Wpis z mikrobloga

#narkotykizawszespoko #ayahuasca #podrozzycia #oswiadczenie #depresja

W nawiązaniu do wpisu link
Chciałem Wam przedstawić swoją wizję, która była dla mnie najsilniejszym przeżyciem w moim życiu i która mogę już stwierdzić mocno mnie zmieniła. Byłem w tym samym ośrodku co @Niczyji i w dużej mierze jestem jemu wdzięczny za to, że wskazał mi to miejsce.

Mam mnóstwo przemyśleń na temat tego co przeżylem i co sie wydarzyło, ale żeby nie pisać zbyt chaotycznie, skrócę historię i podzielę ja na 3 etapy: ja przed ceremonią, podróż, ceremonia. Z czego podróż to naprawdę osobna historia, którą opiszę kiedy indziej.

1. ja przed ceremonią.
Żebyście dobrze zrozumieli co się stało, musicie zrozumieć kim jest. Załóżmy, ze mam na imię Rafał, lat 30, już praktycznie po rozwodzie, z depresja i kilkoma wizytami u psychologa za sobą (nic mi nie dały te wizyty), wychowany w toksycznym domu, nadużywający alkoholu. Od pół roku tkwię w marazmie, najchętniej leżałbym w łóżku. Żeby zobrazować co sie działo w mojej głowie pokażę Wam jak wyglądał mój proces myślenia.

Myśl: chciałbym zrobić swoja grę na komórki.
Odpowiedz wewnętrzna: kretynie, nic o tym nie wiesz, masz 30 lat, zajmij sie czymś poważnym. O robieniu gry trzeba było myśleć jak miałeś 20 lat. Teraz już przegrałeś swoje życie.

Myśl: poszedłbym na rower.
Odpowiedz wewnętrzna: na rower, jest tyle roboty do zrobienia a ty chcesz na głupi rower. Mistrzem świata już nie będziesz, daj spokój.

I tak właśnie szarpałem sie z życiem, dodatkowo jestem introwertykiem z mega napompowanym ego, który za każdym razem chce pokazać kto tu jest panem a kto debilem.
No dobra, koniec rozdziału 1. Czas na ceremonię.

3. Ceremonia.
Wypiłem Aya i....jedyne co poczułem to spotęgowany lęk i cierpkość w ustach. Najpierw zacząłem się bać o swojego kolegę. Byłem pewny że albo się znajdzie w szpitalu (miał ciężką jazdę, cały czas krzyczał) albo nie przeżyje tej sesji. I albo przyjedzie policja i nas wszystkich zamknie albo trafię do więzienia jak on umrze. Generalnie czapa i wizja więzienia w Sztumie.

Widziałem już jego rodzinę, która mnie obwinia za jego śmierć, widziałem swój proces w Polsce.
Potem zobaczyłem swoją rodzinę i też się zacząłem bać o ich śmierć – o to że coś się z nimi stanie. To było straszne uczucie. Wiedziałem, ze wkrótce umrą, że moja siostra zostaje sama i też umiera.

Następnie zaczął się lęk dotyczący pracy. Co mam jeszcze do zrobienia, ile już czasu minęło, etc.

Kolejnym lękiem był lęk biedy światowej i głodu – widziałem umierającą Afrykę, te wszystkie wojny i złe rzeczy.

Kolejnym lękiem był lęk czasu - nie mogłem osadzić siebie w czasie – wydawało mi się, że płyną godziny, że nasz samolot powrotny uciekł już dawno, że musimy zapłacić dużo dodatkowych pieniędzy i od nowa ogarnąć trasę. Że wszyscy już nas szukają, dzwonią, wysłali misję ratunkową i zawiadomili już dawno ambasadę.

Czułem się bardzo źle, chciałem żeby to się już skończyło, ale to trwało. Byłem wtedy pewien, że zrobiłem najgorszą rzecz w swoim życiu a wykopka @niczyji zabiłbym tymi oto ręcami.

Ale nagle obrazy zaczęły się mieszać z tym co lubię – z rowerem, z wybrzeżem, z wodą. Zaczęło być przyjemniej zaczęła do mnie docierać muzyka – uspokajająca, bardzo miła.

Wtedy uwierzyłem, że mogę sterować swoją wizją. Zanurzałem się w oceanie, ale wciąż gdzieś z tyłu był lęk. Widziałem piękne wybrzeża i jaskinie.

