Dwa fragmenty o Williamie Foulke'u, słynnym bramkarzu-grubasku z Anglii:

Pewnego razu siedział w wagonie, wcinając kanapkę z serem i cebulą, kiedt zagadnął go siedzący naprzeciw niego wikary. "Przyjacielu, widzę, jesteś koneserem" – powiedział. Zdumiony Foulke spojrzał na niego i odparł: "Ach, tak? W takim razie pan jesteś ****". Jak donosił "Athletic News": "Ostatnie słowo było mniej parlamentarne niż to, którego Bernard Shaw użył kiedyś w Pigmalionie i Galatei".


Przypuszczalnie najbardziej znany incydent miał miejsce po finale Pucharu Anglii w 1902 roku. Sheffield United [klub Foulke'a] prowadziło z Southampton 1:0, kiedy w ostatnich sekundach wyrównał Harry Wood. Wydawało się, że był na pozycji spalonej, jednak po konsultacji z liniowym sędzia główny, Tom Kirkham, uznał, że piłka odbiła się od zawodnika United i spalonego nie było. Zarówno zawodnicy Sheffield, jak i ich fani byli zniesmaczeni, a gdy gracze opuszczali boisko, doszło do zamieszania, podczas którego policja musiała utorować piłkarzom drogę do szatni.

Lord Kinnard, ówczesny przewodniczący FA, w swym przemówieniu po meczu szczególnie pochwalił Foulke'a. Jeśli wierzyć legendzie, dokładnie w trakcie rzeczonej przemowy goły Foulke ganiał po szatniach, polując na sędziego. Według opowieści Kirkham na wszelki wypadek zamknął się w schowku na szczotki, który opuścił dopiero, gdy tłum gapiów, łącznie z sekretarzem FA, odciągnął
Clermont - Dwa fragmenty o Williamie Foulke'u, słynnym bramkarzu-grubasku z Anglii:
...

źródło: comment_ItOymyN99t870vgma8b7bP2itBmJvBvt.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nauka w służbie futbolu

Była późna jesień roku 1927, kiedy grupa czekistów i milicjantów z Kijowa wpadła na pomysł założenia drużyny piłkarskiej. Zespół futbolowy zaistniał jako część stowarzyszenia sportowego Dynamo, powstałego cztery lata wcześniej z inicjatywy Feliksa Dzierżyńskiego. Kijowianie, choć zaplecze mieli silne, w pierwszych meczach wielkiego wrażenia nie zrobili – przegrali między innymi ze swoimi resortowymi kolegami z Moskwy aż 2:6. Lata tłuste miały nadejść za jakiś czas – za sprawą człowieka, który miał się dopiero urodzić za dziesięć lat w pobliskim szpitalu, Walerego Łobanowskiego. Ale o nim za chwilę.

Najczęściej opisywanym faktem z wczesnej historii Dynama jest tragedia, która rozegrała się latem 1942. Wtedy to jednostka Luftwaffe stacjonująca w Kijowie zapragnęła rozegrać mecz z miejscowymi piłkarzami, o których słyszeli wiele dobrego. Spotkanie miało charakter głównie propagandowy – miało wykazać wyższość niemieckiego okupanta. Piekarz Mykoła Trusewicz zmobilizował swoich kolegów z pracy, byłych zawodników Dynama, których kariery przerwała wojna, i 9 sierpnia mecz doszedł do skutku. Ukraińcy ani myśleli jednak nadstawiać głowy – pokazali się z najlepszej strony, zwyciężając 5:3. Tyle niepodważalnych faktów. Reszta to doniesienia radzieckiej prasy, przez historyków podawane w wątpliwość. Zdaniem Sowietów porażka tak rozwścieczyła Niemców, że aresztowali i rozstrzelali kilku członków zwycięskiej drużyny, oprócz Trusewicza także Iwana Kuźmienkę, Ołeksija Kłymenkę i Mykołę Korotkycha.

Następne
Clermont - Nauka w służbie futbolu

Była późna jesień roku 1927, kiedy grupa czekis...

