Wpis z mikrobloga

Jak miałam coś ok. 10 lat, często spędzałam wakacje u dziadków (którzy mieszkali kilka ulic dalej, ale i tak był to zawsze super "wyjazd"). To było coś pięknego. Rodzice zawsze byli zajęci, a babcia i dziadek to co innego. Wieczory były wspaniałe. Siadaliśmy z dziadkiem do pegasusa (a tak naprawdę do jakiejś podróby pegasusa) i dawaliśmy w contrę, mario, arkanoid i milion innych gier. Siedzieliśmy na podłodze, a obok na taborecie babcia stawiała kanapki. Chleb z chrupiącą skórką, dużo masła, szynka i keczup. A dziadek jeszcze robił prawdziwe, gorąca kakao.
Co jakiś czas chodziliśmy na rynek wymienić kartridże. Dziadek pozwalał wymieniać wszystko oprócz fioletowego 999 in 1. Babcia czasem pokrzykiwała na dziadka, że taki stary bobas gra w gierki. A dziadek był moim mistrzem, jako pierwszy przybiegł do mnie z błyskiem w oku mówiąc, że rozpracował sposób dojścia do smoka w mario. To dopiero było coś!

Tęsknię za tym.

Dziadka już nie ma 7 lat. Babcia niedawno bardzo ciężko zachorowała. I zapewne stąd te feelsy.

#sadstory #truestory #feels #nostalgia
Lymha - Jak miałam coś ok. 10 lat, często spędzałam wakacje u dziadków (którzy mieszk...

źródło: comment_lZPTAvWMn9o4QMEMGnagsIjncIU3HDIo.jpg

Pobierz
  • 36
@Lymha: Czas u dziadków zawsze spoko- w moim przypadku najlepsze były opowieści z młodości dziadka. No kurna sto razy mogę słuchać jak dziadek strzelał do gołębi/jeździł na motorze i niemcom przeszkadzał a i tak będzie to ciekawe.
@Lymha: Piękna historia.
Ja z jednym dziadkiem grałem przede wszystkim w warcaby (pamiętam, że nigdy nie było z jego strony najmniejszych forów, dzięki czeku z późniejszych zwycięstw była duża satysfakcja, pewnie dla nas obu, "Babciu, wygrałem z dziadkiem!"), a drugi nauczył mnie grać w pokera.
Też już obu nie ma na tym świecie, choć czasem się śnią.

No i pegazusa też miałem, nazywałem go Nintendo, kochałem te gry.
@Lymha: Eh, plusik, też do dziadków się na wakacje jeździło, naparzało w mario, contrę, czołgi, samoloty, toma i jerrego i 100 innych gier, demolując kolejne joysticki kupowane na targu pod blokiem za kilka złotych, chociaż często je potem ratowaliśmy z dziadkiem, lutując połamane kable i klejąc plastiki. Dziadek był ekspertem od królika bugsa, starannie miał wypisane na kartce kody na każdy poziom. A wieczorami oglądało się w tv discovery, animal planet