Wpis z mikrobloga

Szwedzi na podbój Europy

Dotychczas w cyklu Z pierwszej piłki obracaliśmy się w kręgach latynoamerykańskich. Przeniesiemy się teraz nieco bliżej nas, do Szwecji, kraju Ingmara Bergmana, Ikei i zespołu ABBA, by przyjrzeć się złotemu okresowi tamtejszej piłki. Nie są nim lata popisów Zlatana Ibrahimovicia ani nawet Mundial 1994 zwieńczony brązowym medalem ekipy Brolina, Dahlina, Anderssona i Larssona. Żeby przypomnieć sobie najmocniejszą drużynę narodową, jaką kiedykolwiek wystawiła Szwecja, musimy cofnąć się o przeszło 60 lat, do momentu, gdy ten świetny skład zaczął się formować.

Jest rok 1948. Wojna nie stłumiła idei olimpizmu i po dwunastu latach najlepsi sportowcy znów zebrali się w jednym miejscu, tym razem w Londynie. Turniej piłkarski był wielką niewiadomą. Faworytami wydawali się gospodarze, Brytyjczycy, przynajmniej w ich mniemaniu. Od lat tkwili w piłkarskiej splendid isolation, przekonani o tym, że nikomu nie muszą udowadniać swojej wyższości. Na Igrzyskach jednak wystąpili bez swoich największych gwiazd, w przeciwieństwie do Jugosławii, gdzie pierwsze skrzypce grali Stjepan Bobek i Zlatko Čajkovski, Holandii z Faasem Wilkesem czy Danii z Johnem Hansenem, który później w barwach Juventusu został królem strzelców Serie A. Gdzieś tam czaiła się też Szwecja, prowadzona przez Anglika George’a Raynora, dziś już ikonę futbolu, wtedy początkującego szkoleniowca, który wcześniej miał okazję trenować tylko amatorską kadrę Iraku i rezerwy brytyjskiego klubu Aldershot. Nawiasem mówiąc, o wkładzie Raynora w rozwój taktyki piłkarskiej można by napisać osobny artykuł.

Turniej rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami. Faworyci przeszli pierwsze dwie rundy, meldując się w komplecie w półfinałach, jednak to Szwecja zrobiła największe wrażenie, kiedy przejechała niczym walec po Korei Południowej, wygrywając 12:0. W półfinale Blågult mierzyli się z Duńczykami i choć rozmiary zwycięstwa nie były już tak okazałe, nie było wątpliwości, że to podopieczni Raynora byli lepsi. Dzień później Jugosłowianie rozprawili się z gospodarzami i mogli przygotowywać się do finału ze Szwecją. Mecz o złoto przebiegał pod dyktando piłkarzy ze Skandynawii, którzy zwyciężyli 3:1 i odnieśli pierwszy tak wielki sukces. Co ciekawe, na kolejnych mistrzów olimpijskich w piłce nożnej spoza bloku wschodniego czekano aż do roku 1984 roku – to demoludy przykładały wówczas największą wagę do tracącego prestiż turnieju olimpijskiego.

Trzon zwycięskiej drużyny tworzyli Gunnar Gren, Gunnar Nordahl i Nils Liedholm, znani jako tercet Gre-No-Li. Rok później cała trójka zasiliła szeregi AC Milan, rozpoczynając szturm szwedzkich piłkarzy na europejskie – a w szczególności włoskie – boiska. Każdy miał inne zalety. Gren, zwany „Profesorem”, imponował lekkością gry i boiskową inteligencją. Nordahl potrafił pogodzić siłę fizyczną z elegancją. Liedholm z kolei znany był z dyscypliny taktycznej i nieprzeciętnych umiejętności technicznych.

