Wpis z mikrobloga

W moim mieście jak chciało się coś zjeść to wybierać można było między kebabem a pizzerią. Kebaba robił cygan, który udawał Turka a pizzę kręcił pan Zbyszek, który z Włochami miał tyle wspólnego, że jeździł tam tirem dopóki mu nie zabrali prawka za jazdę po pijaku. Wybór więc raczej marny a w pewnym wieku człowiek zaczyna szukać miejsc gdzie można obok piwa kupić też coś do żarcia. W lecie da się kupić parę browarów i zrobić grilla nad rzeką ale jak pizga zimnem (a pizga bo podlasie motzno) no to cudów nie ma.

No to wyobraźcie sobie jakim wydarzeniem było jak się okazało, że w mieście będzie Chińczyk otwierał chińczyka. Nie jakiś Wietnamiec z Warszawy co przyjechał do Polski 30 lat temu i dorobił się na wietnamskich dziwkach tylko prawdziwy Chińczyk. Na portalu miejskim było forum to w dwa dni miało 4 podstrony w temacie „Otwarcie chińskiej restauracji na Piłsudskiego”. Razem z kolegami podjaraliśmy się jak #!$%@?. Jasne, wszyscy pracujemy w Białymstoku a jeden kolega to nawet w Warszawie więc widok azjatyckiej restauracji nie jest niczym dziwnym, niemniej czuliśmy, że dzieje się coś wyjątkowego a nasze małe miasteczko wchodzi w okres szalonego prosperity.

Ustawiliśmy się na dwa tygodnie naprzód, żeby każdemu pasowało. Zapobiegliwie zarezerwowałem stolik. Odebrał jakiś koleś i łamaną polszczyzną powiedział, że rezerwacja przyjęta. Genialnie! Kiedy nadeszła wiekopomna chwila czuliśmy w powietrzu jej wyjątkowość. Przywitał nas czerwony neon z nazwą restauracji. Goulashi Tamade i pod spodem te ich chińskie znaczki. Zajebiste.

Wchodzimy do środka, oczywiście #!$%@? w opór. Zaraz podeszła jakaś mała chinka i powiedziała z takim zajebistym akcentem, że nie ma już niestety miejsc. A my wtedy jebut że rezerwacja. Chinka #!$%@? jak wróble w czasie Wielkiej Rewolucji Kulturalnej. Miejsca nawet spoko tylko blisko kibla. Zerkamy do menu, najpierw tradycyjnie na browary. Nie spodziewałem się jakiegoś pszenicznego piwa z Pekinu i w sumie dobrze bo tylko Tyskie i Karmi było XD. Problem się pojawił bo nazwy były po chińsku, pod spodem po angielsku i małymi literkami z błędami jeszcze po polsku. Koledzy powybierali jakieś pork with sechuan cośtam a ja uznałem, że na dobry początek zamówię sobie czikenburgera. Laska podchodzi i pyta co podać.

cztery razy tyskie i dla mnie gong bao shian cian

dla mnie shi fon mata na ostro

dla mnie quan du quing z wieprzowiną

a dla mnie czikenburger


Wtedy jakiś koleś odwrócił się od drugiego stolika do nas i zapytał

który to #!$%@? taki śmieszek


My oczywiście #!$%@? chodzi

pytam #!$%@? który to taki śmieszek


Patrzymy po sobie gość wstaje. Elegancki taki, w okularach, garniturze, zegarek widać, że zajebisty pewnie za kilkaset dolców. Podchodzi do nas patrzy każdemu w oczy i znowu

który to przychodzi do chińskiej restauracji na czikenburgera śmiecie? Zdajecie sobie sprawę z obecnej potęgi Chin? Na waszych oczach tworzy się nowy porządek świata a wy zamiast garściami czerpać z wymiany pomiędzy Chinami a Polską zamawiając pyszną kantońską kaczkę w warzywach obrażacie Chińczyków czikenburgerem. Trzeba było iść do amerykańskiego KFC, skoro nie potraficie docenić teatru działań chinskiej myśli kulinarnej.


Powoli dochodzi do mnie co się dzieję więc tłumaczę, że to tylko na przystawkę

na przystawkę to się zamawia sajgonki. Pójdziesz teraz i przeprosisz szefa kuchni.


Wszyscy w knajpie patrzą jak wstaję od stolika i idę do kuchni. Typ idzie za mną jak kat. Zaczyna gadać z szefem kuchni po chińsku. Pokazuje na mnie palcem a ja rozumiem tylko jedno słowo „czikenburger”. Szef kuchni patrzy na mnie jakbym mu #!$%@?ł matkę. Pluje mi pod nogi. #!$%@? coś po chińsku. Tamten kolo kiwa głową. Ja się pytam o #!$%@? chodzi

to projekcja siły. milcz i podziwiaj


Stałem tam jak idiota chyba z 10 minut a Chińczyk krzyczał jak dziki. Kiedy wreszcie skończył był prawie tak czerwony jak ja ze wstydu. Nawet nie zauważyłem kiedy sprawca całego zamieszania zniknął. Wyszedłem z kuchni. Poszedłem po kurtkę.

Nie byłem już w ogóle głody. Mówię kumplom, ze #!$%@? bo mnie głowa boli.
I już chcę wychodzić ale kątem oka patrzę na stolik gościa, który zniszczył mi wieczór. Patrzę a tam niedojedzony czikenburger. No myślałem, że mnie #!$%@? strzeli.

Jeszcze długo nie zdawałem sobie sprawy kim był ten koleś. Potem na wykop.pl zobaczyłem na głównej stronie wykład tego #!$%@?. To był Jacek Bartosiak, ekspert do spraw geopolityki z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
A zegarek miał za 2 dolary z Aliexpresu.
#pasta
  • 35
@marianbaczal: zawsze się zastanawiam, czemu postacie w pastach są takie "zawadiackie", przesadnie emocjonalne i zawsze próbują, zeby wyszło na ich korzyść, nieważne jaki poniosą koszt. Chodzi mi o to, że każda pasta jest pisana w podobnym stylu, jakby pisała je w większości jedna i ta sama osoba. Ta pasta stylem do złudzenia przecież przypomina tę z Bartoszewskim, czy z wędkarzem.

Ktoś powinien zrobić doktorat z past.