Wpis z mikrobloga

"A co by było, gdyby nagle jakiś despota, przywódca ponadnarodowego rządu albo koalicja amerykańsko-chińsko-rosyjska ogłosiła, że rolnictwo i hodowla są zakazane? Przez jakiś czas jedlibyśmy zapasy zbóż i zarżnięte bydło. Potem przeczesalibyśmy okoliczne lasy, wyjedlibyśmy większość jadalnych bulw. Ale za dużo byłoby nas, żeby się w pełni nasycić. W Polsce przypada tylko jeden hektar na każdego człowieka. Pięćdziesiąt razy za mało, żeby wyżyć z lasu. Napychalibyśmy brzuchy liśćmi - pokrzyw, lipy, ostów i innych roślin (przetrenowali to Irlandczycy w dziewiętnastym wieku, Chińczycy pół wieku temu, a niedawno obywatele Korei Północnej). Jednak nasz przewód pokarmowy nie jest stworzony do jedzenia samych liści. Wydęte brzuchy wypełnione byłyby zieloną masą, której nie damy rady w pełni wykorzystać. G---o byłoby zielone. Chętnik pisał o głodzie na Kurpiach, że ludzie budzili się rano głodni, cały dzień zbierali pokrzywy i jedli je, a wieczorem i tak byli głodni. Ludzie zaczęliby się pożerać nawzajem. Upadłaby cywilizacja, wielkie blokowiska porosłyby dżunglą, jak świątynia Angkor Wat między Tajlandią a Kambodżą. Jak piramidy Majów. Albo bzem czarnym i iwą, jak gruzy Warszawy po wojnie (Londyn zarósłby pochodzącą z Chin budleją - która panoszy się tam na murach). A jakby się przerzedziło, buntownicy powróciliby do uprawy roli. Chyba, że znaleźliby dobry sposób na regulowanie populacji, żeby nie było ich za dużo i żeby można znów żyć samymi bulwkami i jeleniami. Choć pewnie zawsze znaleźliby się jacyś głupcy, którzy chcą mieć tuzin dzieci, które znów zmuszone byłyby odbudować cywilizację, żeby utrzymać się przy życiu." Łukasz Łuczaj "W dziką stronę" #surwiwal #antropologia #natura
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach