Wpis z mikrobloga

#patologiazewsi

Moja ciotka od wielu lat pracuje jako nauczycielka w szkole, nie jest to dobra szkoła, tylko technikum w Polsce B (kiedyś to była zawodówka ale zreformowali). Większość uczniów to przedstawiciele typowej patologii - urodzili się w patologicznych rodzinach, ich znajomi to patologia i jedyna ich szansa na normalność to nauczenie się jakiegoś fachu i wyjazd zagranico, żeby iść być Sebą gdzie indziej (ang. "chav").

Ciotka to taka nauczycielka starej daty stara się uczniom pomóc, o ile jest to możliwe. Wg tego co mówiła jakieś 70% uczniów po zakończeniu szkoły wyjdzie w miarę na prostą - tzn. będą pracować (głównie na czarno), jakieś 20% skończy za kratkami, a 10% ogoli głowy na łyso i będzie pisać na wykopie komentarze pod tagiem 4konserwy.

Mimo wielkich starań maturę zdaje tam ledwo 50% uczniów - nauczyciele chcą im pomóc, ale część z uczniów to taka patologia, która tej pomocy po prostu nie chce; zresztą część z nich zresztą nawet w momencie rozpoczęcia szkoły nie potrafi za bardzo ani pisać, ani czytać - i nie jest zainteresowana poprawą swojego losu... a z pustego to i Salomon nie naleje.

Ciotka jest już blisko emerytury, swoje widziała, bo pracuje w tej szkole już od wielu lat i opowiadała historię pewnej nowej nauczycielki. Wg ciotki w szkołach pracuje teraz trzy typy nauczycieli:

-tacy z powołania, którzy chcą pomóc

-tacy, którzy są blisko emerytury i po prostu gdzieś pracować muszą

-no i na końcu tacy, którzy są na tyle głupi, że żadnej innej pracy sobie nie znajdą (dotyczy to głównie młodych nauczycieli)

Do tej trzeciej grupy należy jedna młoda nauczycielka, która od uczniów dostała ksywę "Kosa". Jako że była młoda, musiała zdobyć uznanie wśród patusów - a ich nie można traktować jak ludzi, bo nie zrozumieją; traktowała więc ich jak zwierzęta - stosując połączone metody Hitlera i Stalina (tak swoją drogą, mam dobrego kumpla, który kończył resocjalizację i wyjaśnił mi, że znalazł skuteczny i tani sposób resocjalizacji nawet najgorszych patusów, mianowicie: strzał w tył głowy).

Generalnie "Kosę" uczniowie na swój sposób szanowali, był to taki szacunek podparty strachem i nienawiścią (stąd ksywa). Jakby mogli, to by #!$%@?, ale się bali. Takiego obrotu spraw nikt ze starej kadry się nie spodziewał, bo Kosa też podobno jakoś inteligencją szczególnie nie grzeszyła, ale podobno była jedyną młodą nauczycielką, która przetrwała (spośród kilku które zaczęły w tym samym roku pracę) i w szkole pracowała już w momencie tej historii jakieś 4 lata.

Miała być studniówka - niechętnie, ale ciotka musiała w tym uczestniczyć - głównie żeby pilnować co uczniowie tym razem #!$%@?ą. Na początku wydawało się, że będzie ok, ot może któryś Seba za dużo wypije, albo #!$%@? się tańcząc z Karyną, może ktoś znowu przedawkuje i zabierze go karetka... ale tym razem uczniom udało im się zaskoczyć wszystkich starych nauczycielskich wyjadaczy.

Uczniowie zorganizowali konkurs dla "ulubionych" nauczycieli - do wygrania telewizor. Do udziału zaproszono kilkunastu wybranych, część odmówiła, część nie przyszła na studniówkę, koniec końców zostało 3 uczestników: WFista, Kosa i jeszcze jakaś inna nauczycielka.

Konkurs polegał na... wypiciu butelki wody na czas.

No to start... piją, piją, WFista na prowadzeniu ( ͡° ͜ʖ ͡°), nagle Kosa się osuwa i zaczyna rzygać. WTF? (ok, ciotka jest stara i nie używa takich określeń jak "WTF", jak opowiadała powiedziała "CO #!$%@??" co było dość komiczne bo generalnie nie przeklina). Okazało się, że "Kosa" zamiast wody dostała plastikową butelkę napełnioną wódką...

Tutaj wkroczyła moja ciotka "Halinko (imię zmienione), ale dlaczego ty zaczęłaś to pić, nie czułaś że to wódka?"

"A bo patrzę w lewo - Krzysiek pije, patrzę w prawo - Helena pije, a tutaj taki fajny telewizor do wygrania..."

W kolejnych latach nie było już konkursów ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • 13
@vroobelle: HAHA! XD

Przypomniała mi się kolejna historia jak miałem w podbazie zajęcia z języka polskiego powiedziała, że każdy napisze jakieś krótkie wypracowanie. Siedział obok mnie wtedy, taki strasznie śmierdzący WIKTOR. Miał imię takie też że można było powiedzieć, że to też nazwisko. Ale nie Janusz. Chociaż tak można to przyjąć. Zatem Janusz Wiktor, siedział obok mnie i gdy zaczęły się zajęcia poprosił mnie o coś o co nie miałem pojęcia!