źródło: comment_CaKe8ySwUEtGgCz2A5ZumgoREo4NOWZt.jpg

Pobierz
  • 3
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Zawodnicy, których nie znasz, a szkoda (część II)

Dzisiaj część druga, poświęcona zawodnikom po II wojnie światowej, jeszcze bardziej subiektywna od pierwszej. Skupiłem się na zawodnikach sprzed 1990 roku. W erze Internetu, telewizji kablowej i dziesiątek tytułów prasowych coraz trudniej o utalentowanych zawodników, którzy pozostawaliby anonimowi dla szerszej publiczności.

Faas Wilkes. Holenderski futbol zasłynął w Europie za sprawą sukcesów Feyenoordu i Ajaxu na początku lat 70., ale tym, który przecierał im szlaki, gdy futbol w Niderlandach stał jeszcze na amatorskim poziomie, był Faas Wilkes (chociaż gwoli ścisłości: był on czwartym Holendrem grającym poza ojczyzną). W czasie swojej bogatej kariery grał między innymi w Interze Mediolan, Torino, Valencii i Levante. Może jego sukcesy nie są oszałamiające, ale na pewno mocno zaznaczył swoją obecność. Przez pewien czas był nawet najskuteczniejszym snajperem Nerazurrich. Holendrom znany jest przede wszystkim jako członek tercetu zwanego Gouden Binnentrio, który współtworzył z Abe Lenstrą i Keesem Rijversem. To ta trójka stanowiła o sile reprezentacji Holandii tuż po II
Clermont - Zawodnicy, których nie znasz, a szkoda (część II)

Dzisiaj część druga, ...

źródło: comment_pRNEyWx5zKjomAQBsTWErYYZKPLunSdI.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Zawodnicy, których nie znasz, a szkoda (część I)

Wszyscy bohaterowie tego tekstu to zawodnicy słabo lub relatywnie słabo znani, przynajmniej obecnie. Przyczyny takiego stanu rzeczy są różne. Jedni grali tak dawno, że nie pozostawili po sobie żadnych śladów audiowizualnych, a przeciętnego kibica mało taka prehistoria obchodzi. Inni nie zrobili karier na miarę swojego talentu. Jeszcze inni to gwiazdy, ale drużyn z drugiego planu. Przy wyborze nie kierowałem się żadnymi obiektywnymi kryteriami. Zebrałem po prostu nazwiska, które pewnie niewielu cokolwiek mówią, ale warto coś o nich wiedzieć. Nie jest więc to zestawienie żadnym rankingiem.

Pierwotnie tematowi temu miał być poświęcony jeden tekst, ale uznałem, że im bardziej na osi czasu się cofamy, tym więcej takich niesłusznie zapomnianych postaci, więc podzieliłem tekst na dwie części. Pierwsza poświęcona będzie czasom od początków futbolu brytyjskiego do 1945 roku. Będą to zatem głównie zawodnicy nieznani ze względu na przepaść czasową. Pomijam wielkich Argentyńczyków i Urugwajczyków, pomijam dwukrotnych mistrzów świata Włochów i inne gwiazdy mundiali. Mimo wszystko – dzięki wszelakim podsumowaniom historii światowego czempionatu, jakie pojawiają się okazjonalnie w mediach – wielu kibicom obiły się o uszy nazwiska Meazzy, Scarone, Andrade, Sindelara, Zamory i jeszcze kilku innych. Prawie w ogóle nie mówi się natomiast o ówczesnym futbolu klubowym.

Imre
Clermont - Zawodnicy, których nie znasz, a szkoda (część I)

Wszyscy bohaterowie te...

źródło: comment_rz88U0adpykdvdWAjhGycJ8swFiovU99.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Dawno nic nie pisałem w #zpierwszejpilki. Do końca grudnia chcę wznowić tag i napisać przynajmniej jeden tekst. Mam nadzieję, że znajdzie się jeszcze ktokolwiek, kto przeczyta z zainteresowaniem. Temat to będzie coś w stylu: Zawodnicy, o których prawdopodobnie nie słyszałeś, a dobrze coś o nich wiedzieć. Piszę głównie o mało znanych (przeciętnemu współczesnemu kibicowi) piłkarzach, ale teraz to będą tacy ultraniszowi ( ͡° ͜ʖ ͡°
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Puchar pocieszenia

Ligi Europy, a wcześniej Pucharu UEFA nigdy nie rozpieszczano, mimo iż po likwidacji Pucharu Zdobywców Pucharów rozgrywki te mają status numeru dwa na kontynencie. Dla wielu wciąż pozostają tylko pucharem przegranych, ubogim krewnym Pucharu Mistrzów. Czy słusznie? Dzisiaj w Z pierwszej piłki cofniemy się do zamierzchłych lat 50., kiedy rywalizacja klubowa w Europie raczkowała, ale przyjrzymy się nie bardziej prestiżowemu Pucharowi Europejskich Mistrzów Klubowych, tylko jego skromniejszemu kuzynowi. Odsłonimy przy tym kilka mało znanych, być może zaskakujących faktów.

Początków tych zawodów należy szukać w roku 1954. Inicjatorem pomysłu był Szwajcar Ernst Thommen, a na Mundialu rozgrywanym w jego kraju pojawiła się okazja do podzielenia się ideą z resztą piłkarskiego świata. Thommen rozmawiał między innymi z wiceprezydentem FIFA Walentinem Granatkinem, selekcjonerem węgierskiej Złotej Jedenastki Gusztávem Sebesem i prezesem federacji NRD Heinzem Schöblem. Kiedy w listopadzie tego samego roku podzielono się tym pomysłem z szerszą publiką w trakcie obchodów 50-lecia szwedzkiej federacji, zyskał on kolejnych entuzjastów, w tym prominentnych Stanleya Rousa i Otto Barassiego. Dopiero kilkanaście dni później na łamach francuskiego L’Équipe z podobną inicjatywą wyszedł Gabriel Hanot. Wprawdzie to jego rozgrywki oficjalnie powstały kilka dni wcześniej, ale to puchar konkurencji został zainaugurowany wcześniej, więc to Thommena i spółkę należy uznać za zwycięzców tego nieformalnego, zakulisowego wyścigu. A więc to jego zawody były pierwsze!

Rozgrywki,
Clermont - Puchar pocieszenia



Ligi Europy, a wcześniej Pucharu UEFA nigdy nie rozp...

źródło: comment_6JGXbgK8yhBKKLmoR7IOOYqN5L2WUopP.jpg

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Jesteśmy świeżo po Klubowych Mistrzostwach Świata, więc przypomnienie czasów, kiedy przedstawiciele Ameryki Południowej regularnie rozstawiali po kątach Europejczyków. W linku mecz o Puchar Interkontynentalny z 1981 roku, kiedy brazylijskie Flamengo zlało 3:0 Liverpool. Najjaśniejszą postacią meczu był słynny Zico, obecnie chyba jeden z najbardziej niedocenianych zawodników, jeśli wziąć pod uwagę talent i zasługi. Kto wie, czy gdyby Brazylia nie przegrała w 1982 z Włochami, to Zico nie byłby dzisiaj wymieniany jednym tchem
Clermont - Jesteśmy świeżo po Klubowych Mistrzostwach Świata, więc przypomnienie czas...
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Dzisiaj w #zpierwszejpilki coś innego niż zwykle. Często pojawiają się pytania o książki traktujące o futbolu. W odpowiedzi dostaje się zazwyczaj te miałkie biografie, które ostatnio zalewają rynek i – nie ma co ukrywać – pod względem literackim nie stoją na zbyt wysokim poziomie. Stworzyłem więc subiektywną listę pozycji o piłce nożnej, które warto przeczytać i które powinny spodobać się obserwującym tag #zpierwszejpilki. Niestety, części z nich nie przetłumaczono dotąd na język polski.