Na Mundialu w Brazylii eksportowego trio Szwedów nie wystąpiło. Nie przeszkodziło to potomkom Wikingów w zdobyciu brązowego medalu. Oczarować świat i osiągnąć jeszcze lepszy wynik mieli dopiero za osiem lat. W tym czasie Gren, Nordahl i Liedholm podbijali Italię. W sezonie 1949/1950 ustrzelili rekordową liczbę ligowych bramek (aż 118!), ustępując w tabeli jedynie Juventusowi. W kolejnym sezonie byli już najlepsi, Nordahl zaś został po raz drugi Capocannoniere, czyli królem strzelców ligi. Potem powtórzył to osiągnięcie jeszcze trzykrotnie. Jego wyczyn docenia się jeszcze bardziej, kiedy spojrzy się, jak wyborowymi snajperami naszpikowane były wówczas składy włoskich klubów. Kolejne scudetto zdobyli Rossoneri w sezonie 1954/1955, teraz już bez Grena, który przeniósł się do Fiorentiny. Kolejny tytuł przypada na sezon 1956/1957. Z Gre-No-Li w składzie Milanu został już tylko Liedholm – Nordahl, który był już u schyłku kariery, strzelał wtedy bramki dla Romy. Ostatecznie buty na kołku zawiesił w roku 1958. Z 235 trafieniami do tej pory jest trzecim najlepszym strzelcem w całej historii najwyższej klasy rozgrywkowej we Włoszech.

Gren, Nordahl i Liedholm nie byli jednak wówczas jedynymi Szwedami na włoskiej ziemi. Lennart Skoglund, medalista mistrzostw świata, był jednym z najważniejszych zawodników Interu Mediolan. Kurt Hamrin w 1956 roku przeniósł się z rodzimego AIK Solna do Juventusu. Arne Selmosson z powodzeniem budował swoją markę najpierw w Udinese, a potem w Lazio. Wszyscy ci zawodnicy – z wyjątkiem Nordahla, który już od sukcesu olimpijskiego nie przywdziewał narodowej koszulki – wsparci szeregiem zdolnych zawodników ligi szwedzkiej, jak bramkarz Kalle Svensson, obrońca Orvar Bergmark czy napastnik Agne Simonsson, mieli stanowić o sile zespołu Raynora na światowym czempionacie AD 1958, którego Szwedzi mieli być gospodarzami. Zabrakło za to Bengta Lindskoga, któremu kontrakt z Interem nie pozwolił na udział w mistrzostwach. To samo zresztą spotkało Maschio, Angelillo i Sivoriego, trzech słynnych Argentyńczyków, zakontraktowanych tuż przed mistrzostwami przez włoskie kluby, które zabroniły im udziału w turnieju.

Los okazał się dla Szwedów łaskawy, kojarząc ich w grupie z Węgrami, Meksykiem i Walią. Madziarzy stanowili już bowiem cień Złotej Jedenastki, przybysze z Ameryki byli drużyną co najwyżej przeciętną, a Wyspiarze, jak na Wyspiarzy przystało, potrafili być niewygodni nawet dla najlepszych, ale też – nie licząc Johna Charlesa – nie za bardzo mieli, kim straszyć. Szwedzi weszli do fazy pucharowej z pierwszego miejsca w grupie. W ćwierćfinale musieli stawić czoła Związkowi Radzieckiemu. Sowietów posiadanie w bramce legendarnego Lwa Jaszyna nie uchroniło od dwubramkowej porażki po bramkach Hamrina i Simonssona. O finał Szwedom przyszło walczyć z Republiką Federalną Niemiec, dowodzoną przez charyzmatycznego Fritza Waltera, jednego z głównych architektów triumfu sprzed czterech lat. Niemcy objęli wprawdzie prowadzenie po golu Schäfera, ale jeszcze przed przerwą wyrównał Skoglund. W ostatnich dziesięciu minutach gole Grena i Hamrina wprowadziły gospodarzy do finału.

