Jade sobie metrem, wsiada rodzinka. O, Polacy - mysle i instynkt mnie nie zawodzi: po kilku sekundach slysze ojczysta mowe. Akurat zwalnia sie miejsce obok mnie i mamusia siada, biorac dziecko na kolana; ojciec stoi niedaleko i, nawet nie krzyczac, prowadza rozmowe.
Siedze cicho. Koszulke z polskim napisem zaslaniam plecakiem.

Zapowiadaja kolejna stacje: Stalingrad.

Ojciec: ciekawe, co to znaczy...
Matka: ... w ciszy patrzy przez okno...
Ja: cala sila woli probuje powstrzymac