Byłem dzisiaj na pobraniu krwi, w pół do siódmej rano jak na człowieka pracującego przystało. Przychodnia otwarta od siódmej. Pod wejściem już wataha emerytów (nie przesadzam, ja i jeden chłopaczek może z dwadzieścia lat najmłodsi), średnia wieku - dobijcie mnie. Ogólnie sprawa wygląda tak, że zazwyczaj są tam dwie kolejki, jedna z lewej do labolatorium, druga do rejestracji. I zazwyczaj to funkcjonuje jako tako. Plus z drugiej strony budynku przy głównym wejściu kolejna kolejka, tylko i wyłącznie do rejestracji. Ot takie niepisane lokalne zwyczaje od lat.
Ale dzisiaj coś nie pykło.
Przychodzę, patrzę, wężyk pod ścianą (do labolatorium) stoi, z prawej mniejszy też się ustawił. No i stoi banda dziadków u dołu schodów na bajerze.
Ja się ustawiam uczciwie w kolejce do labolatorium i się zaczęło.
Banda dziadów od dołu - Panie, gdzie Pan, tu jest kolejka!!
I zaczęła się pyskówka, że jakoś ich w kolejce nie widzę a nie będę biegał do każdego dziada pod budynkiem czy krzakiem z fają z pytaniem czy on przypadkiem w kolejce nie stoi.
Ale dzisiaj coś nie pykło.
Przychodzę, patrzę, wężyk pod ścianą (do labolatorium) stoi, z prawej mniejszy też się ustawił. No i stoi banda dziadków u dołu schodów na bajerze.
Ja się ustawiam uczciwie w kolejce do labolatorium i się zaczęło.
Banda dziadów od dołu - Panie, gdzie Pan, tu jest kolejka!!
I zaczęła się pyskówka, że jakoś ich w kolejce nie widzę a nie będę biegał do każdego dziada pod budynkiem czy krzakiem z fają z pytaniem czy on przypadkiem w kolejce nie stoi.
1911