Wpis z mikrobloga

Moi pradziadkowie byli Świadkami Jehowy. Moi dziadkowie są Świadkami Jehowy. Moi rodzice są Świadkami Jehowy. Zdecydowana większość moich ciotek, wujków, kuzynostwa i znajomych to Świadkowie Jehowy. Ja byłam Świadkiem Jehowy.

Udział w służbie dla Boga zaczęłam brać mając mniej 3 lata. Wtedy mam zabrała mnie na mój pierwszy ośrodek pionierski. Oczywiście nic z tego nie pamiętam, już wtedy jednak brałam czynny udział w głoszeniu. Jeśli podawanie Strażnicy można za taki uznać. Z kolejnego ośrodka, który był rok później pamiętam wycieczkę rowerową. Wtedy mój udział w służbie był taki sam. Kilka lat później, gdy byłam już w podstawówce zaczęłam też odczytywać wersety. Niby nic, ale byłam z siebie dumna. Sześć do ośmiu godzin w służbie to dla małej dziewczynki ogromne wyzwanie, więc i dumna ma była wielka.

Gdyby ktoś nie wiedział, lub jeszcze się nie domyślał, ośrodki pionierskie to takie kolonie z Bogiem i służbą od domu do domu. Nigdy nie wolno było mi jechać na kolonie, więc ośrodki traktowałam jak najlepsze wakacje. Spało się w stodołach na sianie, albo w domach w surowym stanie. W szkołach, piwnicach i salach królestwa. Nie trzeba się było kąpać, bo i zbytnio nie było jak i można było całą noc przegadywać z koleżanką, jeśli akurat spało się dostatecznie daleko od dorosłych. Na takim ośrodku każdy dzień wygląda tak samo. Rano jest śniadanie, czyta się biblię, modli się, a następnie wyrusza na wiele godzin do służby. Ponieważ ośrodki zazwyczaj są gdzieś na krańcach kraju, gdzie psów nawet nie ma, a domy dzielą od siebie kilometry, służba ta polega głównie na chodzeniu. Chodzi się dużymi grupami, więc można jakoś urozmaicać sobie czas licząc stonki albo motyle. Później wraca się na obiad, czyta biblie, modli się no i ma się chwilę na odpoczynek. Następnie znowu czyta się biblię i przygotowuje do najbliższego zebrania, a później można pograć w biblijne kalambury. Wszyscy idą spać o 21:00 i kolejnego dnia historia się powtarza.

No więc jeździłam na takie ośrodki, od 11 roku życia już bez rodziców, głosząc codziennie dobrą nowinę i przeżywając tam pierwsze drobne miłości. Oczywiście platoniczne. Ośrodki to – mimo nieustającego chodzenia od domu do domu – jedno z najmilszych wspomnień jakie pozostało mi po byciu ŚJ.
Oficjalnie głosicielką zostałam mając jakieś 11 lat. Wiązało się to z udzieleniem odpowiedzi na kilkanaście pytań dotyczących podstawowych wierzeń ŚJ. Zadawało mi je dwóch braci starszych, całość była bardzo oficjalna i nieco stresująca, chociaż odpowiedzi znałam doskonale. Nie dlatego, że się uczyłam i przygotowywałam. Były one dla mnie naturalne. Pewnie nadal są.

Świetnie znałam więc odpowiedź na pytanie czemu trzeba głosić, ale nie potrafiłam wymienić nawet trzech Pokemonów. Nieco utrudniało mi to życie, bo jednak wszystkie inne dzieci uwielbiały Pokemony. Niby nic, ale to kolejna rzecz pogłębiająca przepaść między mną, a moimi rówieśnikami. Nie miałam więc zbyt wielu znajomych, dzieci traktowały mnie jako ciekawostkę, ale kto chciałby bawić się z kimś, kto nawet nie obejrzy z Tobą ulubionej bajki, nie zrozumie Twoich obaw związanych z Pierwszą Komunią Świętą i nie dostanie z tej okazji roweru. Nie muszę chyba wspominać o dyskotekach, konkursach i zawodach, którymi cała szkoła żyła tygodniami, a o których ja mogłam jedynie pomarzyć. Urodziny, święta, dni dziecka to już w ogóle coś co wykraczało poza moją zdolność pojmowania i zawsze czułam się jak ostatnia melepeta, gdy jakieś dziecko rozdawało urodzinowe cukierki.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie byłam kompletnym odludkiem. Raz mama pozwoliła spać mi u koleżanki. Wróciłam do domu z wszami. Więcej nie nocowałam poza domem. Właściwie to dość zabawne gdy teraz o tym pomyślę, wtedy był to jednak prawdziwy dramat. Oczywiście im byłam starsza tym więcej swobody miałam, swoboda ta jednak nigdy nawet nie przybliżyła mnie do życia przeciętnej nastolatki. Cały czas brałam czynny udział w służbie, udzielałam się w czasie zebrań, byłam członkiem szkoły teokratycznej, co obligowało mnie do publicznych wystąpień. Wiecie, takie scenki rodzajowe „jak głosić żeby mieć w głoszeniu dobre wyniki”. Dostawałam temat, musiałam go dogłębnie przeanalizować, a następnie napisać „scenariusz” całej tej farsy. Scenka miała trwać 4-5 minut i zawsze musiała kończyć się sukcesem. Chłopcy mieli łatwiej. Oni tylko czytali biblię, albo przygotowywali jakieś krótkie przemówienia.

I tak toczyło się moje życie wokół organizacji ŚJ. Chrzest przyjęłam mając mniej więcej 15 lat. Nie dlatego, że chciałam, nie z wiary, nie z potrzeby ducha. Zwyczajnie wszyscy moi znajomi przyjmowali tego lata chrzest. Jakiż głupi jest człowiek za młodu.

Dziś ze Świadkami już nic mnie nie łączy. Raczej. Opuszczenie organizacji było jedną z najtrudniejszych rzeczy w moim życiu. Spoglądam jednak w przeszłość, przyglądam się organizacyjnej teraźniejszości i wiem, że nie mogłam postąpić inaczej. I czuję naprawdę ogromną ulgę. Ulgę tak wielką, że niemal przyćmiewa ból po stracie najbliższych. Najprawdopodobniej nie zostałam oficjalnie wykluczona, jednak nie mam kontaktu z nikim z „poprzedniego” życia. Ciągle mam wrażenie, że od reszty świata dzieli mnie jakaś wielka przepaść. Przez całe życie uczono mnie jak unikać ludzi, rzeczywistości, codzienności. Jeszcze nie oduczyłam się tych nawyków. Jeszcze nie nauczyłam się w pełni funkcjonować w społeczeństwie. W końcu mogę jednak żyć zgodnie z samą sobą i daje mi to szczęście.

Tak jakoś, musiałam to z siebie wyrzucić. Miłego dnia mirko!

#feels #religia #swiadkowiejehowy pozwolę sobie użyć #archiwumswiadkajehowy
  • 266
Od jakiegoś czasu prowadziłam też podwójne życie, miałam (mam) niebieskiego spoza organizacji z bardzo zdrowym do całej sprawy podejściem i on był taki ostatecznym i najsilniejszym powodem do całkowitego odcięcia się od Świadków.


@puddin: ostatnia szansa, dla niektórych mirków spod tagu #tfwnogf na znalezienie dziewicy została utracona ( ͡° ͜ʖ ͡°)
źródło: comment_HYokmudxqR7DGCHrdhJHII7exrPLCW4S.jpg
Do pewnego momentu jakbym czytała o sobie. :-D Tylko ja nie przeszłam wielu tych etapów i chyba mniej się to wszystko na mnie odbiło. Choć tych wszystkich szkolnych choinek itp teraz mi troszkę szkoda. Ale na dyskoteki szkolne już mi mama pozwalała chodzić, nawet pomagała mi sie stroić. :D
I też mam problem z krzyżami. I bywało to kłopotliwe [męczące psychicznie) w akademiku, gdy mieszkałam z wierzącymi dziewczynami.
@dafsgfdgdff: Lol nie, może dobrze by było, to by niektórzy trochę wyluzowali ;) ale w organizacji bardzo restrykcyjnie podchodzi się do seksu przed i pozamałżeńskiego oraz oczywiście masturbacji.

