Wpis z mikrobloga

  • 458
Od zawsze w moim domu był pies, u żony tak samo. Postanowiliśmy adoptować tą małą myszkę. Znaleźliśmy ogłoszenie, umówiliśmy się i odebralismy ją jak miała 8 tygodni. Poprzedni właściciele dali nam ją po prostu jak jakąś rzecz, z ręki do ręki, bez żadnej książeczki zdrowia, bez żadnej informacji. Odwrócili się i poszli.

Dwa dni później zwymiotowała w nocy kilkanaście razy. Udaliśmy się do weterynarza. Diagnoza - chora wątroba - choroba Rubertha przez brak szczepienia wcześniej.

Strasznie się meczyla, była osowiala, kręcila się po mieszkaniu bez celu. Leczenie trwało około tygodnia (dwa razy dziennie wizyta na kroplówkę i antybiotyk) i pochłonęła trochę ponad 1000zl co przy naszym budżecie to bardzo dużo.

Przez następne pół roku wszystko było w najlepszym porządku. Pies najlepszy na świecie, bardzo zakochany w nas, tak samo jak my w niej. Nawet z jednej miski jadła ze mną. Przez wcześniejsze problemy z wątroba miała dietę. Nie jadła normalnego, psiego żarcia. Gotowalem jej cały czas ryż z marchewką i mięsem z indyka.

Urodziło nam się dziecko, na początku lekka depresja, ale już chyba wyszła z tego i zaakceptowała nowego członka rodziny.

Przedwczoraj zaczęła się strasznie ślinic i chodzić bez celu po mieszkaniu, nagle straciła apetyt, kiedy to wcześniej musieliśmy jej ograniczać jedzenie, bo miała ochotę zawsze i na wszystko.

Wstępna diagnoza, zatrucie - polknela jakieś środki drażniące. Trochę nas to dziwił, bo przeszukalismy cały dom i nie było nic na wierzchu co mogłaby zjeść czy polizac. Dostała antybiotyk i kroplówkę. Wróciliśmy do domu.
Wczoraj po nastepnej kroplówce i dawce antybiotyku odżyła i zachowywała się już prawie normalnie.

Dziś cała noc śliniła się znowu i znowu chodziła ciągle do rana. Z rana do kliniki, diagnoza - niewydolność wątroby. Wątroba nie oczyszcza toksyn, które trafiają do mózgu i przez to traci wzrok i się ślini. Nie może usiedziec w miejscu ani na rękach. Chodzi ciągle i obija się o różne rzeczy w mieszkaniu, męczy się strasznie. Slini się i wymiotuje. W najlepszym wypadku czeka ją operacja.

Nie mamy już siły na nic. Płaczemy od razu na samą myśl, że możemy ją stracić. Jest bardzo ważnym członkiem naszej rodziny.
Trzymajcie kciuki za zdrowie mojego skarba.

Moja mała rybka ma dopiero 10 miesięcy, a już tyle przeszła.

#zalesie #psy #choroba #sadstory #weterynaria
klokupk - Od zawsze w moim domu był pies, u żony tak samo. Postanowiliśmy adoptować t...

źródło: comment_c95gkiIOT0k79ydVv7pEfLa0fABvhoVa.jpg

Pobierz
  • 61
  • Odpowiedz