Absolutnie podstawowa książka to Odwrócona piramida. Historia taktyki piłkarskiej Jonathana Wilsona, na co dzień dziennikarza piszącego między innymi dla „Guardiana”, „Sports Illustrated” i „World Soccera”. W dziedzinie taktyki Wilson jest guru i w Odwróconej piramidzie praktycznie wyczerpuje temat. Przechodzi od początków futbolu na Wyspach i W-M, przez Złotą Jedenastkę, Real w latach 50.,catenaccio i futbol totalny po wielki Milan i Francję z przełomu wieków. Główny temat, taktyka, opleciony jest mnóstwem pobocznych wątków, życiorysów ciekawych postaci i intrygujących historii zza kulis wielkiej piłki. Pełno jest odniesień do kultury, polityki, socjologii i psychologii oraz naukowych prób wyjaśnienia pewnych zjawisk w futbolu. Po przeczytaniu Odwróconej piramidy nikt już nie nazwie futbolu prymitywną grą polegającą na bezmyślnym ganianiu 22 facetów za piłką. W dorobku Wilsona godnych polecenia jest jeszcze kilka pozycji. Behind the Curtain: Travels in Eastern European Football (niedostępna po polsku) to najlepsze kompendium na temat piłki w Europie Wschodniej. Autor podróżuje między innymi przez Polskę, kraje byłego Związku Radzieckiego i dawną Jugosławię, omawiając kamienie milowe – wydarzenia, piłkarzy, trenerów – w rozwoju piłki w tych krajach, nierzadko odwołując się przy tym do sytuacji społeczno-politycznej. Godną polecenia jest też książka Bramkarz, czyli outsider o tym, jak w ciągu dziesiątek lat zmieniała się rola golkipera w drużynie i co takiego niesamowitego jest w tej boiskowej pozycji.

Zainteresowanym związkom futbolu z polityką, socjologią i kulturą z czystym sumieniem mogę też polecić książkę Franklina Foera, Jak futbol objaśnia świat, czyli niebanalna teoria globalizacji, którą ktoś określił jako „lekcję historii i współczesnych stosunków międzynarodowych”. Niech jako zachęta posłużą tytuły niektórych tylko rozdziałów: „Jak futbol objaśnia gangsterski raj”, „Jak futbol objaśnia przetrwanie cylindrów” czy „Jak futbol objaśnia amerykańskie
  • 12
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Klasycy wiedeńscy i kawiarniany futbol

Kiedy 29-letni Wolfgang Amadeusz Mozart 10 lutego 1785 roku przy wiedeńskiej Domgasse 5 kończył XX Koncert fortepianowy d-moll, nie spodziewał się, że równo za 118 lat później w małej morawskiej wsi urodzi się chłopak, który jego nazwisko rozpowszechni na boiskach do dziwnej gry, polegającej na kopaniu napompowanego, skórzanego worka. To właśnie do wielkiego kompozytora porównywano chuderlawego – pseudonim Der Papierene, Człowiek z Papieru, mówi wiele – reprezentanta Austrii, Matthiasa Sindelara. I chyba nie było w tej paraleli przesady, bo podziwianie kunsztu, z jakim ten boiskowy wirtuoz panował nad piłką, wedle relacji naocznych świadków dostarczało przyjemności nie mniejszej niż słuchanie oper i symfonii Wolfganga Amadeusza. Zanim jednak weźmiemy pod lupę Mozarta Futbolu, spójrzmy szerzej na ówczesny układ sił. Trzeba bowiem wiedzieć, że nie samym Sindelarem Austria stała. Mało tego, można mówić wręcz o austriackim imperium piłkarskim.

Na przełomie lat 20. i 30. na futbolowej mapie świata wyróżniały się dwa obszary. Pierwszy to rejon zatoki La Plata z dwoma silnymi ośrodkami: Montevideo i Buenos Aires, a drugi to dorzecze Dunaju, zwłaszcza Czechosłowacja, Węgry i właśnie Austria. Popularnością futbolowi austriackiemu dorównywał wówczas tylko brytyjski. Z tym że na Wyspach piłka nożna z gry elitarnej ewoluowała do sportu dla mas, robotników spotykających się wieczorami w pubach, by rozmawiać o najświeższych wynikach, za to w Austrii wręcz przeciwnie, z czasem piłka zaczęła gromadzić głównie inteligencję, a miejscami spotkań nie były puby, lecz kawiarnie. Dotychczas intelektualiści zwykli rozmawiać w nich o sztuce i literaturze, teraz do głównych tematów dołączył futbol. Każdy klub miał swoją kawiarnię. Zwolennicy Austrii Wiedeń zbierali się w Café Parsifal, a kibice sąsiedniego Rapidu – w Café Holub. Była też neutralna Ring Café, gdzie dyskutowano po prostu o piłce, bez ulegania wpływowi sympatii klubowych.
Clermont - Klasycy wiedeńscy i kawiarniany futbol



Kiedy 29-letni Wolfgang Amadeusz...

źródło: comment_w6nYFkxQVGd97pCJefnzxcw22PQyi8Sf.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Sztuka kopania

„Europejczyk piłkę kopie, ja ją pieszczę”, powiedział kiedyś argentyński drybler Oreste Corbatta, zwięźle uwydatniając różnicę między piłką europejską a latynoamerykańską. Opowieści o wirtuozach zza Atlantyku zawsze pobudzały wyobraźnię, szczególnie gdy przepływ zawodników między Ameryką a Europą nie był tak swobodny jak dzisiaj i o niektórych można było się czegoś dowiedzieć jedynie z prasy, ewentualnie obejrzeć raz na cztery lata – przy okazji mundialu. Nie będziemy roztrząsać tego, jakie pole manewru dla bajkopisarzy stwarzała ta sytuacja. Faktem jest, że nie ma chyba kibica, który nigdy nie był pod wrażeniem porywających historii o popisach Pelégo i Garrinchy, członków La Máquiny czy urugwajskich mistrzach świata.

Nieco po macoszemu traktowani są zawodnicy spoza Wielkiej Trójki najbardziej utytułowanych nacji Nowego Świata: Brazylii, Argentyny i Urugwaju. Dlatego postanowiłem przybliżyć sylwetki kilku wybitnych przedstawicieli tych niedocenianych narodów z ery przed- i wczesnotelewizyjnej. Niekoniecznie będzie to zestawienie wszystkich obiektywnie najlepszych zawodników tego okresu, chociaż klasa piłkarska była niewątpliwie najważniejszym kryterium. Za to na pewno wszyscy byli personami niezwykle barwnymi i odegrali ważną rolę w historii południowoamerykańskiego futbolu.

Postacią,
Clermont - Sztuka kopania



„Europejczyk piłkę kopie, ja ją pieszczę”, powiedział ki...

źródło: comment_4is3SQ63h48UDkwj0s0PtSSwEjEmXH2V.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Mikka: Możliwe, że jest lepszy (chociaż że akurat od Valderramy to wątpię), ale akurat staram się tutaj unikać porównywania przeszłości z teraźniejszością, bo o współczesnej piłce mamy tekstów do porzygu, więc mnie nie kręci pisanie o niej.
  • Odpowiedz
Generał Michels, pułkownik Cruyff

18 marca 1900, Amsterdam, kawiarnia Oost-Indië przy Kalverstraat 2. Han Dade, Carel Reeser i Floris Stempel spotykają się, by zacząć wreszcie materializować wszystkie swoje pomysły na drużynę sportową. Choć to na ten rok datuje się powstanie ich klubu, to fundamenty podeń wymieniona trójka położyła już w roku 1893. Nowo powstałemu, bardzo amatorskiemu tworowi nadali wtedy nazwę Union, po roku zmienioną na Foot-Ball Club Ajax, na cześć Ajaksa Wielkiego, jednego z najdzielniejszych uczestników wojny trojańskiej. Słabe wyniki sportowe i niska popularność zniechęcały założycieli do rozwijania drużyny. Z czasem zniechęcenie ustąpiło i siedem lat po zakiełkowaniu w głowach trzech Holendrów idei założenia klubu piłkarskiego z prawdziwego zdarzenia postanowili oni go zarejestrować. Raczej nie przypuszczali, że ich projekt stanie się wizytówką całego kraju, a że po blisko 70 latach na jego gruncie dokona się piłkarska rewolta o skali międzynarodowej, nawet nie śnili.

