Wpis z mikrobloga

@moll: Jak nie jak tak... ale regularnie, po każdej skończonej pracy biorę miskę, wiadro, szmaty, gąbki i przecieram wszystko. Trochę też robię sobie jaja z tym, że żona mnie zbije, bo cała buda wraz z systemem nawadniania powstała po to, aby ograniczyć pylenie do absolutnego minimum. Pomyślę jeszcze nad jakimś filtrowanym wyciągiem.

Porzuciłem pracę w piwnicy, bo dość mam sąsiadów, którzy zrobili sobie "klub sąsiada pod nazwą: popatrzmy mu przy
  • Odpowiedz
@moll: Wiem i doceniam. :D
Za to ma też przywileje - cokolwiek zrobię (nie z myślą o sprezentowaniu komuś), może sobie zatrzymać na zawsze. To ona decyduje o tym co mogę wrzucić do sklepiku.
  • Odpowiedz
@moll: Taka symbioza - ja mam swoją jaskinię ciszy, żonka ma błyskotki. ;]
Rozumie, że chciałbym, aby warsztat mi się zwracał, więc co nieco mi zostawia. Rozumie, że muszę dłubać, chcąc dojść do jakiegoś sensownego poziomu... ale jakbyśmy się nie dogadywali, to byśmy prawie ćwierć wieku ze sobą nie wytrzymali. Tak jak piszesz - trzeba mieć do siebie cierpliwość, to wtedy można i otwierać w kuchni zakład obróbki kamieni. ;]
  • Odpowiedz