Wpis z mikrobloga

Dzień dobry Mircy, długo się nie widzieliśmy! Mam nadzieję, że miło spędzacie niedzielne południe, mam dla was parę historii ze Szczecina, w którym to żyłem w swoich najwcześniejszych latach. Polecam zaparzyć herbatę i życzę miłej lektury!
W 46 roku losy rodzinne doprowadziły do wyjazdu z Warszawy, do Szczecina, gdzie spędzić miałem lata swojego wczesnego dzieciństwa. Przejazd pamiętam z opowieści taty.
Była to długa podróż, linie kolejowe, jak i pociągi, miały swoje kaprysy. Jechaliśmy na swego rodzaju drezynie, platformie kolejowej tymczasowo i prowizorycznie służącej do przewozu ludzi. Zbite ze sobą, szaro-bure grupki ludzi kontrastowały z przykrawającą ich brudną jaskrawością warsztatowej plandeki pomazanej różnymi kolorowymi substancjami. Żywiliśmy się konserwami i dzieliliśmy ze współpasażerami tym co akurat było potrzebne. Platformą jechała razem z nami niepewność wraz ze swoim znajomym strachem. Był to okres ledwo co powojenny, nie wiedziano czego się spodziewać, kraj dopiero podnosił się z rozsypki, ludzie obawiali się dosłownie wszystkiego. Dotarliśmy jednak bezproblemowo do Stargardu Szczecińskiego. Pociąg zatrzymał się przed rzeką Regalicą, gdyż przejazd załadowaną platformą nie był możliwy, ludzie z bagażem musieli przejść oddzielnie. Podczas postoju pasażerowie nalewali wody z wielkiego kranu do napełniania kotłów w pociągach do swoich menażek i pustych puszek. Po odżywianiu się jedynie suchym prowiantem zagryzanym konserwami wszystkim chciało się pić. Niedługo po przebyciu rzeki zaczęły rozlegać się przed nami szare sześciany szczecińskich zabudowań. Tak zaczęło się moje wczesne dzieciństwo w nadgranicznym mieście Szczecin.

Miasto było pełne powojennej infrastruktury, między innymi schronów. Jako dzieciaki upodobaliśmy sobie jeden znajdujący się obok pewnego pomnika na Unii Lubelskiej. Korytarze zawierały różne porzucone i nieodkryte skarby, a wśród nich wężowato pozwijane klisze z historiami zapisanymi w półprzeźroczystym materiale światłoczułym. Nie byliśmy świadomi potencjalnej wartości historycznej tych slajdów, to co nas interesowało to przeraźliwie śmierdzący dym wytwarzany przez ich spalanie. Klisze zwijaliśmy, owijaliśmy papierem, czy też wrzucaliśmy do małych pojemniczków i takie prymitywne bomby śmierdzące (nazwane przez nas „śmierdzielami”) wrzucaliśmy podpalone do sklepów czy też w inne miejsca, aby uprzykrzyć ludziom życie ku naszej smarkatej uciesze.
Pewnego razu, wraz z małą grupką kolegów z mojej trzeciej klasy, podczas badania nowych systemów podziemnych korytarzy, z prymitywnymi, przedwojennymi latarkami w rękach dotarliśmy do podejrzanych, metalowych drzwi. Jak wszystko co podejrzane i dziwne, wzbudziło to naszą dziecięcą ciekawość, musieliśmy zbadać sekrety jakie kryły się za nimi. Popchnąłem drzwi naprzód, ku naszemu zaskoczeniu okazały się otwarte, przed nami rozpostarł się gęsty mrok, a specyficzny, słodkawy zapach wylał się przez otwarte drzwi. Oświetlaliśmy sobie drogę przed nogami i weszliśmy do środka. Światło latarek nie napotykało niczego ciekawego, więc postanowiliśmy się stamtąd zabrać. Już obracaliśmy się na piętach, gdy usłyszeliśmy zgrzyt metalu i parę metrów przed nami, przez otwarte drzwi, do pomieszczenia wdarło się pomarańczowe światło. Nasze chłopięce sylwetki zastygły w bezruchu, wbrew instynktowi nie byliśmy w stanie rzucić się do ucieczki. Wtedy w prostokącie światła pojawiła się potężna sylwetka, barczysta postać odwrócona tyłem, w ubraniu przypominającym suknie. Powoli wchodziła do środka. Skala na miarce naszego przerażenia zbliżała się do końca. Wtem zobaczyliśmy, coś co wyglądało na nosze i następną postać wchodzącą za nią. Skala skończyła się, otrzeźwieliśmy i rzuciliśmy się natychmiast do drzwi, jednak coś stanęło na naszej drodze. Szpitalne łóżko na którym leżało powybrzuszane płótno, skrywające pod sobą antropomorficzną formę, na końcu spod płótna wystawały sino-żółte, opuchnięte stopy. Spojrzeliśmy sobie w oczy, wydarliśmy w niebo głosy i rzuciliśmy sprintem do ucieczki. W mgnieniu oka znaleźliśmy się na zewnątrz.
Odkryliśmy wtedy szpitalną kostnicę, która najwidoczniej była połączona z kompleksem schronów, a nikt nie pofatygował się by te połączenie jakoś zaplombować. Tłumaczyło to dziwny, słodkawy zapach, który wydostał się po otworzeniu owych tajemniczych drzwi.

