To jest wpis z moimi szeroko pojętymi doświadczeniami dietetycznyno-żywnościowymi z ostatnich 3 lat, w tym z Soylentem. Po prostu nie chcę, aby moje doświadczenia się zmarnowały, komuś może się przydać, nie chcesz to nie czytaj.
Jestem ogromnym zwolennikiem żywienia typu Soylent, cóż, nie wiem czy to przyszłość czy nie, ale ja uwielbiam. I mega wygodnie - butelka przy sobie i c--j, potrzeba żywieniowa zaspokojona w 100%. Jadę na POylencie (dzięki stary @Wniebowziety/pierogi), choć moja receptura jest trochę zmodyfikowana (białko grochowe lub ryżowe zamiast mlecznego - najprawdopodobniej nie toleruję kazeiny/innego g***a w białku mlecznym gdyż mam nieprzyjemny posmak po nim którego za c---a się nie mogę pozbyć i brak lecytyny sojowej - uczucie "guli w gardle" po niej tak jak po orzechach - pewnie też alergia). Zwykle dodaję też 2-3g kwasu L-askorbinowego do dziennej porcji - nic mnie nie bierze od kiedy tak robię, a biorąc pod uwagę statystykę z wcześniejszego czasu łapałem coś średnio co 4 miesiące. Więc jeżeli tak reagujesz na Poylent, nie jesteś jedynym, choć ja nie znalazłem zbyt wiele wpisów takich jak ten.
Zanim przeszedłem na Poylent (i w czasie kiedy nie jestem w stanie go sobie przygotować - gdzieś czytałem że któryś klon Soylenta został wprowadzony w jakimś kraju do sieci sklepów vide nasza Żabka - Żabko, błagam, wprowadź jakiś Jakefood czy coś tego typu go do sprzedaży, przyda się, w tej chwili nic "skompensowanego" poza płatkami owsianymi tam nie dostaniesz) jadłem w różnych knajpach - po prostu nie trawię gotowania czy innego przyrządzania jedzenia dla siebie - umieć umiem, ale jak gotuję dla kogoś, wtedy podobno jest super, ale dla siebie nie umiem - zbyt dużo czasu na to schodzi (wiem, dziwnie). Głównie sieciówki typu North Fish, Express Marche, Pizza Hut, różne bary mleczne i tak dalej. Szło na to zwykle około 25 zł/dzień, czyli 250 zł na 10 dni, 750 zł na miesiąc, czyli dość dużo
Jestem ogromnym zwolennikiem żywienia typu Soylent, cóż, nie wiem czy to przyszłość czy nie, ale ja uwielbiam. I mega wygodnie - butelka przy sobie i c--j, potrzeba żywieniowa zaspokojona w 100%. Jadę na POylencie (dzięki stary @Wniebowziety/pierogi), choć moja receptura jest trochę zmodyfikowana (białko grochowe lub ryżowe zamiast mlecznego - najprawdopodobniej nie toleruję kazeiny/innego g***a w białku mlecznym gdyż mam nieprzyjemny posmak po nim którego za c---a się nie mogę pozbyć i brak lecytyny sojowej - uczucie "guli w gardle" po niej tak jak po orzechach - pewnie też alergia). Zwykle dodaję też 2-3g kwasu L-askorbinowego do dziennej porcji - nic mnie nie bierze od kiedy tak robię, a biorąc pod uwagę statystykę z wcześniejszego czasu łapałem coś średnio co 4 miesiące. Więc jeżeli tak reagujesz na Poylent, nie jesteś jedynym, choć ja nie znalazłem zbyt wiele wpisów takich jak ten.
Zanim przeszedłem na Poylent (i w czasie kiedy nie jestem w stanie go sobie przygotować - gdzieś czytałem że któryś klon Soylenta został wprowadzony w jakimś kraju do sieci sklepów vide nasza Żabka - Żabko, błagam, wprowadź jakiś Jakefood czy coś tego typu go do sprzedaży, przyda się, w tej chwili nic "skompensowanego" poza płatkami owsianymi tam nie dostaniesz) jadłem w różnych knajpach - po prostu nie trawię gotowania czy innego przyrządzania jedzenia dla siebie - umieć umiem, ale jak gotuję dla kogoś, wtedy podobno jest super, ale dla siebie nie umiem - zbyt dużo czasu na to schodzi (wiem, dziwnie). Głównie sieciówki typu North Fish, Express Marche, Pizza Hut, różne bary mleczne i tak dalej. Szło na to zwykle około 25 zł/dzień, czyli 250 zł na 10 dni, 750 zł na miesiąc, czyli dość dużo
Niestety jest dokładnie tak jak kolega u góry pisze - będziesz miał różne zachcianki. Prawie jak u narkomanów :) Ja miałem mega potrzebę wciągnięcia steka...