Wpis z mikrobloga

Ech, mirki drogie z nocnej... Wziąłem sobie dwa tygodnie urlopu i zamiast gdzieś wyjechać, siedzę dniami i nocami i piszę doktorat. W sumie sam nie wiem po co, bo ani na uczelni nie planuję wykładać, ani do pensji mi nikt grosza nie dorzuci. Zastanawiam się, co kieruje ludźmi - w tym także mną - że poświęcają życie na robienie rzeczy, które szumnie nazywamy samorealizacją. A w praktyce ta samorealizacja polega najczęściej na wielu dniach (i nocach) wyrzeczeń, by potem przez kilka dni się pocieszyć z jakiegoś osiągnięcia. I znowu kolejna rzecz do zrobienia, i znowu masa wyrzeczeń...

#przemysleniazdupy
  • 11
@aswalt: zyskujesz u z n a n i e jak i p r e s t i ż w społeczeństwie, możesz się w końcu poczuć faktycznie kimś specjalnym, a nie tylko ślepo wierzyć w mamine zapewnienia. sama samorealizacja zaś jest dobrym zapychaczem pustki egzystencjalnej, która tylko czeka aż przestanie ci się chcieć.
@pierzak: właśnie się nad tym zastanawiam, na serio (i na trzeźwo). Czy nie więcej uznania dałoby poświęcenie czasu na siłowni i zrzucenie 5 nadprogramowych kilogramów? Czy po latach nie lepiej pamiętać świetne wakacje, a nie obronę pracy doktorskiej?
Skończyłem trzy kierunki studiów i powiem Ci całkiem szczerze, że ni cholery nie wiem, na co mi to było. Myślałem wtedy "nigdy nie wiesz, co cię spotka, korzystaj z możliwości nauki". A teraz
@saldatoreafilo: teraz na ulicy zawołasz "panie doktorze", to się połowa obejrzy. A kumplowi mojemu jak studentki w autobusie powiedziały "dzień dobry, panie doktorze", to potem musiał jakiejś starej babce 15 minut tłumaczyć, że nie przyjmie jej poza kolejką.