Wpis z mikrobloga

Opowiem wam Mirasy historie z mego życia, która to była kilka lata temu.

Po ukończeniu liceum ogólnokształcącego poszedłem do policealnej specbudy na pewien kierunek do innego miasta, którego szczerze teraz bardzo nienawidzę. Nie miałem jeszcze wtedy prawka i byłem ogółem #!$%@?ą kuc mieszkającą za siedmioma lasami, siedmioma stawami w ciemnym jądru dżungli pośród dzikiej zwierzyny. By wyruszyć do szkoły musiałem bardzo wcześnie wstać o 4 rano by zdążyć uczesać swojego kuca i zapakować kanapki do swojego kuc plecaka. Musiałem #!$%@?ć na przystanek wśród mrozów, deszczów, wichur i śniegu jakieś 30-40 minut. Potem wsiadałem do małego autobusiku, gdzie się nie mieściłem i przez godzinę w ścisku, uderzając motzno kolanami o drugie siedzenie musiałem tam cierpieć w śród smrodu ludzi i ich kichnięć. Gdy męka w busie minęła czekał mnie znów 30-40 spacer do szkoły. Gdzie czekało mnie upodlenie ze strony nauczycieli i uczniów. Tak mijały moje dni na siedzeniu w szkole, długich spacerach i podróżach ciasnym autobusie. Nauka szła mi na początku dobrze i jakoś wszystko hulało. Do czasu oczywiście. Raz miałem wsiadać do busa, a ze jestem żentelmen to puszczałem karyny i grażyny przodem. Na przystanku stała jakaś babcia gadająca elo młodzieżowo z jakąś karyną. Wat? No gapie się no taka babcia, ona mi wygląda na babcie tylko inaczej tak wygląda. Kolejny dzień w specbudzie. Krążąc po prawie pustej szkole, która jest jakby muzeum. Bo parę kierunków zamknęli, a wcześnie była tu też podstawówka. Teraz prawie same puste sale. Były same 3 kierunki. Krążyłem po szkole by iść tam gdzie nie było nikogo na piętrze lub w pobliżu by pobyć sam i nie być obiektem poniżenia. Kuca już ściąłem po 2 tyg. szkoły. Bo mi dokuczali. Koledzy na wf brali mnie na siłę do kibla, moczyli łeb, a potem usiłowali myć moją głową podłogę. Co się im udawało. Sam zgoliłem maszynką tate i łaziłem łysy jakbym miał peje lub był chory. Kryłem swój chudy, łysy, łeb jak zapałka pod czarnym kapturem mając słuchawki, gdzie leciał słynny Behemoth. Tego dnia minąłem ową babcie i prawie się zesrałem, bo była straszna. Szukałem potem po całej szkole kibla gdzie nie byłoby nikogo, a ja mógłbym w spokoju się wypróżnić.

Okazało się, ze owa babcia jest tylko 3 lata starsza ode mnie. Laska wyglądała #!$%@? i równie #!$%@? była z zachowania. Nie mieszkała na szczęście bardziej w mojej okolicy, ale jeździła tym samym busem. Była zdesperowana, dorwała numer telefonu od jednego Michaua z naszej klasy co to w piłkę grał i rogale wszędzie rysował. Pisała do niego, smsy, że go kocha.

