Zasłabł nam maszynista. Zdarza się, szczęśliwie podczas postoju na stacji, pociąg nie był w ruchu, tak więc zagrożenia nie było żadnego.
Poszedł komunikat do podróżnych, że pociąg wydłuży postój ze względu na oczekiwanie na pogotowie ratunkowe. Od razu zgłaszali się podróżni, że mają przesiadki, jadą w drugi koniec kraju i że trzeba będzie im komunikować pociągi. Zbieram wszystkie skomunikowania, już wiem że postoimy około godzinę więc większość przesiadek uda się zorganizować.
Tymczasem przyszedł Janusz rodu Nadciśnieńskiego, z brzuchem wąsami i z mordą do mnie:
NO
Poszedł komunikat do podróżnych, że pociąg wydłuży postój ze względu na oczekiwanie na pogotowie ratunkowe. Od razu zgłaszali się podróżni, że mają przesiadki, jadą w drugi koniec kraju i że trzeba będzie im komunikować pociągi. Zbieram wszystkie skomunikowania, już wiem że postoimy około godzinę więc większość przesiadek uda się zorganizować.
Tymczasem przyszedł Janusz rodu Nadciśnieńskiego, z brzuchem wąsami i z mordą do mnie:
NO
Nie wiem jak się zachować, zerwałem z dziewczyną nie układało się od dłuższego czasu. Parę dni po zerwaniu napisała mi że musimy pogadać, odmówiłem bo po co, wiedziałem że jej ciężko mi to samo ale nic by z tego dobrego nie wyniknęło, szczególnie że było to bezpośrednio dzień po tym jak zwalała za wszystko winę na mnie więc tym bardziej wiedziałem, że nie będzie to nic dobrego. Wczoraj wysłała mi z 8 ścian tekstów związku w "pigułce" Tylko, że w którymś momencie napisała że jej matka trafiła do szpitala i dlatego chciała się spotkać, życzyła mi żeby karma do mnie wróciła bo odmówiłem jej spotkania (nie miałem pojęcia o szpitalu ani o matce napisała tylko że musimy pogadać). Z------m ją tylko za złe życzenie komuś bez wiedzy o sytuacji no bo k---a co to ma być i napisałem że życzę zdrowia mamie.
Tu robią się schody bo u niej w rodzinie jest bardzo nieciekawie, eksmisja, nieobecny ojciec alkoholik, matka bezrobotna alkoholiczka bez dachu nad głową więc mogę się tylko domyślić skąd ten szpital, dodatkowo zbiegło się w podobnym czasie z naszym rozstaniem. Coś we mnie trochę pękło, zwyczajnie żal mi byłej i jednocześnie boje się, że targnie się na swoje życie bo zaraz nie będzie miała nikogo, a już kiedyś to rozważała przez c-----ą sytuację. Odezwałem się do niej czy u mamy wszystko ok, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi nie wiem zupełnie co mam zrobić, mimo że nie było nam po drodze to martwię się o nią.
Wiem że sytuacja patologiczna nie wiem jak się zachować, powinienem ją pocieszać teraz być wsparciem czy uciąć to tak jak było do tej pory?