U mnie na uczelni (PW) był taki koleś, syn jednego z profesorów. Niestety odpadł na pierwszym roku bo nie zaliczył przedmiotu prowadzonego przez... jego ojca :) Tatuś udupił synka i chłopaczyna musiał zmienić uczelnię. Ot i cała historyjka.
Moi rodzice są nauczycielami, i nigdy nie miałem z tego tytułu przywilejów. Wręcz przeciwnie - jak coś zrobiłem, to od razu wiedzieli, bo mają te swoje kontakty. Zakop za tytuł i opis.
EDIT: W sumie jest jeden przywilej - mam dużo bombonierek do wpier&*(^nia po Dniu Nauczyciela.
@Krasiu: mnie moja mama nigdy nie uczyła, ale miałem nieszczęście chodzić przez 8 lat do podstawówki, gdzie pracowała. Nieszczęście, bo z powodu bycia dzieckiem "nauczycielskim" miałem na starcie przesrane. Ode mnie wymagało się więcej, bo każdy się bał kretyńskich posądzeń, że cokolwiek mi matka załatwia. Tak więc nie mogłem liczyć na żaden bonus, byłem ostatni do wyróżnień, chociaż (nie chwaląc się :P ) uczyłem się zawsze bardzo dobrze... w LO mi
Hmm, może to jakiś archaizm z czasów komuny? Przypomina mi to dodatkowe punkty za pochodzenie (robotniczo-chłopskie) w przypadku rekrutacji na studia w tamtym okresie.
No dobra, ale jak w takim razie wybrać kogo przyjąć, przy identycznej liczbie punktów? Losowaniem?
Moim zdaniem, można to podciągnąć pod benefit z miejsca pracy, jak np. darmowa prywatna opieka medyczna dla pracowników i ich rodzin w wielu firmach. Taki nauczyciel będzie bardziej zmotywowany do pracy, bo uczy swoje własne dziecko i jeszcze firma (szkoła) go za to doceni.
@orchis1565: Ło ho ho, na pewno. Egazminy i oceny są najmniej sprawiedliwym sposobem oceniania postępów ucznia. Ta cała "średnia" nie odzwierciedla nic, co najwyżej kto lepiej zakuł lub kogo nie złapano na ściąganiu.
Mój brat poszedł do szkoły gdzie uczy nasza matka. Uczy sie słabo i nauczyciele pytali się czy mogą mu dać jedynke na koniec roku. Potem bardzo pilnie uczył się na egzamin komisyjny
Chłopie. Tu chodzi tylko o to, by zachęcić do pracy w danej szkole nauczyciela jak najmniejszym kosztem. Można mu dać 100zł podwyżki, a można zapewnić jego dziecku możliwość chodzenia do tej szkoły, żeby ów nauczyciel nie musiał go odwozić do innej szkoły itd. Poza tym, to nie jest tak, że w tej szkole przyjmą każde dziecko nauczycieli, a dopiero potem dzieci pozostałe. Jakoś trzeba rozwiązać kwestie równości punktów (losowanie jest
tylko że jest to martwy punkt regulaminu. Bardzo rzadko zdarza się że dwóch (lub więcej) uczniów na ostatnim miejscu ma tyle samo pkt. co do 0,01 (czyli de facto takie same średnie, pkt. z egzaminu i pkt. za przedmioty).
Taki punkt musi być, bo rekrutacja musi wyłonić przyjętych. Każda szkoła ma takie pkt. w regulaminach.
U mnie pierszeństwo mieli kandydaci, którzy w rodzinie mają absolwentów szkoły. Co nie zmienia faktu, że nigdy
@glosnik: to chyba zależy gdzie. np. w Warszawie tak jest. Nie jest to wiele pkt. bo np. przy średniej 5,55 dostajesz 5,55 pkt. co przy 100 pkt. z egzaminu to nic, ale chodzi właśnie o jakieś zróżnicowanie.
Wiecie Wykopowicze co się mówi między nauczycielami? "Wszyscy wokół nas jebią, to pomóżmy chociaż własnym dzieciom." Polska szkoła umiera. Dziecko nauczycielskie? A czy wiecie, że chorobą zawodową w polskiej szkole jest staropanieństwo i starokawalerstwo? Nie ma drugiej grupy zawodowej z tak wielkim odsetkiem ludzi samotnych. Powód? Jak chcesz się dobrze wywiązywać z pracy to nie stać cię na życie osobiste. Na 30 nauczycieli zatrudnionych w pewnym ogólniaku przypada: 8 starych panien (jedna
@luksus2: Mówisz o szeregowych pracownikach korporacji. Od pewnego szczebla w hierarchii masz mieć rodzinę bo wtedy jest gwarancja, że będziesz dbał o swoją pozycję i apanaże. Kawalerowi / pannie nie wiadomo co i kiedy strzeli do głowy. Menedżer z sześciocyfrową wypłatą i dziećmi w prywatnych elitarnych szkołach będzie bardziej przewidywalny i odpowiedzialny. Odpowiedzialne stanowiska zarezerwowane są dla ludzi z ustabilizowanym życiem rodzinnym. Mogę Ci to trochę wytłumaczyć bo zajmowałem się kwestiami
Wszedzie dobrze gdzie nas nie ma. Smiesza mnie pajace co wypisuja jaka to swietna prace maja nauczyciele. Idzcie do szkoly na miesiac i zobaczycie jak to fajnie uzerac sie z waszymi niewychowanymi bachorami. Nie zdajecie sobie nawet sprawy z tego co potrafia zrobic wasze dzieci. Potem w domu placz i wymigiwanie sie od odpowiedzialnosci, bo to przeciez nauczyciel sie na mnie uwzial. Mam mame nauczycielke (obecnie dyrektor SP). Cokolwiek spsocilem w szkole
Dziwne. Jestem dzieckiem nauczyciela i nigdy nie miałam z tego tytułu żadnych przywilejów....a może o tym po prostu nie wiedziałam. Tak czy siak, uważam, że to jest bez sensu.