Poza tym w dobie wszechobecnych aparatów takie praktyki by się długo nie uchowały.

@s8w8 Tak te sugestywne zdjęcia z czasopism.
Zapewne nie jesteś bucem, odniosłem się do twojej szorstkiej wypowiedzi o niekochających rodziców puddin. Nie każdy miał tyle szczęścia co my. Niestety są
@mattfi: Teraz już nie tylko zdjęcia, ponoć mają fajne filmy w temacie (trochę jestem do tyłu - rodzice nie agitują, znajomi nie trują, reszta mnie zna i unika), w każdym razie obraz odstępcy to obraz osoby zagubionej, biednej i przegranej. Im więcej szczęśliwych i zadowolonych z życia odstępców tym więcej odstępców ( ͡º ͜ʖ͡º) .
A może by tak zorganizować #wykoppiwo dla byłych i obecnych SJ?
Dobrze że to z siebie wyrzuciłaś o dobrze że tamto z siebie wyrzuciłaś. Ja bym takich rodziców oskarżył o przemoc. Spotkasz wspaniałych ludzi tylko nie wiń siebie i ucz się żyć po drugiej stronie.
@puddin: "Nie potrafię źle o nich myśleć. Z drugiej strony, gdy skupię się nie na członkach organizacji, a jej przywódcach, postrzegam to jako jedno wielkie korpo, żerujące na ludzkiej potrzebie wiary."
To dokładnie tak samo jak w przypadku katolicyzmu i podejrzewam, że wszystkich (większości?) innych wyznań i religii.

Ja miałem podobnie, choć nie tak hardkorowo, jako młody ateista na zapadłej wiosce. Z drugiej strony dzięki temu, że od dzieciństwa deklarowałem niechęć
@puddin: Witaj w świecie. Dzięki, że umocniłaś moją wiarę dzięki plusom tego świata. Współczuje, że tak mocne miałaś ograniczenia mimo, że to nie jest aż tak wymagane.
edit. Po przeklinaniu stwierdzam, że mnie twoje wypowiedź jeszcze bardziej odrzuca.
w praktyce nie widziałem takiego człowieka. Widziałem za to mnóstwo niepraktykujących, zlaicyzowanych katolików o świńskiej obyczajowości.


@neilran: a ja widziałem dużo praktykujących wychodzących z kościoła i od razu grzeszących, co to wszystko ma do rzeczy? xD zasady moralne biorą się z empatii a nie z religijnych dogmatów. Jeżeli umiesz się postawić w roli innego człowieka któremu np. złamano rękę to wiesz że cierpi i taki czyn jest zły, tak samo morderstwo
@neilran: niestety nie masz cumplu racji. Sam przeżywałem podobną historię co bohaterka tego wpisu i teraz nie jestem związany z żadną religią. Dzięki temu mam najbardziej obiektywne spojrzenie na sprawy religii. Mogę wierzyć w boga, ale za cholerę nie pozwolę żeby jakiś nawiedzony starszy zboru albo niestabilny emmocjonalnie i politycznie ksiądz wmawiał mi co niedziela swoje skrzywione poglądy i kazał mi żyć według nich.

Wiara to coś więcej niz przynależność do
@puddin: Szkoda, że tak późno trafiłem na wpis, ale trzymam kciuki, żebyś radziła sobie w życiu i żeby rany doznane od najbliższych jakoś się zabliźniły. Sam mam żonę po bardzo podobnych przejściach, więc domyślam się co musiałaś przeżywać. Więc jakbyś chciała pogadać, to pisz śmiało i jeszcze raz - absolutnie szczere wszystkiego dobrego w życiu! :)