Szczecin ogółem w tamtych czasach, jak pamięta go mój dziecięcy mózg wspomagany opowieściami rodziców, był miastem pogrążonym w oparach zadym wznoszonych przez pijanych Rosjan, strzelanin, łapanek na przemytników starających się ugrać jak najwięcej na bliskości granicy. Swojski Dziki Zachód. Ciekawostką ukazującą tamten stan rzeczy jest historia budki z kiełbasą. Owa budka znajdowała się tuż przy kinie w którym jej właściciel pracował jako bileter. Jako bileter nie zarabiał fortuny, więc wspomagał swój fundusz sprzedając kiełbasę. Mięso zaś było drogie, więc bileter wyłapywał niektórych widzów w kinie, zaciągał do budki i mordował. Można się domyślić co mieli w ustach ludzie zajadający ze smakiem jego wyroby mięsne.

Obraz nosi tytuł "Latawce", jest w nim dla mnie trochę beztroski lat dziecięcych, a tego też częściowo tyczy się ten wpis.
Miłej niedzieli!

http://www.artpal.com/saj/?i=50773-11

#tworczoscwlasna #historia #szczecin #malarstwo #sztuka
Pobierz StefanJedrzejewski - Dzień dobry Mircy, długo się nie widzieliśmy! Mam nadzieję, że m...
źródło: comment_tlxaqXzuDHkIxAG3jA2UvzuGJydxBDQW.jpg
  • 44
@pelen: Dla mnie sztuka powinna "cieszyć oko" powinienem widzieć w niej piękno zewnętrzne(oczywiście nie oznacza to że nie ma ona swojej głębi) bo do wszystkiego można dopisać jakąś definicję i uznać to za sztukę. Może wydawać się to płytkie ale po prostu nie czuję tych wszystkich kwadratów. Nie widzę w tym piękna jak i również go nie czuję. Widzę ją np w malarstwie religijnym, historycznym, itp. Ale malarstwo abstrakcyjne to już
@Tabakiren: To jest sztuka abstrakcyjna i nie każdemu ona przypasuje, tak jak nie każdemu potrzebny jest hiperrealizm, który przedstawiłeś. "Każdy może" - no to zrób i sobie miej, czy cokolwiek.

Osobiście bardzo sobie cenię abstrakcję, co nie znaczy że wielbię każdą sztukę nowoczesną. Po prostu w abstrakcji - przy założeniu że człowiek posiada odrobinę wyobraźni - widać więcej, a nie tylko to co jest. Nie trzeba tego rozumieć ani się z
@komandor: zważ, że przy tej sztuce ważny jest każdy szczegół, a najbardziej tytuł. To pokazuje przede wszystkim czy autor miał coś więcej na myśli czy tylko to, co widać. Czarny kwadrat na białym tle szokował, bo był... czarnym kwadratem na białym tle. Niczym więcej. Żadnego znaczenia. Pierwszy taki obraz i dlatego jest tak sławny
@loopzilla: niestety nie każdy idzie do galerii po to by myśleć, raczej w celu oglądania obrazków. I to ładnych! :D nie żeby było w tym coś złego, ale są obrazki do oglądania i takie, o których te osoby nie powinny się wypowiadać przed zrozumieniem o co chodzi ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie rozumiem ludzi...jak w takim czymś można widzieć sztukę?