Wszyscy ciśneli bekę z niej na ławce i razem czytali smsy. Ja siedziałem dalej sam, ciesząc się spokojem, ze to nie ja jestem ofiarą. Mijały dni i sprawa ucichła póki ja nie stałem się ową ofiarą babci. Miałem koleżankę, co jeździła tą samą trasą i niedaleko mnie mieszkała. Taka też #!$%@? życiem, ale nawet fajna loszka. Zawsze chciałem by siedziała koło mnie, rezerwowałem jej miejsce i taka moja psiapsiuła się stała. Tak się jej uczepiłem, a ona mnie. Bo się bałem tej laski-babci i jej to powiedziałem. Więc chciałem mieć taką ochornę przed tą babcią. Jednak pewnego razu owa koleżanka była chora. Ja w ryk. Szedłem z miną jak smutna żaba. Szybko siadam z tyłu busu jak zawsze, kryje się kuc plecakiem, wypełnionym zeszytami, kanapkami z salcesonem, herbatą w butelce po mineralnej i gatkami na wf. Uff... nie ma jej. Jednak tego dnia takiego szczęścia nie miałem, wsiadła ona na dalszym przystanku. Zawsze siedziała z tyłu. Zdarzało jej się kukać na początku i na końcu jazdy na mnie. Tak też było tym razem. Gdy zawiesił się wzrok na ćwierć sekundy, znowu się prawie osrałem. Szybko #!$%@?łem z busa, przed nią i przed zesraniem się w gacie. Ukryłem się w kiblu w McDonaldzie. Srałem z półgodziny. Miałem 2 pierwsze wf. A co tam. Potem jeszcze czisa za 2zł szybko kupiłem i wyszedłem. Wyruszyłem w drogę do szkoły. Okazało się, ze ta #!$%@? była w maku i zaczepiła mnie od tyłu na zewnątrz.

-Cześć

Ja na to -Elo.

-Co tam?

A na wf nie idę.

-Czemu?

A bo zawsze gramy w ręczną i muszę stać na bramce. Nikt nie trafia w bramkę tylko w moje krocze.

-Biedactwo.

Mija 5, 10 minut ciszy. Znowu zaczyna się temat.

-Gdzie mieszkasz bo razem jeździmy?

No tam na samym końcu, koło tego Andrzeja co kiedyś dworzec był

Znasz Andrzeja? (Andrzej to spoko gość, tylko alkoholik, samotny i ma ponad 50 lat).

-Nie nie znam.

I znowu cisza.

O szkoła. #!$%@? szybko jakoby mnie nikt nie zauważył i #!$%@? od razu pod salę gdzie miały być pierwsze zajęcia po wf.

Cały dzień się kryłem po kiblach by nie dostać #!$%@? od kolegów czy nie spotkać owej nowe koleżanki.

Udało mi się nawet pojechać późniejszym busem do domu, by znowu nie spotkać owej koleżanki. Powrót do domu bezpieczny.

Siedzę w piwnicy jak zawsze przed komputerem, sądząc melisę i słuchając dubów na super sprzęcie Eltron. Fb i NK. O #!$%@?, ktoś mnie dodał do znajomych. Ekscytacja co nie miara. Zaraz, zaraz, ktoś napisał. Pewnie jakaś fajna loszka, która zauroczyła się moją sesją zdjęciową w lesie :D

O #!$%@?łe, to ta babcia.

-Hej, wydajesz się bardziej miły niż sądziła.

o boshe, o boshe, o boshe

-Może pogadamy dłużej następnym razem?

Jestem zajęty. Zaczynam wymyślać, że owa koleżanka co jeździ ze mną to moja loszka i się lofciamy długo tak ze 3 lata. W ogóle zaręczeni w #!$%@? i tego w ogóle.

-Nie wierzę ci. Przecież nie chodzicie za rękę.

Ja osiągnąłem apogeum #!$%@?, bo oblałem się wrzątkiem z melisy nie biorąc ani łyczka

Napisałem do niej.


Odczepiła się, w busie nawet nie spojrzała.




Spędziłem kilka tygodni w szpitalu. Minęło już tyle miesięcy, a ja wciąż nie wychodzę z piwnicy.



#pasta #przegryw #coolstory #tworczoscwlasna #mojapasta
g.....n - Opowiem wam Mirasy historie z mego życia, która to była kilka lata temu. 

...

źródło: comment_EXHPe4thWeG9jVUwS3cUJsBgKy2aXsg5.jpg

Pobierz
  • 6
  • Odpowiedz