Mecz o złoto zgromadził na stadionie Råsunda około 50 tysięcy widzów. Brazylijczycy, żądni zmazania plamy po przegranej z Urugwajem osiem lat wcześniej, musieli budzić strach. Koło takich nazwisk jak Gilmar, Djalma Santos, Nilton Santos, Zito, Garrincha, Didi, Vavá, Zagalo czy wreszcie Pelé nie można było przejść obojętnie. I rzeczywiście Canarinhos nie dali szans przeciwnikom, zwyciężając 5:2. Miejscowi kibice zapewne przez pewien czas czuli rozgoryczenie, ale ostatecznie ich pupile byli wielkimi wygranymi turnieju. Nigdy wcześniej ani później nie osiągnęli tego poziomu.

Jak się potoczyły losy bohaterów Szwecji? Liedholm czynnie uprawiał futbol jeszcze przez trzy lata, by podjąć pracę trenerską – najpierw jako asystent, potem jako pierwszy trener Milanu. Gren od kilku lat pracował jako grający trener. Już przed mistrzostwami, w 1956 wrócił do ojczyzny, by podjąć pracę w Örgryte. Potem przez wiele lat prowadził szwedzkie kluby, po drodze zaliczając roczny epizod w Juve. Skoglund rok po Mundialu zamienił Inter na Sampdorię, gdzie w 78 spotkaniach zdobył 15 bramek. Bergmark, mając na karku 32 lata, przeniósł się do Romy. W stolicy Włoch jednak nie zabawił długo. Po dwóch latach wrócił na Półwysep Skandynawski, a po kolejnych dwóch powierzono mu stanowisko trenera drużyny narodowej, które piastował do 1970 roku. Selmosson z Romą zdobył Puchar Miast Targowych i został jedynym zawodnikiem, który zdobywał w derbach Rzymu bramki zarówno dla Romy, jak i dla Lazio. W całkiem innym kierunku, bo do Hiszpanii, podążył Simonsson. Przez niespełna rok reprezentował barwy madryckiego Realu, jednak brylował głównie w sparingach i w stolicy nie zagrzał miejsca. Został wypożyczony do Realu Sociedad, gdzie radził sobie tylko nieznacznie lepiej. Okazało się, że śródziemnomorski klimat mu nie służy. Powrócił więc do Szwecji, gdzie jeszcze przez siedem lat grał w Örgryte.

Tempa nabrała jednak szczególnie kariera Hamrina. Do Florencji sprowadził go Lajos Czeizler, trener Fiorentiny, a zarazem doradca Raynora. W barwach Violi filigranowy skrzydłowy przeżywał najlepszy sportowo okres w życiu. Regularnie lądował w czołówce klasyfikacji strzelców, zostając jednym z najbardziej bramkostrzelnych obcokrajowców w historii ligi włoskiej. A że we Florencji zebrało się wtedy grono wyjątkowo utalentowanych kopaczy, Hamrin mógł też liczyć na sukcesy drużynowe – zdobył Puchar Zdobywców Pucharów w roku 1961. Pod koniec lat 60. przeniósł się na dwa sezony do Milanu, gdzie grał u boku takich tuzów jak Rivera, Sormani, Prati, Trapattoni czy Schnellinger. Z Czerwono-Czarnymi sięgnął w roku 1969 po Puchar Mistrzów.

Ostatnim z wielkich Szwedów w tamtym okresie był Ove Kindvall. Co prawda nie był członkiem srebrnej drużyny Raynora (miał wtedy 15 lat), jednak współtworzył na przełomie lat 60. i 70. świetny Feyenoord, przez pewien czas najlepszą drużynę w Europie, i jego kariera niejako spina klamrą ten obfitujący w sukcesy dla szwedzkiego futbolu okres.

#pilkanozna #zpierwszejpilki

Na zdjęciu od lewej: Gren, Nordahl, Liedholm.
Clermont - Szwedzi na podbój Europy



Dotychczas w cyklu Z pierwszej piłki obracaliś...

źródło: comment_ZYirT4kttMfCfri2YFDMjVvFtSr6SRny.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz