Wpis z mikrobloga

#bookmeter #kiper602ocenia #bookrage

1040-1=1039

Anna Kańtoch

Miasto w Zieleni i Błękicie

Fantastyka

Poprzedni raz miałem styczność z Anną Kańtoch przy okazji antologii opowiadań nominowanych do nagrody Janusza A. Zajdla. Jej dwa opowiadania tam zamieszczone zrobiły na mnie duże wrażenie, jedno z nich wygrało. Tutaj moja ocena opowiadań . Dlatego z tym większą ochotą i oczekiwaniami zabrałem się do lektury Miasta w Zieleni i Błękicie, która była sprzedawana w jednym z poprzednich pakietów bookrage ,a jest jej powieściowym debiutem.

Powieść reklamowana jest jako przygoda czarownicy w nieprzyjaznym świecie, z obecną w tle tajemnicą. Tutaj niby wszystko się zgadza, mamy czarownicę, mamy też i zagadkę. Jednak cała reszta, składająca się na fabułę i kreację świata, już taka oczywista nie jest.

Książka zaczyna się opisem wycieczki po ruinach starożytnego miasta. Później dowiadujemy się, że to Miasto Snów, stworzone ongi przez lud Neahelitów, parający się między innymi magią. Został on jednak najechany przez wrogi lud z kontynentu. Od tej pory na wyspie, która jest miejscem opowiadania, widać wyraźny podział na Północ, gdzie żyją niedobitki starożytnego ludu i Północ, zdominowaną przez najeźdźców. Magia została jednak prawie całkowicie wypleniona, ponieważ nowi władcy wyspy są chrześcijanami, a do tego magowie byli niebezpiecznymi przeciwnikami. Ostało się więc tylko kilka enklaw magów. Do jednej z nich trafia nasza bohaterka. Interesujący jest sposób naboru do takich miejsc, bowiem najpierw trzeba… umrzeć, następnie zostać wybranym przez boga magii i wskrzeszonym. Tego zaszczytu dostąpiła też Melisandra, jednak nikt z tego powodu za bardzo się nie cieszy. Pozostali magowie czują do niej nie chęć, ponieważ jest nie pełnej krwi Neahelitką, jej krajanie dlatego , że złamała przykazania i zbratała się z magami, ona sama w końcu dlatego , że nie jest typem osoby, która chce i umie się podporządkować, w enklawie zaś nie tylko wymagana jest dyscyplina, ale i przestrzeganie starych Neahelickich tradycji. Sama Melisandra nie jest też postacią którą da się bezwarunkowo lubić. Jest krnąbrna, lubi działać na przekór i nie umie się podporządkować zasadom.

Szybko, jeżeli chodzi o umiejscowienie w fabule, nadchodzi moment kiedy młoda czarodziejka może opuścić szkołę. Wraca do rodzinnego miasta i tu napotyka, już wcześniej wspomnianą, zagadkę, jak również mniej lub bardziej ważne postacie drugoplanowe. Pewien ubogi szlachcic zostaje zamordowany, a jego pamięć wymazana. Wszystko wskazuje na maga, więc nadchodzą dla nich ciężkie czasy. Tym bardziej, że to nie ostatnie słowo sprawcy. Obserwujemy w tym momencie też życie towarzyskie elit miasta, rozterki rodzinne etc. Cała opowieść umiejscowiona jest w na początku ekspansji kolei żelaznych, są też szlachcice, konwenanse etc.

Z tokiem fabuły tajemnic jest coraz więcej, a rozwiązanie jakie zaproponowała nam autorka nie przekonało mnie do końca. Kilka pobocznych wątków, mających pewien potencjał, nie zostało do końca wykorzystanych. Jednak książka ma też kilka niewątpliwych plusów. Opisy są wyważone i dość plastyczne, język, mimo że prosty, ma pewien urok i historia potrafi zaciekawić, kolokwialnie pisząc wciągnąć. Dość ciekawa jest też koncepcja funkcjonowania zaświatów, w których egzystują istoty (demony), których kształtuje wiara ludzka. Jedno stworzenia może być np. bogiem, ale, kiedy ów bóg zostaje zapomniany, może przekształcić się w np. świętego opiekującego się czytelnikami książek fantasy. Czytałem opinie innych czytelników, że ta powieść ich wymęczyła, ja nie podzielam tego odczucia. Była odwrotnie, opowieść mnie w jakiś sposób przyciągała i czytało mi się ją zdecydowanie lepiej niż inne prace, czytane przeze mnie w tym okresie.

Miasto w Zieleni i Błękicie nie jest książką dla każdego. Dla osób takich jak ja, spodziewających się wiele na podstawie późniejszych prac autorki, może być pewnym rozczarowaniem. Również miłośnicy akcji, czy głębi mogą nie być do końca zadowoleni, nawet fani zagadek i tajemnic w paru miejscach fabuły będą kręcić nosem. Książka ta, jednak nadaje się wcale nieźle dla kogoś kto nie ma sprecyzowanych wymagań, a tym bardziej wybujałych przez późniejsze dokonania Kańtoch. Czyta się ją dobrze i to stanowi jej największy atut. Jednak nie jest to atut niezaprzeczalny, jako że wspominałem już o opiniach przeciwnych. Ja jednak wystawiam jej 6.6/poe i z całą pewnością, ale już trochę ostrożniej, przeczytam inne książki spod tego samego pióra. Tym bardziej, że już jedna z nich czeka na mojej półce ( i na czytniku).

Ta, jak również inne, ocena dostępna jest także na moim blogu
  • 4
@mBartek89: fuck, teraz muszę to wszędzie poprawiać :D (tego wpisu już nie poprawię :< ) Widziałem, że coś takie mi się zdarzy, dzięki za zwrócenie uwagi ;)

Budowa kolei jest wspomniana w jednym zdaniu, broni palnej też za bardzo nie ma (napisałem o tym, żeby umiejscowić fabułę w czasie).
@MajkiFajki: Zarysowałem tylko fabułę ;) Fakt faktem, jednak, że dość mało w tym oceny. W różnych wersjach tej oceny było tego więcej, ale końcowa jest tak pocięta, że wygląda jak wygląda ;)

Lepiej ocenia mi się opowiadania ;)