Wpis z mikrobloga

71 310 - 215 = 71 095

Wyprawa dookoła Polski: dzień XXXI (12.07.2016). Czyli mija równy miesiąc od wyjazdu z domu. Wyruszyłem 12 czerwca, wróciłem 12 lipca. Jak tylko ogarnę zdjęcia to zrobię podsumowanie i pewnie AMA jak w tamtym roku. Zdjęć było około 5000 (duuużo dubli i podobnych ujęć, ale trzeba było to odsiać). Póki co zostało mi 1000 i już mało co jest do kasowania, więc tylko wybiorę co ciekawsze na potrzeby podsumowania. Ten wpis długi, bo działo się całkiem sporo i całkiem "dramatycznie".

Mimo trzymania kciuków szlag trafił nadzieje o przejechaniu choć tego ostatniego dnia o suchej dupie. Jak się potem okazało nie tylko dupie. Ok, chmury lecą na południe, więc może jak pojadę na zachód, to ominę ulewę. Bardzo szybko, bo po kilkunastu kilometrów widać, że nic z tego, a dogania mnie kolejna chmura. Rozpoczęła się ulewa, która była nawet gorsza niż ta, która dopadła mnie na trasie Żagań - Świebodzin. Jedyne co, to było ze 2-3 stopnie cieplej, a wtedy nawet mimo przemoczenia do spodu, chce się tylko umrzeć, a nie po prostu wpakować pod TIRa. Niemniej jednak był to najgorszy rowerowo dzień jaki kiedykolwiek mi się do tej pory zdarzył.

Ulewa, a momentami ściana deszczu non stop, drogi zalane, zalane, nieraz zalane na całą szerokość drogi. W okolicach Dąbrowy Górniczej wpadam w taką kałużę, a tam zalana dziura jak sam skur... Świetnie, dwa snake'y. Leje na mnie, ręce zgrabiałe, trzęsę się z zimna, a robi się coraz gorzej, bo człowiek stoi i się wychładza. Ok, po pół godziny walki z kołami i samym sobą, zabieram się za jazdę. I co? I szlag trafił mój telefon. Jestem w środku jakiegoś zadupia, a deszcz dał radę wodoodpornej Xperii Z3 Compact (miała jednak pęknięte szkło hartowane z tyłu, choć pękło samo z siebie w mojej ręce).

Ok, w sumie jestem blisko (kilkadziesiąt km) od domu, więc przecież trafię. Po drodze wpadam do jakiegoś domu i mówię starszej pani, że mam nietypową prośbę, bo umarł mój telefon i potrzebowałbym suszarki do włosów. U nich remont, nie mogła pani znaleźć, ale w końcu jest. Suszenie nie pomogło nic, ale choć tyle, że zostałem poratowany herbatką.

Deszcz daje czadu cały czas, a ja jadę krajową 94. Nie mam za bardzo wyjścia, bo nie mam jak nawigować. Normalnie to żaden problem. Teraz jest, bo leje tak, że mam wątpliwości jak dobrze kierowcy TIRów mnie widzą. W pewnym momencie słyszę jakiś huk. Okazuje się, że kilometr dalej ktoś wpakował się osobówką do rowu. Auto wyglądało dość słabo, momentalnie korek, na szczęście rowerem udało się przecisnąć.

W Olkuszu już zaczyna tylko siąpić, już myślę, że wszystko fajnie i zjechałem z górki za Olkuszem, żeby okazało się, że kapeć z przodu. Świetnie, bo nie nie mam dętek, ale mam łatki, git, ogarnę. Takiego wała. Wyrwał się wentyl z dętki. Pierwszy raz coś takiego w mojej "karierze", a łatką tego skleić się nie da. Jestem w miejscowości Kogutek, widzę jest jakiś zajazd. Pytam obsługę czy mógłbym mi skorzystać z ich telefonu, żebym mógł do ludzi z Krk coś napisać, żeby mi pomogli. Ni #!$%@?, tacy pomocni. Próbuję łapać stopa z i bez rowerka do Olkusza, ale słabo, bardzo ruchliwa droga i nikt nie ma ochoty się zatrzymać (choć nie byłoby to problemem, bo stoję pod zajazdem).

Szwędam się po wsi pukając od drzwi do drzwi. W garażu jednego z nich (sołtysa) widzę szosę, więc jest dobrze, niestety nikogo nie ma. Idę do kolejnego domu, jest tam jakiś dziadek. Pytam czy mógłbym skorzystać z telefonu lub komputera, na co ten kazał mi #!$%@?ć. Potem po wsi chodziła za mną jego żona i śledziła mnie co robię. Idę dalej... Otwiera jakiś młodzian, jest dobrze, tacy mają smartfony. Przyniósł, napisałem na Wykopie, że żyję. Po PW widziałem, że powoli mała panika, bo wszak od kilku godzin na live w Endomondo ślad się urwał w szczerym polu. Ojciec chłopaka, kierowca TIRa, zadzwonił do swojego brata, który wracał właśnie do domu i wstąpił mi do sklepu po dętkę. W oczekiwaniu na gumę miło pogadaliśmy z panem kierowcą o zagranicy, bo on głównie jeździ po Rumunii (m.in. trasą transfogarską). Jest i brat. Jak się okazało szosa, którą widziałem w garażu kilka domów wcześniej, to była właśnie jego, a sołtys siedział w domu tych ludzi, którzy mi pomogli. Toteż dzięki wielkie jeszcze raz obydwu synom pana sołtysa z miejscowości Kogutek, bo szalenie mi pomogli.

W pięknym słońcu jadę ekspresem do Krk, gdzie już niemal pod domem spotykam @kiwacz i @Cymerek. Jedziemy na Tyniec, bo trzeba trochę dokręcić do #200km i > 7000km w ciągu wyprawy/miesiąca. Po drodze dorwaliśmy @wspodnicynamtb @trace_error i @louise_attack, którzy jechali z OTR. Powrót na Rynek, gdzie foteczka pod Kościołem Mariackim, szybki wypad na Kazimierz na burgera i do domu. Pod domem padł niekwestinowany rekord moich miesięcznych dystansów, czyli 7014km. Fura jazdy, mega satysfakcja. Nawet tego telefonu i przemoczenia przez 2/3 całej wyprawy nie szkoda. Dzięki wszystkim, bardziej szczegółowo i ładniej podziękuję w podsumowaniu/AMA.

W przyszłym roku też będzie wyprawa. Jest już termin, będzie i trasa niedługo.

KONIEC

Strava i Endomondo.

#100km #200km (nr 33) #metaxynarowerze #rowerowyrownik
Pobierz metaxy - 71 310 - 215 = 71 095

Wyprawa dookoła Polski: dzień XXXI (12.07.2016). Cz...
źródło: comment_qXY3ol9sXMhq0YBQpVosivbz277N80VT.jpg
  • 9
@metaxy: Gratuluję, a co do Xperii... generalnie szkoda gadać, ale warto przestrzegać innych. Miałem już trochę telefonów i smartfonów, jeden zwykły Ericsson, chyba k510i, kilkukrotnie zatapiany (w rzece, a po porządnym wysuszeniu działał jak wcześniej) i żaden mi nie padł, ani nawet nie pękł do czasu Xperii Z. Ta seria to jest dramat i choćby nie wiem jak dobre zdjęcia robiły: nie warto.
Ojciec chłopaka, kierowca TIRa, zadzwonił do swojego brata, który wracał właśnie do domu i wstąpił mi do sklepu po dętkę.


@metaxy: Tym zdaniem przywróciłeś mi wiarę w ludzi:)