Wpis z mikrobloga

Wczoraj przypomniałam sobie, jak bardzo się smuciłam, gdy umarł David Bowie. Była to jedna z trzech sytuacji, gdy umarł ktoś znany, a we mnie to jakoś uderzyło.

Pierwsza taka sytuacja miała miejsce w 1997 roku, gdy zginęła księżna Diana. Widziałam jej pogrzeb w telewizji. Był to pierwszy pogrzeb, który oglądałam z wypiekami na twarzy, od początku do końca.
- Mamo, kim była księżna Diana? - zapytałam.
- Księżną - odpowiedziała mama, rozwiązując krzyżówkę.
- A dlaczego ludzie tak po niej płaczą?
- Bo była bardzo dobra.
- Aha. Co jej się stało?
- Miała wypadek samochodowy, dostała krwotoku i zmarła.
- A dlaczego?
- Bo nie miała zapiętych pasów. Pamiętaj Kasiu, zawsze zapinaj pasy w samochodzie!
Gdyby w 1997 roku istniał Facebook, a moja mama była aktywną użytkowniczką tego portalu, na pewno wzięłaby udział w akcji #kochamzapinam.
Naprawdę istnieje taka akcja.

Niedługo po księżnej Dianie umarł dziadek. Choć zaprosiłam na pogrzeb - między innymi - Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich, Kayah oraz Leonardo DiCaprio, to żadna z zaproszonych osób nie raczyła się pojawić. Było mi bardzo przykro, a oprawa wizualna uroczystości wpędzała mnie w jeszcze większą rozpacz.
- Ten pogrzeb to bubel. Trumna dziadka powinna być owinięta polską flagą i ciągnięta przez karetę zaprzężoną w kare konie... - szlochałam w rękaw cioci.
- Zamknij się - szepnęła ciocia.
- Wujku, a dlaczego dziadkowi nie śpiewa Elton John, tylko jakaś stara baba?
- Lepsza stara baba niż pedał.
- Rozumiem.
- Cicho już bądź i słuchaj, bo ksiądz mówi.
Ksiądz mówił o tym, jakim to dziadek był wspaniałym i troskliwym człowiekiem. Przypomniało mi się, że gdy byłam mała i niechcący przedarłam stronę w jakiejś cennej książce, dziadek rzucił mną o kredens. Na dodatek chciał wtedy, żeby zjadł mnie jamnik.
Delikatnie rzecz ujmując, nie byłam pewna, czy rzucanie dziecka psom na pożarcie można nazwać przejawem troskliwości.
- Bierz tą małą sukę, Pusia! Bierz ją! - wrzeszczał dziadek, purpurowy na twarzy.
Na szczęście mój tata pojawił się rychło w czas i zabrał rozjuszonego jamnika, który akurat szarpał mi łydkę.
Już nigdy nie zobaczyłam Pusi.

Wracając do pogrzebu - szczęśliwie się złożyło, że nikt mnie akurat nie pilnował, więc mogłam podejść do księdza i na cały głos powiedzieć:
- PROTESTUJĘ.
Ksiądz zamilkł na moment. Wszyscy słuchali. Rodzice biegli w moim kierunku. Szybko.
- DZIADEK BYŁ PODŁYM #!$%@? - powiedziałam, zanim złapał mnie tata.
Już nigdy nie zostałam zaproszona na żaden rodzinny pogrzeb.

Druga śmierć, która wywarła na mnie wrażenie, to śmierć Jana Pawła II w 2005 roku. Było to bolesne doświadczenie, bo nigdzie nie dało się kupić alkoholu. Na dodatek telewizja nie nadawała niczego ciekawego. Nawet Mody na Sukces.

#heheszki #nunkunpisze
  • 67