@Tabakiren: Jasne, ale nie ma potrzeby używać też takich sformułowań. Ludzie sztuki to wrażliwe osoby i należy poza wszystkim innym jednak o tym pamiętać. Po prostu ja na przykład widzę w tym dużo więcej niż kwadraty i trójkąty, ale też zdaję sobie sprawę z tego że inni ludzie widzą w tym coś zupełnie innego niż ja, albo widzą coś co jest nam
Dla mnie sztuka powinna "cieszyć oko"

Rozumiem i w pewnym sensie to jest właśnie sztuka w dzisiejszym znaczeniu. Szczególnie jeśli przyjmiemy że tym "okiem" nie koniecznie musi być narząd wzroku, ale powiedzmy coś co można by określić jako "wewnętrzne oko", jakaś taka część Ciebie, która jest czuła na "feelsy". Oraz jeśli przyjmiemy, że nie tylko "cieszy", ale też wzrusza, dotyka, porusza. Np. jak rozumiem kiedy widzisz/słyszysz coś co jest bardzo smutne, nie
@Tabakiren: a może po prostu źle myślisz? Sztuka może być tym wypracowanym talentem i pracą-wtedy często wynikiem tejże pracy są piękne,realistyczne odwzorowania. Istnieje też sztuka, taka jaką przedstawiają ''Latawce''. Ta sztuka zmusza do myślenia, zastanawia, tworzy jakąś historię w głowie, nie jest oczywista, nie jest prosta, nie jest podana na talerzu, skrywa w sobie coś więcej. Może intrygować, może szokować, może wzruszać, może być krótką metaforą jakiejś opowieści, uczuć, itd. Taki
Dla mnie sztuką jest namalowanie czegoś realistycznego


@Tabakiren: Czyli np. Beksiński to nie sztuka?

spoko obraz, tylko to nie sztuka :))) sztuka nie ma odwzorowywać rzeczywistości tylko wzbudzać emocje.


@loopzilla: A jeśli ten obraz wzbudza emocje? Akurat u mnie wzbudza emocje większe niż obraz OP-a, choć jestem jak najdalej od przyjmowania laborystycznej teorii wartości (sztuki).

To jest trochę problem z definicją słowa "sztuka", które kiedyś znaczyło bardziej umiejętność wykonania (rzemiosło)
Przyjmujemy [...]

My czyli kto? Ja na pewno nie.

[...] współczesną definicję sztuki, jako czegoś co ma wartość estetyczną.


@bh933901: To trochę śmiała teza. W przypadku klasycznej sztuki mógłbym się zgodzić, ze ładne=dobre (chociaż tak trochę na siłę), ale w przypadku sztuki współczesnej to się w ogóle nie klei, bo spora część sztuki współczesnej jest programowo antyestetyczna. Co ze sztuką konceptualną, w której często nie ma fizycznej obecności dzieła? Jak można
Fakt zaistnienia takiej dyskusji na temat istoty i definicji sztuki i pojawienia się, pod jednym tylko wpisem, tylu różnych opinii jest czymś co obrazuje jej piękno. Tym pięknem jest personalny jej odbiór i budzenie emocji. Przez ten właśnie subiektywizm przestałem szukać tej jedynej definicji dla sztuki, gdyż każdy ma swoją. Jeden lubi hiperrealizm, drugi abstrakcje, a jeszcze ktoś inny surrealizm. Postanowiłem więc zająć się swoją sztuką, tą z mojego punktu widzenia. Odnajduje
@pelen:

My czyli kto? Ja na pewno nie.


Ok, jeśli chcesz rozmawiać nie z perspektywy współczesnej, tylko historycznej, to możesz do mnie nie pisać, gdyż nie interesuje mnie historia sztuki, tylko jej teoria.

To trochę śmiała teza. W przypadku klasycznej sztuki mógłbym się zgodzić, ze ładne=dobre (chociaż tak trochę na siłę), ale w przypadku sztuki współczesnej to się w ogóle nie klei, bo spora część sztuki współczesnej jest programowo antyestetyczna. Co