Wpis z mikrobloga

Ja mireczki mam bardzo proste zasady w sklepie i w ten sposób niszczę januszy biznesu. Otóż jak na produkcie nie ma ceny to sprawdzam dla zasady ile kosztuje w czytniku. To nawet nie chodzi o to czy drogie czy nie, tu chodzi o zasady, bo jakoś tak się składa, że z reguły jak masz dziesięć towarów z ceną i jeden bez, to dopiero przy kasie się okazuje, że kupiłeś mandarynki kambodżańskie za 50 zł kilogram albo jogurt importowany z Alaski za 9.99 PLN. Nie ma, że zapomnieli ometkować, nie ma myślenia, że pewnie nie tak drogie, a może lekko droższe niż oczekiwałeś - co mi tam, przecież chyba by nie zrobili tego specjalnie, że ceny nie podano akurat przy obscenicznie drogim towarze, nie? No a jednak. NIE MA! Nie ma takiego dymania! Myślicie, że co, z kim macie do czynienia, z naiwniakiem, którego można ruchać jak się chce, a on z uśmiechem zapłaci za jakieś gówno 10x tyle ile to jest warte, bo nie było ceny, to wziął, bo przecież niemożliwe, że zapałki z psem Pluto mogą kosztować więcej niż te 50 groszy za pudełeczko, nie? Ups, 10 złotych, bo to świecące w ciemności zapałki, które nie gasną powyżej temperatury arktycznej? No cóż, trzeba w takim razie kupić, bo nie wypada odłożyć, co nie? Cały sklep patrzy na debila, który odkłada towar, bo był zbyt głupi i/bądź leniwy żeby sprawdzić na tym czytniku, czy ten paluszki rybne w czerwonym opakowaniu bez ceny kosztują tyle samo co te w niebieskim? O nie, 50 złotych, bo to paluszki rybne z doliny amazonki, frajerze głupi. Mogłeś sprawdzić.

#pasta #heheszki
  • 1