Wpis z mikrobloga

  • 27
Pracuję od niedawna w muzeum w kościele św. Katarzyny w Gdańsku. Muzeum, a raczej eksponaty, są oświetlone w specyficzny sposób, mianowicie w wielkiej sali nad sklepieniem i pod dachem panuje półmrok, świecą się tylko różnokolorowe lampki ledowe.
Kościół wybudowano w XIII wieku (nastarszy parafialny kościół w Gdańsku) i był oczywiście kościołem grzebalnym, zachowały się w jego wnętrzu epitafia (m.in. Jana Heweliusza, wybitnego astronoma) a pod posadzką odkryto także groby starsze, z X wieku. Musiał być więc ongiś na miejscu kościoła wczesnośredniowieczny cmentarz, czemu nie można się dziwić: nieopodal znajdowało się grodzisko, które potem urosło do rangi Gdańska.
Tyle tytułem wstępu.
Sytuacja 1. Siedzę sobie na ekspozycji i mirkuję, gości i tak nie ma w taki dzień jak dzisiaj. Wtem zawył alarm, który uaktywnia się dzięki czujnikowi ruchu, który znajduje się za liną odgradzającą zwiedzających od zabytków. Spoglądam, że przecież nikogo nie było na salo. Na posadzce jednak, przy linie, sunął cień, taka plama bezkształtna, najpierw widoczna w świetle dwóch żółtych, potem niebieskiej lampki i zniknął, gdy skończył się zasięg lampek, w sumie niedaleko ceglanego muru. Myślałem, że mam przywidzenia, jednak ów cień i alarm pojawił się w ciągu dnia jeszcze dwukrotnie, raz nawet, gdy byli zwiedzający. Oni się nie zorientowali, tylko przestraszyli sygnału alarmowego, ale ja popatrzyłem na podłogę. We wcześniejsze dni nie widziałem tego cienia, chociaż alarmowi zdarzało się odzywać samemu z siebie.
Sytuacja 2. jak to w średniowiecznym kościele bywa, toalety nie uwzględniono w projekcie. Dla pracowników muzeum oraz robotników pracujących przy remoncie kościoła (w 2006 r. miał miejsce pożar, który strawił dużą część dachu, już odbudowanego, więc robotników nie ma) wzniesiono toaletę nad sklepieniami, w miejscu niedostępnym dla zwiedzających. Aby się do niej dostać, trzeba wyjść ze wspomnianej sali i przewędrować kilka metrów po grubych płytach osadzonych na żelaznych podporach, umiejscowionych nad sklepieniem kościoła. Płytach solidnych, ale jednak nie przykręconych, ruszających się, drgających i wykrzywiających (pewnie jakby po nich skakać to by się połamały i runęłoby się na sklepienie 1,5 metra w dół). Poszedłem sobie do łazienki i wyraźnie słyszałem uginające się deski i delikatne kroki, stawiane na nich. Nikogo tam oprócz mnie nie było, jesteśmy tylko we trójkę teraz w muzeum (jeszcze koleżanka na kasie i ochroniarz na wieży), jednak kroki był wyraźne i dochodziły z ciemnego końca pomieszczenia nad sklepieniami, oświetlinego tylko cienkomi promieniami światła, wciskającego się w szpary zamkniętych drewnianymi drzwiczkami okien. Ucichły po kilku sekundach. Odechciało mi się korzystać z toalety, wyszedłem stamtąd czym prędzej... zapowiadają się ciekawe miesiące w pracy.
Takie miejsce, zbudowane na starym cmentarzu i same nim właściwie będące przez setki lat, musi mieć swoich tajemniczych lokatorów, których to miałem okazję 'spotkać'.
#duchy #paranormalne #coolstory #truestory
  • 10
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Fevx: Napij się z nim wódki. Podobno sprawdzony sposób. Skoro napijesz się z nim, nie może Cię straszyć. Ile w tym prawdy nie mam pojęcia. Za dzieciaka włóczyłem się ze znajomymi po podlaskich wioskach i słuchaliśmy co starzy ludzie opowiadają. Plus gdzieś o tym czytałem. :)
  • Odpowiedz