Nagle uwierzyłem, że jestem tutaj wyjątkową postacią. Mam jasne oczy a to jest niespotykane więc jestem najlepszy ze wszystkich w tej grupie. Poczułem się wybrańcem, kimś wyjątkowym. Osobą, która steruje swoją wizją i chyba w końcu zapanowała nad lękiem. Poczułem się Bogiem, mesjaszem.

Wtedy poczułem się naprawdę źle i zwymiotowałem. Nagle zobaczyłem że coś czyści moje wnętrzności – moje EGO – wyglądało to jak usuwanie złogu z jelit.

Nagle ustąpił cały lęk, ustąpiło ego i naprawdę poczułem prawdziwego siebie. To było piękne.

I wtedy zaczęło się najlepsze – zobaczyłem tysiące gwiazd – malutką była ziemia – jak iskierka. Widziałem dokładnie to zdjęcie, które kiedyś było na wykopie, gdzie ziemia jest tylko malutką cząstką świata.

Gdzieś tam była inna iskierka i to byłem ja – ja w postaci myśli a nie ciała. Przestałem bać się śmierci – uwierzyłem, że każdy z nas jest taką iskierką. Zacząłem być wdzięczny rodzicom że mnie stworzyli, ale też wiedziałem że w kolejnym życiu będę miał innych rodziców i będę nowym ciałem i nową osobą, jednak iskierka będzie trwać we mnie zawsze kimkolwiek nie będę i gdzie nie będę. Ta iskierka jest wieczna i to mi dało ogromną siłę.
Poczułem spokój - poczułem że jestem tutaj tylko na moment, ale i tak powinienem wykorzystać ten moment jak najlepiej.

Poczułem przyjemną pustkę w głowie. Czas płynął, było pięknie i czyścił się umysł. Stwierdziłem, że czas na moje pytania. Zacząłem pytać Ayę o samego siebie:
Zacząłem od szczęścia. Czym jest szczęście? To brak strachu, to bliskość natury. To medytacja i czysty umysł - dostałem odpowiedź.

Powinienem zacząć stawiać siebie na pierwszym miejscu i pytać czy jestem szczęśliwy i czy realizuję swój cel, który sprawia że jestem szczęśliwy.

Zacząłem pytać o małe rzeczy: powinienem pójść sprawdzić co z moim kolegą.
Aya: czy tego chcesz? I wtedy szczerze z głębi serca odpowiedziałem: nie, mam go gdzieś. Tu mi dobrze.
Za chwilę: powinienem iść siku. Czy tego chcesz? I widzę tak jakby siebie od wewnątrz i pusty pęcherz. Nie, nie chcę siku. To nie idź, bo tego tak naprawdę nie chcesz.
Powinienem pójść na świeże powietrze. Czy tego chcesz? Oj takkk…to idź. Za chwilę. To idź za chwilę.
Pomyślałem, jakie to fajne, ale myślę sobie, sprawdzę cię kurna, trudniejszymi pytaniami, bo coś mi tu śmierdzi.

Pytam: dobrze, czy mogę wrócić do Warszawy i jechać 150km/h po mieście, bo to sprawia mi przyjemność i jestem wtedy szczęśliwy?

I w tym momencie mam bardzo silną wizję jak jadę przez Warszawę 150km/h i nagle z podporządkowanej wyjeżdża kobieta, uderzam w nią, ona ginie i widzę cierpienie jej rodziny.
Aya mówi: masz prawo do szczęścia, ale tylko do tego momentu kiedy nie krzywdzisz innych. Możesz jechać 150km/h, ale wynajmij sobie tor lub jedź na pustą drogę. Nie będziesz szczęśliwy krzywdząc innych.