Początkowo bowiem Ajacieden na nadmiar sukcesów nie mogli narzekać, a jako klub inteligencji, mający w zarządzie przedstawicieli finansjery, przegrywali walkę o kibiców z drużynami robotniczymi. Wszystko zmieniło się wraz z przybyciem do Holandii Anglika Jacka Reynoldsa, piłkarza co najwyżej średniego, trenera – jak się okazało – wybitnego. Reynolds podejmował pracę w Ajaksie trzy razy, łącznie spędził tam 25 lat w okresie 1915–1947. Raz odszedł po kłótni z zarządem, raz jego przygodę z Ajaxem przerwała wojna (w trakcie której Reynoldsa osadzono w obozie w górnośląskim Toszku). Zasługi Anglika dla klubu nie ograniczają się jednak do kilku tytułów mistrza Holandii i jednego krajowego pucharu. To Reynolds ucywilizował holenderski futbol, wyciągnął go z przeciętności, zaszczepił w Holendrach pragnienie gry nie tylko skutecznej, ale i pięknej, nauczył ich grać piłką, wprowadził dyscyplinę i jako pierwszy zorganizował szkolenie młodzieży. Pod jego skrzydłami piłkarskiego rzemiosła uczył się ten, który miał dokonać jeszcze więcej, Marinus Jacobus Henricus Michels.

Mimo
Clermont - Generał Michels, pułkownik Cruyff



18 marca 1900, Amsterdam, kawiarnia O...

źródło: comment_dHZB4hlEd75RqqHrMK1cZsKRM5jMx9fu.jpg

Pobierz
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nad pięknym modrym Dunajem. Europa u stóp Złotej Jedenastki

„Anglicy byli obcymi w obcym świecie, pełnym chyżych czerwonych duchów, bowiem takimi właśnie jawili się ubrani w jasnowiśniowe stroje Węgrzy, poruszający się w zabójczym tempie, wykazujący się doskonałymi umiejętnościami i bezbłędnie kończący swe akcje”, pisał po jednym z najbardziej upokarzających wieczorów w historii angielskiej piłki dziennikarz The Times, Geoffrey Green. Egzekucja dokonana na Wembley na dumnych Synach Albionu to tylko jeden z popisów węgierskiej Złotej Jedenastki, ale najbardziej symboliczny. Oto bowiem ojcom współczesnego futbolu, od ponad pół wieku cierpiącym na manię wielkości, zostaje wylany na głowę kubeł zimnej wody. Okazuje się, że na boisku można wymieniać się pozycjami, numery na koszulce niekoniecznie są do nich przyporządkowane, boczni obrońcy wcale nie muszą być przywiązani do własnego pola karnego, a napastnicy to nie tylko egzekutorzy, ale też kreatorzy – dla Anglików to wielkie zaskoczenie. Kim byli ludzie, którzy brutalnie zweryfikowali wyspiarskie spojrzenie na futbol i przez cztery lata bezwzględnie władali europejską piłką?

Co do tego, jaką datę należy uznać za początek tej wielkiej drużyny, opinie są podzielone. Wedle jednej z nich za taki emblematyczny moment może uchodzić mecz Polska–Węgry na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie. Przyjaźń polsko-węgierska kwitła, więc biało-czerwoni byli wtedy częstym rywalem Madziarów. I zawsze stanowili dla nich tło. Nie inaczej było i tym razem, 4 czerwca 1950 roku. To spotkanie było jednak wyjątkowe, stanowiło bowiem początek jednej z najbardziej spektakularnych pass w historii futbolu – Węgrzy pokonali Polaków 5:2 i nie przegrali żadnego z 31 następnych oficjalnych, międzypaństwowych meczów.
Clermont - Nad pięknym modrym Dunajem. Europa u stóp Złotej Jedenastki



„Anglicy by...

