcą religijnym. Święty Paweł używa go co najmniej 270 razy w swoich listach. Z biegiem czasu Jezus stapia się z Chrystusem do tego stopnia, że staje się jego zwyczajowym mianem. Potem już leci- w zasadzie wszystkie honorowe tytuły z tradycji żydowskiej, zostają nadane Jezusowi przez jego zwolenników. Jest on nie tylko mesjaszem, ale i Synem Bożym oraz Panem. Żydowska terminologia powoli przestaje wystarczać, tytuły nie oddają roli odegranej przez Jezusa.

Pojawiają się kolejne „nowinki”. Osoby przyłączające się do ruchu muszą zostać ochrzczone. Występowanie chrztu jest poświadczone przez same Dzieje Apostolskie. Nie jest to wprawdzie zwyczaj nieznany judaizmowi, ale tutaj nabiera on nieco innego znaczenia. U Żydów był on rytuałem oczyszczenia, jednym z kilku, stosowanych przed wykonywaniem określonych czynności kultowych. Dla nowej wspólnoty- jednorazowym biletem wstępu. Inną rytualną „innowacją” była Eucharystia, wspólny posiłek, ustanowiony na pamiątkę wieczerzy Jezusa z jego uczniami. Nie był to zwyczaj całkowicie obcy kulturze żydowskiej (a już na pewno nie helleńskiej), ale nigdy przedtem nie był on częścią nakazanego kanonu. No i oczywiście nie był on sprawowany na pamiątkę Jezusa. W pierwszych wspólnotach, w trakcie eucharystii jedzono, pito, wspominano Jezusa i jego nauczanie, oraz dyskutowano o fragmentach pisma.

W niedługim czasie zaczynają pojawiać się pierwsze pęknięcia między zwolennikami Jezusa a bardziej tradycyjnie zorientowanymi żydami. Ostatecznie, konflikt wybucha po wystąpieniu wspominanego już Szczepana, który nie tylko wynosi Jezusa do niemal boskiej rangi, ale także krytykuje swoich słuchaczy za przyłożenie ręki go śmierci Nazarejczyka. Tłum kamieniuje Szczepana, a w Jerozolimie wybuchają pierwsze prześladowania. Część ludzi skupionych w okół apostołów, uciekając przed prześladowcami, zaczyna przenosić się na prowincję. Tak startują misje poza Jerozolimą, początkowo ograniczone do Judei i Samarii, potem rozprzestrzeniają się na obszar całej Palestyny i Syrii oraz leżącego u ich wybrzeży Cypru. W międzyczasie nauki apostołów znajdują posłuch u części greckojęzycznych Żydów, odwiedzających Jerozolimę bądź w niej mieszkających. Targetem (ah, ta korpomowa) były przede wszystkim żydowskie wspólnoty żyjące w diasporze, ale konwertyci pojawiają się także wśród gojów, pogan. Dzieje Apostolskie podają przykład niejakiego Korneliusza, rzymskiego centuriona, nawróconego przez Piotra w Cezarei.

Liczba konwertytów wśród gojów stopniowo rosła, co prowadziło do powstawania napięć między wspólnotami złożonymi z Żydów (przypominam, że członkowie tego ruchu wciąż jeszcze uważają się przede wszystkim za Żydów) i nawróconych pogan. Apostołowie, stojący na czele pierwszych wspólnot, przychylali się raczej do interpretowania zasad swojego ruchu w duchu judaizmu. Sam fakt istnienia nieżydowskich konwertytów budził wiele kontrowersji, niektórzy uważali, że stanowi to odstępstwo od nauczania Jezusa. Podejście takie nie dziwi, w końcu Apostołowie i większość członków pierwszych wspólnot, wywodzili się z tradycji żydowskiej, a Jezus jakiego znali był Żydem. Może i reformatorem, ale ciągle w duchu zgodności ze starożytną tradycją.

Dzieje Apostolskie relacjonują tarcia między wspólnotą z Jerozolimy, złożoną z Żydów, pod przywództwem apostoła Jakuba a nieżydowskimi konwertytami żyjącymi w Syrii. Bezpośrednim powodem konfliktu była wizyta apostoła Piotra (który w międzyc
niedoszly_andrzej - Dzisiaj będzie trochę mniej spekulacji i więcej historii. Niestet...

