Pamętam, jak dwa lata temu, jesienią, odprowadzałem syna do podstawówki. Tuż przed szkołą wręczyłem mu drugie śniadanie i już miałem się pożegnać, gdy nagle zza rogu sąsiedniego budynku wyjechał wysoki jegomość na kucu, w pełnym galopie, prosto na nas. Syn krzyknął: " popatrz tato, Don Kichot jedzie". Ale to nie był Don Kichot, tylko łudząco do niego podobny JKM. Nim zdążyłem zareagować, wyrwał małemu z rąk kanapki i pogalopował dalej ulicą. Małemu
Kobieta słyszy dzwonek do drzwi.

Po chwili otwiera je i widzi kolegę męża, który pracuje z nim w browarze.

- Mam dla pani złą wiadomość. W browarze był wypadek i pani mąż zginął.

- O Boże! Jak to się stało?

- Wpadł do kadzi z piwem i się utopił.

Kobieta pyta przez łzy:

- Ale czy przynajmniej miał szybką śmierć?

- Obawiam się, że nie. Zanim utonął, wyłaził z kadzi pięć razy