Wpis z mikrobloga

Poszłam dziś rano do Lidla. Po torebkę od Wittchena, a jakżeby inaczej. Wstałam sobie o 6:50, umyłam się, ubrałam. Lidla mam pod blokiem, to byłam na miejscu o 7:03.

Już po drodze do sklepu (dwie minuty od otwarcia!) mijały mnie kobiety dosłownie obładowane tymi torebkami. To, co zobaczyłam na miejscu przerosło wszystkie moje wyobrażenia o szale zakupów. Baby dosłownie wyszarpywały je sobie z rąk. Aż pożałowałam, że nie wzięłam aparatu, albo kamery, żeby udokumentować to całe ZOO. Ochrona musiała interweniować kilka razy, bo o mały włos, a doszłoby do rękoczynów.

Jedna baba darła się, że jest limit torebek na jedną osobę.

Druga, podchwyciła słowo "limit" i zaczęła przekonywać, że jej się bardziej należy, bo za komuny był limit na wszystko, a teraz jest wolny rynek i żeby było sprawiedliwie, ona powinna dostać więcej.

Inna wzięła trzy sztuki nie patrząc na cenę, a potem zrobiła w kasie karczemną awanturę. "Co?! 700zł za trzy torebki?! to ja na bazarze kupię takich dziesięć za 30zł!". Zostawiła torebki przy kasie i nie minęła nawet sekunda, jak przyszło dziesięć innych bab, żeby się o nie kłócić.

Przy torebkach kręciło się też sporo mężczyzn. Brali ile się dało i czego się dało. Dam głowę, że wieczorem na Allegro pojawi się milion aukcji z opisem "nietrafiony prezent".

Galanterię pakowano w papierowe reklamówki z logiem Wittchena dopiero po zakupie. Reklamówki, jak to przy markowych produktach, całkiem ładne. Tak ładne, że przy kasie zakwitł kolejny kwiatek krakowskiego sprytu i cwaniactwa. Jakaś kobieta zapytała słodkim jak miód głosem, czy będzie można tę reklamówkę zatrzymać, gdy będzie zwracać torebkę...

Ludzie to są jednak #!$%@?.

#krakow #polakibiedakicebulaki #cebuladeals #januszebiznesu #coolstory
  • 37
@MagnaMaria: podejrzewam że u mnie na osiedlu to nawet połowa nie wykupiona, słyszałem kiedyś że na ślasku w jakimś mieście zabijali się o jakieś kurtki, których u mnie w mieście było milion do kupienia :|