Ten zapis był już 10 lat temu, jak nie wcześniej, i teraz wam się nagle nie podoba?
Tak, jestem synem nauczycielki. Nie pamiętam, żebym gdziekolwiek to wpisywał przy rekrutacji, na liście przyjętych do liceum byłem drugi (liczba punktów równa z pierwszą osobą). Mam więc wrażenie, że to jakiś archaiczny, martwy zapis wywalczony kiedyśtam przez kogośtam.
@AtoMan: Nie mogę się nie zgodzić, za to mogę dodać że progi punktowe jednak sporą tolerancje mają, a nawet mówiąc więcej: niektórzy dużo poniżej progu dostają się do klasy do której nie powinni, są dużo lepsze "znajomości" niż bycie dzieckiem nauczyciela...
P.S. Zabił mnie screenshot w powiązanych z tekstem "gdyby usunęli"... Brakuje słów by określić "co autor miał na myśli" dodając to.
Cóż, przyznaję że trochę nie fair. Z drugiej strony, tak to już jest, że elektrycy płacą mniej za prąd, lekarze mają łatwiejszy dostęp do opieki medycznej, weterynarze za leczenie swoich zwierząt nie płacą wcale, kolejarze i ich rodziny jeżdżą za darmo pociągami i tak dalej. Nauczycielom też się coś należy za tę niewdzięczną pracę za grosze. Nie pochwalam, ale podejrzewam, że taka stoi za tym filozofia. Zresztą myślę, że przypadki o jakich
kurde, nauczyciele to chyba jeden z bardziej badziewnych zawodów w polsce, to może niech ci biedni ludzie mają jakiś plus w życiu, że np. mogą razem z dzieckiem se dojeżdżać do szkoły, czy se gadać po szkole o tym co się tam dzieje, etc. Ja gdybym był nauczycielem bym nie chciał, żeby moje dziecko chodziło do innej szkoły... a ten który przez to moje dziecko by się nie dostał, wiedział jaki jest
To taki standard, który nie dotyczy tylko nauczycieli a często wszystkich pracowników szkoły. Wliczając w to sprzątaczki i konserwatorów. A jak nie dało się ich przepchnąć bo mieli za mało punktów to był tryb odwoławczy.
U mnie w LO próg był od 149-130 punktów na 200 w zależności od klasy, a na koniec dostała się koleś z ostatniego miejsca na liście, który miał coś koło 70 pkt. Był synem jakiejś kierowniczki odpowiedzialnej
Komentarze (156)
najlepsze
EDIT: W sumie jest jeden przywilej - mam dużo bombonierek do wpier&*(^nia po Dniu Nauczyciela.
No dobra, ale jak w takim razie wybrać kogo przyjąć, przy identycznej liczbie punktów? Losowaniem?
Moim zdaniem, można to podciągnąć pod benefit z miejsca pracy, jak np. darmowa prywatna opieka medyczna dla pracowników i ich rodzin w wielu firmach. Taki nauczyciel będzie bardziej zmotywowany do pracy, bo uczy swoje własne dziecko i jeszcze firma (szkoła) go za to doceni.
Chłopie. Tu chodzi tylko o to, by zachęcić do pracy w danej szkole nauczyciela jak najmniejszym kosztem. Można mu dać 100zł podwyżki, a można zapewnić jego dziecku możliwość chodzenia do tej szkoły, żeby ów nauczyciel nie musiał go odwozić do innej szkoły itd. Poza tym, to nie jest tak, że w tej szkole przyjmą każde dziecko nauczycieli, a dopiero potem dzieci pozostałe. Jakoś trzeba rozwiązać kwestie równości punktów (losowanie jest
Taki punkt musi być, bo rekrutacja musi wyłonić przyjętych. Każda szkoła ma takie pkt. w regulaminach.
U mnie pierszeństwo mieli kandydaci, którzy w rodzinie mają absolwentów szkoły. Co nie zmienia faktu, że nigdy
rozumiem, myślałem, że w całej Polsce jest tak samo, a się okazuje, że w Łodzi inaczej :) pozdrawiam.
Żegocina - piękne okolice, bawiłem tam ostatnio.
przy tym ten niby bonus dla dzieci nauczycieli jest mało istotny
Także nowość to nie jest, raczej jakiś spadek po poprzednim ustroju. Może to ma jakiś sens, ja go na razie nie widzę.
Tak, jestem synem nauczycielki. Nie pamiętam, żebym gdziekolwiek to wpisywał przy rekrutacji, na liście przyjętych do liceum byłem drugi (liczba punktów równa z pierwszą osobą). Mam więc wrażenie, że to jakiś archaiczny, martwy zapis wywalczony kiedyśtam przez kogośtam.
P.S. Zabił mnie screenshot w powiązanych z tekstem "gdyby usunęli"... Brakuje słów by określić "co autor miał na myśli" dodając to.
U mnie w LO próg był od 149-130 punktów na 200 w zależności od klasy, a na koniec dostała się koleś z ostatniego miejsca na liście, który miał coś koło 70 pkt. Był synem jakiejś kierowniczki odpowiedzialnej
Komentarz usunięty przez moderatora