Wpis z mikrobloga

  • 2
@odysjestem: przecież napisałem "głównie", wiadomo ze części nie da się u nas uprawiać. Ale nie ma uzasadnienia sprowadzania ziemniaków z Hiszpanii, zwłaszcza że produkcja krajowa ziemniaka na obywatela to pół kilo na dzień.
  • Odpowiedz
@KapitanONeil: Co to znaczy "nie ma uzasadnienia"? Zakładamy, że biznes kieruje się rachunkiem zysków i strat, w celu maksymalizacji tego pierwszego i minimalizacji tego drugiego. Widocznie ziemniaki z Hiszpanii są bardziej opłacalne niż te krajowe
  • Odpowiedz
  • 0
@odysjestem: wyjaśniłem wyżej. Mamy aż nadto krajowych ziemniaków, z Hiszpanii nie ma możliwości efektywnego transportu koleją przez napięcia zasilanie i systemy kierowania które są różne w każdym kraju, więc trzeba ciężarówkami które więcej emitują i powodują korki. Więc bilans zysków społecznych jest na korzyść krajowych.
  • Odpowiedz
@KapitanONeil: Handlarze ziemniakami, nie kierują się bilansem "zysków społecznych", tylko bilansem konta. Jeśli mimo nadmiaru, o którym mówisz, ziemniaki z Hiszpanii są lepszą opcją, to albo są lepszej jakości, albo krajowe są nieatrakcyjne cenowo
  • Odpowiedz
@KapitanONeil: W zdecydowanej większości są. Transport, zwłaszcza przy prostej, nieprzetworzonej żywności, jest dość drogi względem kosztu całego produktu. Dlatego to się w pierwszej kolejności minimalizuje.

Istotny import (czy choćby sprowadzanie z daleka) najczęściej wynika ze słabej jakości krajowych upraw, niedostatecznego wolumenu (albo globalnie, albo w jakimś konkretnym czasie) i jednocześnie możliwości uzgodnienia gwarantowanych wolumenów dostaw po określonych cenach. Gdyby hurtownicy (a w praktyce bezpośrednia dostawa od producenta do detalu jest rzadka)
  • Odpowiedz