źródło: comment_SOsfhNviQ4sX0LjDwfFsKeMgDoV6tjAX.jpg

Pobierz
  • 19
@niedoszly_andrzej: Są jeszcze teorie mówiące, że Jezus wcale nie umarł na krzyżu. Większość z nich to zupełne spekulacje, ale jest wersja wyznawana przez muzułmanów Ahmadijja (których jest parę czy też paręnaście milionów). Uważają, że Jezus po paru godzinach został, jeszcze żywy, ściągnięty z krzyża i po podleczeniu udał się na wschód (razem m.in. ze swoją matką) w podróż misyjną w poszukiwaniu zaginionych plemion Izraela, ostatecznie umierając w Kaszmirze. Obecnie w Indiach
Większość z nich to zupełne spekulacje, ale jest wersja wyznawana przez muzułmanów Ahmadijja (których jest parę czy też paręnaście milionów).

@ja_nie_lubie: a co czyni ją bardziej wiarygodną od tych "zupełnych spekulacji"? Chyba, że to niefortunne wyrażenie i źle odczytałem twoje słowa. Dla mnie jest ona tak samo niewiarygodna i nieweryfikowalna jak ta o Jezusie- kosmicie. W sumie nawet bardziej ;).

Obecnie w Indiach mieści się świątynia (Roza Bal) w której, według
@niedoszly_andrzej: Oni swoją wersję wywodzą z przekazów biblijnych, Koranu i miejscowych tradycji, ale nie jestem w stanie ocenić, czy to się kupy trzyma. Raczej nie jest udokumentowane w źródłach.

Traktowałbym to raczej jako ciekawostkę o tyle wartą wspomnienia, że jest to ruch dość prężny i liczny (nawet w Polsce jest parudziesięciu ;) ), i postrzeganie przez nich Jezusa jest mocno odmienne od kanonu wyznawanego przez najbardziej rozpowszechnione gałęzie Islamu.
@ja_nie_lubie: Zaraz, zaraz, jakie przekazy biblijne masz na myśli? Ja nie kojarzę żadnego mówiącego "Syn Boży odzyskawszy przytomność udał się do Indii"( ͡° ͜ʖ ͡°). Co do Koranu to zdajesz sobie sprawę, że spisano go jakoś w drugiej połowie VII wieku, na Półwyspie Arabskim, co czyni go mocno niewiarygodnym w kwestii tego co działo się w Judei w wieku I? Jedyne zastosowanie jakie widzę, to historia tego
@niedoszly_andrzej: Zasadniczo zgadzam się z tobą, może mało to podkreśliłem, ale dla mnie to też tylko oryginalny mit i ciekawostka niż prawdopodobne wytłumaczenie historyczne.

Zaraz, zaraz, jakie przekazy biblijne masz na myśli? Ja nie kojarzę żadnego mówiącego "Syn Boży odzyskawszy przytomność udał się do Indii"


@niedoszly_andrzej: To tłumaczenie podałem nie dlatego, że jest historycznie uzasadnione, po prostu napisałem, skąd im się to wzięło. Oni opierają je na specyficznej interpretacji poszlak
Zdaje mi się ze historyczność tych zdarzeń jest dyskusyjna, tym bardziej z chęcią poznam więcej teorii na ten temat.

@Woody_J: nie jest dyskusyjna, w ogóle nie ma na ten temat źródeł poza legendami starszymi o kilkaset lat- historycy się tym nie zajmują, chyba, że jako folklorem.

dobrze rozumiem że Jezus nie chciał zakładać nowej religii?


@Woody_J: i znowu- nikt zdrowy na ciele i umyśle Ci tak nie powie bo nie
@Woody_J: To, o czym pisałem, nie ma podstwa historycznych; są to domysły oparte na specyficznej interpretacji fragmentów Koranu, Starego Testamentu i Ewangelii podanej pod koniec XIX wieku przez ruch muzułmański Ahmadijja. Dodatkowo łączy się to z miejscową pundżabską legendą o podróżującym mędrcu z zachodu, który tam zmarł i oni uważają, że był to Jezus. Całość tej historii jest w zasadzie dobrze wyłożona na wikipedii; ewentualnie możesz sobie doczytać Koran z komentarzem