Myślę sobie, wow to jest piękne. Rozsądek pyta: nie lubię tego materialnego świata a z drugiej strony ubieram się w markowe ciuchy. Mam się przebrać w worek (nie chcę)? Czy tkwić w tym zakłamaniu? (też nie chcę). Myślę sobie - szach mat, mam Cię.
Aya: a co jest Twoim celem? Rozmowa z ludźmi. (nie myślałem nad odpowiedzią, wypłynęła ze mnie) i mam odpowiedź: ludzie bardziej ufają schludniej ubranym, zwracają na nich uwagę. To pomoże nawiązać Ci kontakt. To nie jest zakłamanie.
Myślę sobie, Osz ty #!$%@?. No dobra: czas na finalne zagranie:

Aya, w głębi serca wierzę w Boga, ale jak idę do kościoła i widzę obrazy i słucham księdza to mnie trzęsie z nerwów.
Przyszła bardzo silna wizja: zobaczyłem twarz Jezusa na witrażu. Zacząłem pytać o Jezusa i religię – dlaczego tak bardzo nie lubię kościoła – zaczęła się jakby sesja pytań i odpowiedzi – dowiedziałem się że ludzie są dobrzy z natury , że Jezus też był taką postacią, która wiedziała o tym w co ja uwierzyłem – w życie wieczne, że nasza myśl trwa na zawsze i my trwamy na zawsze. Jezus tak to pokochał, że chciał o tym powiedzieć wszystkim. I widzę jak wszyscy przychodzą do Jezusa z problemami i Jezusowi jest ciężko panować nad tym wszystkim i zaczyna się tworzyć system: kościoł, przykazania, dokumenty, obrazy. A system to zło. Powinniśmy wszystko sprowadzić do jednostek. Rozmawiać jeden na jeden a nie przez system. Kupiłem tę wizję momentalnie, nic nie budziło mojego wątpienia w niej.

Potem zacząłem pytać o siebie – okazało się, że jestem racjonalistą który przeżywa wszystko w umiarkowany sposób.

To było takie piękne, rozmawiałem z samym sobą. Na każde pytanie miałem odpowiedź. Pytałem o Steve'a Jobsa, o pracę w korporacji. Na wszystko wypływały tak piękne odpowiedzi, z którymi się zgadzałem w 100%. Niczego nie kwestionowałem, bo nie miałem jak. Po każdej odpowiedzi pojawiał się błysk: no fakt, kurcze dokładnie tak jest!

Faza zaczęła powoli mijać i zobaczyłem siebie jako dziecko siedzące w kinie jak na filmie Cinema Paradiso i wtedy usłyszałem głos lektora, który jest w reklamie Fiata 500:

dziękuję za seans. To byłeś Ty, poznałeś sam siebie, prawdziwe ja.
Wiem, że teraz czujesz się pewnie, ale nie wiesz co dalej. Nie bój się: nic nie zmieni się diametralnie, będziesz normalnie pracował w korpo, żył podobnie jak dawniej, ale zawsze w trudnych momentach będziesz pamiętał o tym, że jesteś iskrą świata i że jesteś tutaj tylko na chwilę i możesz wsystko. Pamiętaj, że żyjesz wiecznie. Pytaj zawsze siebie - co jest Twoim celem i co daje ci szczęście. Dziękuję.

Zadałem jeszcze pytanie: czy mam coś teraz zmienić w swoim ciele? Aya (czyli de facto ja) powiedziała, że jeżeli chcę to mogę kiedyś zrobić sobie malutki, intymny tatuaż o którym będę wiedział tylko ja – gwiazdkę, bo wiem że jest to cząstka mnie, zasiana w środku w postaci iskry.

Chcę ją widzieć codziennie rano podczas gdy będę brał prysznic.

Wiem, że z czasem ta moc przygaśnie ale Ayahusca obiecała, że będzie się we mnie budzić tak, abym, był silny. W słabszych momentach kazała mi iść wieczorem nad wodę, gdzie będę mógł widzieć gwiazdy i siebie w postaci iskry.

Koniecznie muszę sobie kupić dwa obrazy – obraz kosmosu gdzie ziemia jest tylko małym punkcikiem.
I drugi obraz – obraz cyrkowca jadącego na rowerze z jednym kołem na linie, który cały czas balansuje pomiędzy swoim ego a budowaniem własnej osobowości.

Gdybym miał podsumować:
Odnajdziesz szczęście gdy wyzbędziesz się lęku i swojego złego ego. Wtedy przyjdzie prawdziwa odpowiedź – czego chcesz, bo poznasz swoje prawdziwe ja. Ja poznałem:)
  • 4
Nagle ustąpił cały lęk, ustąpiło ego i naprawdę poczułem prawdziwego siebie. To było piękne.


@doskasowania: hehe, mocne słowa, ale mało kto zrozumie o co ci chodzi.

A tak swoją drogą to takie tripy zawierające w sobie element bad tripa są bardziej wartościowe od zwykłych, rekreacyjnych.