źródło: comment_hAJhoFFyc5Cs7HCC87RFdUmX8QAo58HK.jpg

Pobierz
  • 15
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Ryglowanie po włosku

Ze Szwecji przenosimy się dzisiaj na Półwysep Apeniński, do Włoch. Przyjrzymy się dzisiaj jednemu ze znaków rozpoznawczych tamtejszego futbolu, catenaccio, obalając po drodze kilka narosłych wokół niego mitów. Najwięcej uwagi poświęcimy zespołowi, któremu przyniósł on największe triumfy – Interowi Mediolan.

Wbrew powszechnym opiniom catenaccio, czyli „rygiel” lub „zasuwka”, nie narodziło się we Włoszech, lecz w Szwajcarii, w głowie Austriaka Karla Rappana, wówczas grającego trenera w genewskim Servette FC. Było to oczywiście catenaccio w najbardziej pierwotnej formie, różniące się znacznie od tego stosowanego potem przez Helenio Herrerę na boiskach włoskich i nazywane z francuska verrou. W wywiadzie dla magazynu World Soccer w 1962 roku Rappan mówił, jaki cel mu przyświecał: „W przypadku drużyny szwajcarskiej taktyka odgrywa olbrzymią rolę. Szwajcarzy nie są urodzonymi piłkarzami, ale za to mają trzeźwe podejście do życia. Można ich nauczyć, by zawczasu kalkulowali swoje ruchy. (…) Czasem dysponuje się 11 przeciętnymi futbolistami, których trzeba zjednoczyć wokół wybranej koncepcji, jakiegoś konkretnego planu. Chodzi o to, by z każdego zawodnika wydobyć jak najwięcej potencjału, dzięki czemu korzysta
Clermont - Ryglowanie po włosku



Ze Szwecji przenosimy się dzisiaj na Półwysep Apen...

źródło: comment_lKvofl9oXe0gV0c30IWBaZfnqtU7j7Oo.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Szwedzi na podbój Europy

Dotychczas w cyklu Z pierwszej piłki obracaliśmy się w kręgach latynoamerykańskich. Przeniesiemy się teraz nieco bliżej nas, do Szwecji, kraju Ingmara Bergmana, Ikei i zespołu ABBA, by przyjrzeć się złotemu okresowi tamtejszej piłki. Nie są nim lata popisów Zlatana Ibrahimovicia ani nawet Mundial 1994 zwieńczony brązowym medalem ekipy Brolina, Dahlina, Anderssona i Larssona. Żeby przypomnieć sobie najmocniejszą drużynę narodową, jaką kiedykolwiek wystawiła Szwecja, musimy cofnąć się o przeszło 60 lat, do momentu, gdy ten świetny skład zaczął się formować.

Jest rok 1948. Wojna nie stłumiła idei olimpizmu i po dwunastu latach najlepsi sportowcy znów zebrali się w jednym miejscu, tym razem w Londynie. Turniej piłkarski był wielką niewiadomą. Faworytami wydawali się gospodarze, Brytyjczycy, przynajmniej w ich mniemaniu. Od lat tkwili w piłkarskiej splendid isolation, przekonani o tym, że nikomu nie muszą udowadniać swojej wyższości. Na Igrzyskach jednak wystąpili bez swoich największych gwiazd, w przeciwieństwie do Jugosławii, gdzie pierwsze skrzypce grali Stjepan Bobek i Zlatko Čajkovski, Holandii z Faasem Wilkesem czy Danii z Johnem Hansenem, który później w barwach Juventusu został królem strzelców Serie A. Gdzieś tam czaiła się też Szwecja, prowadzona przez Anglika George’a Raynora, dziś już ikonę futbolu, wtedy początkującego szkoleniowca, który wcześniej miał okazję trenować tylko amatorską kadrę Iraku i rezerwy brytyjskiego klubu Aldershot. Nawiasem mówiąc, o wkładzie Raynora w rozwój taktyki piłkarskiej można by napisać osobny artykuł.
Clermont - Szwedzi na podbój Europy



Dotychczas w cyklu Z pierwszej piłki obracaliś...

