Słuchałem dziś na spacerze Disintegration. Przynajmniej kilka razy pisałem już o tej płycie, że ją kocham całym sercem, ale pierwszy raz łaziłem z nią w ciemności i przydała spacerowi nowego wymiaru. Czasem przypadek dodaje życiu uroku: rozpadało się dosłownie w momencie, kiedy zaczęła grać Prayers for rain. I tylko żal, że nie wdepnąłem w kałużę, kiedy zaczęła grać następna.