Wpis z mikrobloga

#sadstory #truestory trochę jak #pasta albo #coolstory #spamujetagami

Kilka minut po godz. 22 obudził go dzwonek do drzwi. Po ich drugiej stronie stał policjant w białej czapce drogówki. Zapytał, czy jest właścicielem opla corsy o numerach takich i takich. Mirek mieszka na parterze bloku, do parkingu z mieszkania ma 30 metrów.

Mirek ma nowy model corsy, z klimatyzacją i wszystkimi bajerami. Struchlał, że ktoś mu auto uszkodził. Kiedy wybiegł na parking, uspokoił się. Auto stało jak gdyby nigdy nic. Ale podobno utrudniało wyjazd sąsiadowi, właścicielowi małego fiata. Czuł się trzeźwy. Otworzył drzwi i na wyraźne polecenie policjanta cofnął auto: dwa, najwyżej trzy metry.

Właśnie wtedy starszy posterunkowy Piotr Szul ze świdnickiej drogówki przez uchylone okno w drzwiach corsy poczuł woń alkoholu. Błyskawicznie wyjął kluczyki i pobiegł do radiowozu po alkomat. Wynik: 1,20 promila. Po chwili Mirek siedział już w radiowozie, który pojechał na komendę, gdzie kolejne badania potwierdziły obecność alkoholu we krwi. Wynik był malejący, co oznacza, że nieszczęsny musiał przestać pić dwie, trzy godziny wcześniej.

Mundurowemu, który wyczuł od niego alkohol, towarzyszył w patrolu znajomy policjant. Na komendzie zapytał go, czy drogówka jest od pilnowania porządku na parkingu. Ten tylko wzruszył ramionami. Potem od innego znajomego dowiedział się, że jest ofiarą statystyk. Policjant, zatrzymując pijanego kierowcę, od razu ma sprawcę przestępstwa. Nie musi nigdzie chodzić, nikogo szukać, zza biurka winduje sobie słupki. Tylko że on nigdzie nie jechał!

Gdy na chłodno przeanalizował sobie całą tę sprawę, zrozumiał, że nie powinien był wsiadać do auta, bo tak naprawdę wyjazd z parkingu małemu fiacikowi zastawił nie on, tylko czarne audi. Ono jednak miało warszawskie numery rejestracyjne i policjanci tego wieczora na pewno nie dotarliby do jego właściciela. On był pod ręką. I jeszcze zastanawiał się też, czy policjant, pukając jego moich drzwi, przypadkiem nie wyczuł od niego zapachu alkoholu i może celowo pozwolił mu usiąść za kółkiem. Ale na to dowodów nie ma.

Kiedy sąd odczytywał wyrok, ścięło go z nóg. Został skazany na rok więzienia z zawieszeniem na cztery miesiące. Dodatkowo na rok stracił prawo jazdy. Do dziś czasem zdarza mu się pomyśleć, że wszystko dookoła to jakaś #!$%@? fikcja.