Wpis z mikrobloga

NO WITAM KOLARSKIE ŚWIRY. Co tam, trening, powtarzam, trening już zrobiony? Oj ja to dzisiaj dałem swoim armatom popalić. Wstałem wcześnie z wyrka już o 4 rano i od razu zjadłem pożywne śniadanie w postaci jajecznicy bezglutenowej. W czasie, gdy Paulisia szykowała się do pracy, ja zacząłem się już rozciągać, wiadomo podstawa porządnego treningu kolarskiego, powtarzam KOLARSKIEGO. Szybko ogoliłem nogi, umyłem moją karbonową rakietę, przesmarowałem napęd i już o 14 mogłem rozpoczynać dzisiejszy trening. Z dumą założyłem ciasne spodenki oraz koszulkę z pierdyliardem sponsorów, którzy nie płacą mi za reklamę. Jeszcze tylko bambino na nogi i bolsy i można ruszać w trasę. Kolarski hardkorowy trening rozpocząłem dojazdem do pobliskiej kawiarni wypijając tam dwie podwójne ekspressa. Wiadomo, nieodłączna część każdego kolarskiego treningu. Gdy delektowałem się moim ekspressem, zadzwoniła do mnie Paulisia, iż niestety nie zdąży dziś odebrać mojej paczki. Ech ona to zawsze znajdzie mi zajęcie... No nic, całe szczęście, że wybrałem paczkomat po drugiej stronie miasta, wiec już wskoczyłem na swoją karbonową rakietę i osiągając moc tysiąca wat poleciałem do paczkomatu. Wybrałem drogę po ścieżkach rowerowych, by potrenować technikę, no i pokazać trzepakom na MTB, kto tu jest prawdziwym królem szos. Tzn. ścieżek rowerowych w tym wypadku. Oj jak ja lubię kiedy taki lamus uczepi mi się koła. Jedzie za mną w moim tunelu i myśli że jest hardkorowym kolarzem. Wtedy ja z potężnym trzaskiem moich przerzutek zakładam łańcuch na blat i zrywam go osiągając prędkość dźwięku. Czasem ogłusza ich mój sonic blast, wtedy to dopiero jest śmiesznie. W drodze do paczkomatu, walcząc z potężnymi wibracjami maszyny od kostki brukowej, ujrzałem ją. Dziewczyna o pięknej figurze, ubrana w wspaniale dobranym stroju KOLARSKIM na w prawdzie aluminiowej, ale jednak szosie. Postanowiłem jej zaimponować mijając ją z prędkością 50 km/h (wiadomo, teren zabudowany). Oj widać, że laska opierdzielała się całą zimę, coś tam majaczyła za mną na horyzoncie próbując mnie doścignąć, ostatecznie jednak wygrałem ja. A może to był, koleś? Nie wiem, ciężko stwierdzić, wszystkie te ciuchy na rower są takie same. Tak czy siak, uśmiałem się nieźle, że nie mogła utrzymać mi koła. Sami widzicie, że wyścigi wygrywa się trenując w zimę. Na ten moment żegnam się z Wami, bo pora na regenerację, ale jeśli chcecie więcej zdjęć z dzisiejszego treningu, niż te 72, które wrzuciłem na swojego fejsa, zapraszam do śledzenia mojego instagrama, snapchata kanału na YT, bloga oraz twitch.
#pasta #kolarstwoszosowe #heheszki
Krachu - NO WITAM KOLARSKIE ŚWIRY. Co tam, trening, powtarzam, trening już zrobiony? ...

źródło: comment_KvAoNlCjkwNfVNhwvfJyHZ9Gle0ZX0aD.jpg

Pobierz
  • 1