źródło: comment_ZYirT4kttMfCfri2YFDMjVvFtSr6SRny.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Lata 40.: Piłkarskie imperium nad La Platą

Spotykane w piłkarskiej prasie przy różnych okazjach zestawienia największych drużyn w historii jednym tchem wymieniają Arsenal Herberta Chapmana, Urugwaj – pierwszych mistrzów świata i dwukrotnych mistrzów olimpijskich, Włochy z Piolą i Meazzą, czasami widowiskowy austriacki Wunderteam. Wszystko to wytwory lat 20. i 30. Zaraz potem mówi się o Złotej Jedenastce Węgier, Realu Madryt seryjnie wygrywającym Puchar Europy i tak dalej. Gdzie miejsce dla lat 40.? Czy II wojna światowa wywarła aż tak wielki wpływ na futbol, że nie ma czego wspominać z tamtego okresu?

Najważniejsze międzynarodowe rozgrywki klubowe zainaugurowano na przełomie lat 50. i 60., wcześniej za najbardziej miarodajny wskaźnik siły poszczególnych nacji i całych kontynentów uznawano mundiale. Dwunastoletnia przerwa w ich organizacji, przypadająca akurat na lata 40., na pewno utrudnia obiektywną ocenę tego okresu. Ale przecież w Ameryce Południowej futbol nie odpoczywał. Wojna nie przeszkodziła w regularnym rozgrywaniu Copa América, nie ustawały rozgrywki ligowe w Brazylii czy Urugwaju. Chwili oddechu nie mieli też Argentyńczycy i to właśnie oni wykształcili wtedy pokolenie graczy wybitnych, zgodnie uznawane przez tamtejszych znawców za najlepsze w ich historii, lepsze nawet od mistrzów świata z 1986.
Clermont - Lata 40.: Piłkarskie imperium nad La Platą



Spotykane w piłkarskiej pras...

źródło: comment_2Iftk78B9UAmlq8OZyShzYfk5qx8XHGv.jpg

Pobierz
  • 12
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

**Os Santásticos – o potędze Pelégo i spółki**

Słysząc nazwę Santos FC, przeciętnemu kibicowi przychodzi do głowy głównie jedno skojarzenie: Pelé. Trzykrotny mistrz świata, ikona futbolu, dla wielu najwybitniejszy zawodnik w historii tej dyscypliny. Młodsi fani znają Santos przede wszystkim jako drużynę, w której pierwsze kroki w profesjonalnej piłce stawiał Neymar. Niektórzy pamiętają pewnie też, że to właśnie tam przygodę z piłką zaczynał Robinho, który ostatecznie nie zrobił aż takiej kariery, jaką mu wróżono. Nawet jeśli ten i ów wie, że drużyna z São Paulo to jeden z czołowych klubów Brazylii, święcący na przestrzeni lat wielkie sukcesy, rozpatruje ją raczej w kategoriach piłkarskiej egzotyki, nie uświadamiając sobie, jak wielką potęgą była nie tylko w skali kontynentu, ale i całego świata w czasach, gdy przenosiny piłkarzy z Kraju Kawy za Ocean nie były na porządku dziennym.

Fundamenty pod klub, który za kilkadziesiąt lat miał siać postrach na boiskach całego globu, założono 14 kwietnia 1912 roku z inicjatywy grupy miłośników futbolu, coraz dynamiczniej rozwijającego się na brazylijskiej ziemi, pod przewodnictwem trójki: Raymundo Marquesa Francisco, Mário Ferraza de Camposa i Argemiro de Souzy Juniora. Wczesnym popołudniem ustanowiono nazwę Santos Futebol Clube i wybrano klubowe władze. 15 września tego samego roku ekipa z São Paulo rozegrała pierwszy oficjalny mecz, pokonując 3:2 zespół złożony z Anglików, Santos Athletic.
Clermont - **Os Santásticos – o potędze Pelégo i spółki**



Słysząc nazwę Santos FC,...

źródło: comment_wF2oFZKDufg4Dxwo5sxUH12dDf60sl4k.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach