Wpis z mikrobloga

Czasami zwykłe zbiegi okoliczności sprawiały, że robiłam rzeczy których totalnie nie spodziewałam się robić w trakcie swojej podróży. Tak było i tego dnia, kiedy to praktycznie z ulicy trafiłam na uniwersytet w wietnamskim Vinh wcielając się w rolę wykładowcy.

Przebiłam się na wschód lokalną drogą w celu dostania się na autostradę. Ważność wizy nieubłaganie zbliżała się do końca więc postanowiłam nadrobić jeden dzień jadąc z prędkością większą niż górskie 30-40km/h. Całą trasę oceniłam na ‚,do-przejechania-w-dwa-dni’’ z noclegiem gdzieś po drodze.

Przez couchsurfing znajduję dziewczynę mieszkającą w Vinh, około 200 km od Ninh Binh do którego jechałam. Po 20 minutach od wysłania mojej wiadomości otrzymuję odpowiedź. Niestety nie może mnie dzisiaj przenocować bo ma już gościa na tę noc. Oferuje jednak, że popyta wśród znajomych czy nie znalazłby się ktoś kto mógłby mnie przygarnąć do siebie.

Jak na złość 20 kilometrów przed Vinh spada mi łańcuch. Wrzucam motocykl na stopkę serwisową i zaczynam działać. Po chwili łańcuch ląduje na miejscu a sekundę później maszyna przewraca się na bok. Zajęta przywracaniem jej do stanu używalności nie zauważyłam nierównego pobocza. Po krótkich, pseudofachowych oględzinach zauważam pęknięte prawe lusterko (e tam, lewe mam) i urwany przedni kierunkowskaz (i tak nie działał). Tragedii nie ma.

Zgodnie z informacją, którą dostałam od Wietnamki czekam pod dużym budynkiem w centrum na dziewczynę, która lada moment ma po mnie podjechać.
-Paulina? How are you? - słyszę za plecami.
Odwracam się i widzę młodego chłopaka. Na ,,how are you’’ praktycznie kończy się jego znajomość angielskiego, nie przypomina on też dziewczyny która miała po mnie przyjechać ale kto by się tym przejmował? Gość prowadzi mnie przez miasto robiąc krótkie postoje na pokazanie mnie swoim znajomym. Po dojechaniu na miejsce biorę szybki prysznic, ogarniam przemoczone rzeczy i proponuję mojemu hostowi wyjście na kolację. Ubieram pierwszą z brzegu bluzkę, niedbale związuję włosy i wychodzimy.

-Jesteś zmęczona? - pyta mnie Phong między jedną a drugą łyżką zupy.
Od dwóch godzin nie marzę o niczym innym tylko łóżku.
-Tylko trochę, a co jest?
-Moi przyjaciele bardzo chcieliby cię poznać - mówi lekko zawstydzony.
Śmieję się.
-Nie ma problemu.
Kilkanaście minut później podchodzimy już do grupki stojącej na dziedzińcu uniwersyteckim. Chwilę rozmawiamy i robimy pamiątkowe zdjęcia. Mamy już wracać do domu kiedy zauważam kobietę rozmawiająca z Phongiem, moim hostem. Zerka na mnie co chwilę nie przerywając dyskusji. Trwa to dłuższą chwilę.
-Właśnie teraz odbywają się zajęcia z angielskiego - słyszę w końcu - Profesor przyszła zapytać czy nie zechciałabyś przywitać się ze studentami, może powiedzieć coś o sobie… Wiem, że jesteś zmęczona - dodaje zakłopotany - to nie potrwa długo.

Kiedy wchodzę do sali zapada cisza. Po sekundzie słyszę oklaski. Wow. Nie byłam ani nie jestem na to przygotowana ale od dziecka paplanie jest moją mocną stroną. Biorę łyk wody i zaczynam. Pokrótce opowiadam o sobie, o tym jak wyglądało moje życie w kraju i o tym co robię tutaj. Po 25 minutach monologu dziękuję im z uśmiechem na ustach. Przez cały ten czas w sali panowała kompletna cisza, wszyscy z uwagą słuchali moich słów. Widzę rękę w górze, kieruję więc wzrok na młodego chłopaka. Podnosi się z miejsca, kłania się i przedstawia zanim zadaje pytanie.
-Możesz opowiedzieć coś więcej o swoim kraju?
Opowiadam o położeniu geograficznym Polski. O górach, morzu i mazurach. O czterech porach roku. O pierogach, rosole i kotlecie schabowym. O edukacji, zwyczajach, ludziach.
Kolejne ręce w górze.

***

-Nie jesteś zmęczona? - słyszę.
-Nie! - odpowiadam tym razem zupełnie szczerze.
Po ponad godzinie udajemy się do drugiej grupy. Dostaję informację, że ci studenci dopiero zaczynają uczyć się języka więc muszę mówić wolniej i pilnować się, żeby używać prostych słów. Po kilku minutach pada pytanie od wykładowcy.
-Mogłabyś po wszystkim poprowadzić normalne zajęcia?
-Wow - nie jestem w stanie wydusić z siebie więcej - nie wiem czy się do tego nadaję ale mogę spróbować.
Po zakończeniu ,,prelekcji” zaczynam omawiać temat podsunięty mi przez wykładowcę. Zapisuję nowe słownictwo na tablicy, omawiam kwestie gramatyczne. Na sam koniec odpytuję kilkoro studentów. Podeszli do tego całkowicie poważnie, bo bez zająknięcia wykonywali moje polecenia.

I chociaż czas zajęć już dawno minął nikt nie rusza się z miejsc. Teraz moja kolej; z pomocą studentów uczę się podstawowych zwrotów w języku wietnamskim. Zasada jest jedna: im bardziej zapluję się próbując coś wymówić tym większą radość dam studentom. Mi odpowiada. Po kilku godzinach wracamy w końcu do domu. Ponownie zaczynam odczuwać zmęczenie fizyczne jednak z natłoku wrażeń nie mogę zasnąć.
-Twój wykład był transmitowany na żywo w internecie - czytam przetłumaczone z wietnamskiego zdanie na ekranie telefonu podsuniętego mi przez Phonga.

A ja tylko wyszłam zjeść zupę.

#podroze
#paulawpodrozy
beaver - Czasami zwykłe zbiegi okoliczności sprawiały, że robiłam rzeczy których tota...

źródło: comment_LpVQFTgmr6qhbGmcR8VBVTosJBHnciGF.jpg

Pobierz
  • 36