Ten moment gdy zaczyna się film i w pierwszej scenie słyszysz dobrze ci znany utwór który lubisz, morda ci się cieszy, chcesz się pochwalić - ej, kuźwa to Max Richter! ale oglądasz film samemu siedząc w piwnicy, dlatego chwalisz się chociaż na mirko ( ͡°ʖ̯͡°)
Byłem nie dawno na koncercie Maxa Richtera w Krakowie. Wrażenia opisze krótko - URWAŁO MI DUPĘ. Pierwsza część koncertu to przekomponowane cztery pory roku Vivaldiego. Max wychodzi w golfie i trampkach, klika w Macbooka, w około krakowska orkiestra no i ona... Mari Samuelsen, ta kobieta ze skrzypcami tworzy jedność. Nie wiem czy to tylko na mnie tak działa ale na żywo ta muzyka wywołuje u mnie takie emocje że ciężko to opisać
"SLEEP has been a two year odyssey for me. I mainly wrote it at night - that's the only time i could find the quiet it needed - so for months it was just me and the manuscript paper. There were times when I thought I would go mad with it, but then there were
Nie rozumiem ludzi, którzy w jakiś sposób nie słuchają muzyki klasycznej. Chociaż tak od czasu do czasu. Vivaldi mistrz, ale ta rekompozycja jest po prostu niewiarygodnie piękna. Dodanie minimalnej ilości "elektroniki" nadało bardziej melancholijny smaczek.