Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich na #wojnawkolorze następcy tagu #iiwojnaswiatowawkolorze.

WOJNA HOLLYWOOD Z POLSKĄ

Choć noc oscarowa dobiegła końca, to warto zajrzeć do filmowego świata „fabryki snów” w czasie II WŚ. II Wojna Światowa była pierwszą bardzo nowoczesną wojną, w której prowadzenie wprzęgnięto - poza samolotami, czołgami, radarem itp. uzbrojeniem - najmodniejszy wówczas wynalazek: kino.

Co prawda już podczas I WŚ wykorzystywano kroniki i nagrania filmowe, ale przez 20 lat technologia nagrywania i odtwarzania poszła niesłychanie do przodu. W 1939 roku do kina chodziło 74 % Amerykanów, zostawiając w kasach astronomiczną wówczas kwotę 85 mln dolarów tygodniowo. Hollywood wypluwało z siebie 500 produkcji rocznie. Film docierał wyraźniej do większej grupy odbiorców, niż nawet najlepsza książka. Cieszył się uwielbieniem zarówno wielkich tego świata, jak i maluczkich. Kształtował gusta i poglądy, stając się nagle najważniejszą instytucją edukacyjną na Ziemi.

Taka machina nie mogła pozostać neutralna, gdy Ameryka ruszyła na wojnę z diabolicznymi nazistami i ich poplecznikami.

W ten oto sposób tzw. ''fabryka snów'' została w czerwcu 1942 roku objęta nadzorem Biura Informacji Wojennej (Office of War Information, OWI), a konkretniej jednej z jego agencji - Biura Filmowego (Bureau of Motion Pictures; BMP). Odtąd scenarzyści i reżyserzy otrzymywali wytyczne co do treści filmów i byli nakłaniani do wspierania wysiłku wojennego. Wymuszano także zmiany scenariuszy, a nawet rezygnację z produkcji, uznanych za szkodliwe. Od 1942 do 1945 roku BMP zaopiniowało 1652 scenariusze.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, bowiem propaganda wojenna zawsze podlega ścisłej kontroli państwa i ma spełniać jego cele.

Problem polegał na tym, że OWI spełniało cele nie tylko USA...

Ale - nie uprzedzajmy wypadków.

* * *

Jeśli doceniasz moją pracę, to zachęcam do wspierania mojej strony w serwisach Patronite i BuyCoffee pod adresem „wojnawkolorze”. Wpisy ukazują się dzięki Patronom i Patronkom. Jeśli chcesz dawać mi motywację do dalszego pisania - zapraszam.

* * *

Polska właściwie nigdy nie znajdowała się w centrum zainteresowania Hollywood. Polacy, w odróżnieniu od innych mniejszości etnicznych, zdawali się być niewidzialni. Do 1939 roku powstały tak naprawdę tylko dwa filmy o Polakach. Są to ''As The Earth Turns'' z 1934 r. i ''The Wedding Night'' z 1935 r. Oba to całkowicie niedorzeczne, a przy tym skandaliczne koszmarki, stworzone przez ludzi, którzy nie mieli pojęcia o Polsce. W obu produkcjach Polacy są przedstawieni jako nieokrzesane, skrajnie głupie prymitywy. W pierwszym są krawcami, którzy chcą pracować na roli, ale im to nie wychodzi, w drugim to jedzący z podłogi, ciągle pijani i brutalni barbarzyńcy. Porozumiewają się zbitkami przypadkowych słów słowiańskich i dziwnych dźwięków, ani nie noszą polskich imion (chyba, że o czymś nie wiem, a imiona takie jak Sonya, Heinrich, Manuel są polskie). Jedyne postaci pozytywne spośród nich to ci, którzy wyrzekli się polskości.

Hollywood nie poświęcało uwagi także samej Polsce. Przed wojną powstał tylko jeden film osadzony w Polsce i dotyczył epoki napoleońskiej. Dla porównania, niewielkie Węgry były miejscem akcji siedmiu produkcji do 1939 roku, a filmy o Rosjanach, Irlandczykach i Żydach miały swoje odrębne gatunki. Wszystkie te narodowości były przedstawiane generalnie pozytywnie i z szacunkiem. Warto wspomnieć jeszcze o serialach, których powstało w sumie 58 o łącznej liczbie 750 odcinków. Spośród 2300 bohaterów seriali... ani jeden nie był Polakiem.

* * *

Wydawałoby się, że sytuację tę zmieni wybuch II wojny światowej. Dla filmowców byłby to wręcz wymarzony temat: oto młody kraj został napadnięty z dwóch stron i brutalnie zgnieciony przez agresorów, nie poddał się, nie poszedł na kolaborację i toczył dalej walkę, w jego ruchu oporu służyły ofiarnie setki tysięcy ludzi, a na jego ziemiach dokonywane było wstrząsające ludobójstwo.

Tymczasem przedstawienie Polski przez Hollywood można zobrazować tylko toczącym się po ziemi kłaczkiem arizońskim.

Podczas wojny o Polsce zrealizowano tylko trzy filmy. Pierwszy z nich to komedia ''To Be or Not to Be'' z 1942 roku, następny to romans ''In Our Time'' z 1944 roku i niskobudżetowy ''None Shall Escape'', też z 1944 roku. W żadnym z tych filmów nie wystąpili Polacy.

* * *

''To Be or Not to Be'' z wytwórni United Artists w reżyserii Edwarda Lubitscha opowiada o grupie polskich aktorów teatralnych z Warszawy, którzy wykonują tajną misję w polskiej stolicy. Miał swój remake w wykonaniu Mela Brooksa w 1983 r. Jest to dość sympatyczna komedia, ale tu właśnie leżał jej problem. Był to pierwszy (!) film o Polakach nakręcony od początku wojny. Jego premiera miała miejsce 19 grudnia 1942 roku, a więc po 3 latach bestialskiej niemieckiej okupacji. Film bardzo spłycał jej realia, przedstawiał je groteskowo i ośmieszał. Na Lubitscha spadła za niego fala krytyki, a reżyser bronił się, że komedia była ''jedynym sposobem, by ludzie zechcieli posłuchać o cierpieniach Polski''...

W treści bardzo niewiele powiedziano o udziale Polaków w wojnie, zasugerowano, że Polska została pokonana po kilku dniach, albo godzinach walki, pominięto całkowicie polski rząd na uchodźstwie, a polskie podziemie uznano za ''stworzone przez Brytyjczyków''. Jest także dość wymowna scena na początku, w której polscy cenzorzy każą zdjąć trupie teatralnej sztukę wyśmiewającą Hynkela.

* * *

Drugim chronologicznie filmem jest ''None Shall Escape'' wytwórni Columbia Pictures w reżyserii Andre DeTotha. Nakręcono go w styczniu 1943 roku, ale premierę miał dopiero 3 lutego 1944 r. Film koncentrował się na powojennym procesie fikcyjnego niemieckiego zbrodniarza Wilhelma Grimma. Jest to bodaj pierwsza produkcja o Holocauście, przedstawiająca rozliczenie z niemieckimi zbrodniami po wojnie, choć w momencie jej tworzenia było do tego daleko. Ciekawe jest to, że w produkcji Polaków przedstawiono raczej pozytywnie, a także przyjacielskie stosunki polskich katolików i starozakonnych. Film jednak nie koncentruje się tyle na polskiej roli w wojnie, ile na niemieckich zbrodniach, i to głównie na Żydach. Polska jest w nim tylko tłem. ''None Shall Escape'' jednak nie odniósł sukcesu, uznano go za zbyt pospiesznie i niezgrabnie zrealizowany, oraz zbyt niskobudżetowy. Dlaczego leżał na półce przez rok - o tym niżej.

* * *

Najohydniejszą chyba napaścią filmową na Polskę przez Hollywood jest ''In Our Time'' wytwórni Warner Bros (kadr na zdjęciu) w reżyserii Vincenta Shermana. Akcja ma miejsce latem 1939 roku i opowiada historię londyńskiej ekspedientki Jennifer, która przypadkiem znajduje się w Warszawie. Tam poznaje polskiego hrabiego, Stefana Orvida. Oboje się w sobie #!$%@?ą, ale ich związkowi sprzeciwia się rodzina hrabiego.

Tu muszę poświęcić parę słów na opisanie tej abominacji. Rodzina Orvida to banda nadętych, opryskliwych, fanatycznie religijnych bufonów. Najgorszy z nich jest wuj Pavel, pracownik polskiego ministerstwa, jawnie proniemiecki, nawołujący do ostatnich minut filmu do porozumienia się z nazistami. Polacy in gremio są wręcz przedpotopowymi snobami, a na polskiej wsi panuje poddaństwo chłopów. Dopiero sprzedawczyni Jennifer wprowadza mechanizację rolnictwa i uczy ciemne polskie chłopstwo, jak uprawiać rolę. Okazuje się, że sprzedawczyni Jennifer zna się doskonale nie tylko na rolnictwie, ale też na polityce międzynarodowej: do końca filmu sprzeciwia się uległości polskich władz wobec Niemiec i wygłasza napuszone przemówienia o ''ludzie pracującym''. Jest też najwyraźniej ekspertką od militariów i przekonuje, że kawaleria jest przeżytkiem na polu bitwy.

Film kończy się agresją Niemiec na Polskę. Zaściankowych Orvidów zastaje ona podczas całonocnej, szlacheckiej libacji. Tchórzliwa rodzina Orvida ucieka wagonem wypełnionym bogactwami, by pasożytować gdzie indziej. Sam Orvid wraca ranny po tym, gdy jego pułk kawalerii został zniszczony po paru dniach wojny w - a jakżeby inaczej! - szarży z szablami na niemieckie czołgi. Dopiero feministyczna super-sprzedawczyni Jennifer dokonuje w nim objawienia, że to, w co wierzył, to kłamstwo i przeistacza się w ''ludowego bohatera''. Para nakazuje spalić posiadłość i pola, by wróg nie miał z nich pożytku.

Cały ten zjadliwy film to jeden wielki stek bzdur na temat Polski, przepełniony stereotypami i zwykłymi kłamstwami, czerpiący garściami z nazistowskiej i sowieckiej propagandy. Wymowa produkcji jest skrajnie antypolska i sugeruje, że to Polacy sami doprowadzili do niemieckiej napaści i nie stawiali jej oporu. Przedstawienie polskiego rządu jako zaściankowych, bufoniastych arystokratów, ustępujących nazizmowi, to zwykłe splunięcie w twarz narodowi, który wówczas piąty rok toczył wyniszczającą walkę z Niemcami. Akcja filmu rozgrywa się tuż pod Warszawą, ale warunki przedstawione na polskiej wsi przypominają średniowiecze. Wiele można powiedzieć o trudnej sytuacji polskiej wsi przed wojną, ale żeby robić z niej skansen Amiszów? I to nawet nie na Kresach, na Polesiu, ale tuż pod stolicą? Polscy chłopi - własność arystokratów - są tępi i niewykształceni. Boją się traktora i elektryczności, a zysk przeliczają na… butelki wina.

Warto tu wspomnieć, że twórcy ''In Our Time'' mieli bardzo mgliste pojęcie o Polsce jako kraju w ogóle. Reżyser tego tworu wprost przyznawał, że Polska jawiła mu się jako kraj wprost niewolniczy, rodem z amerykańskiego Południa sprzed wojny secesyjnej. Scenarzysta zaś pierwotnie nazwał polską rodzinę ''Polianoff'' i zamierzał z nich zrobić... krewnych polskiego króla (którego w Polsce nie było od ponad stu lat). Wytwórnia Warner Bros. w 1943 roku przyznawała, że ma problem z przedstawieniem ulicy w Warszawie, bo... nie wiedzą jak wyglądają Polacy. Także w tym filmie nie zagrał żaden Polak.

''In Our Time'' miał premierę 19 lutego 1944 roku i wzbudził generalnie pozytywne odczucia. Pozytywne recenzje wystawiły mu m.in. ''Los Angeles Times'', ''New Yorker'', ''Picture Magazine'' i inne. Recenzenci podchwycili wymowę produkcji, że to ''faszystowskie'' polskie koła rządzące doprowadziły do wojny, a odrodzenie Polski będzie możliwe tylko w przypadku zmiany rządów w Polsce na ''bardziej ludowe''. Warto tu wspomnieć, że obraz Polski, utrwalony w tym filmie, przetrwał właściwie do dzisiaj, choć nikt o tej produkcji już nie pamięta.

Nie bez znaczenia jest czas. Od wiosny 1943 roku, gdy powstawał film, polski rząd emigracyjny był izolowany na arenie międzynarodowej wskutek odkrycia grobów w Katyniu. 4 stycznia 1944 roku Armia Czerwona przekroczyła przedwojenną granicę Polski. Trzy dni po premierze, 22 lutego 1944 roku Winston Churchill w Izbie Gmin poinformował o ustaleniach konferencji w Teheranie, gdzie - całkowicie nielegalnie - zdecydowano o okrojeniu wschodnich ziem Polski.

* * *

Warto tu jeszcze wspomnieć, że na wiosnę 1944 roku studio Twentieth Century Fox planowało realizację komedii ''Jakobowsky i Pułkownik'' o perypetiach polskiego Żyda uciekającego z Polski ''przed antysemityzmem'' i bufoniastego polskiego oficera-antysemity. Film ostatecznie nie powstał podczas wojny i nakręcono go w 1958 r.

* * *

Widać jasno, że Polska i Polacy byli podczas wojny w filmach amerykańskich przedstawiani wprost skandalicznie. Czy takie traktowanie dotknęło inne narodowości?

Ależ skąd.

Chyba najsłynniejszym, najbardziej lubianym i podobno najlepszym - z całkowicie dla mnie niepojętych powodów - amerykańskim filmem z okresu II WŚ pozostaje ''Casablanca'' z 1942 roku, gdzie bohaterem antyniemieckiego ruchu oporu jest Czech, Victor Laszlo, przewodzący wielonarodowemu ruchowi oporu. W którym oczywiście nie ma ani jednego Polaka, choć są przedstawiciele wszystkich okupowanych narodów. Czesi zresztą wielokrotnie byli przedstawiani w Hollywood bardzo pozytywnie: warte odnotowania są aż dwa filmy o (niezamierzenie ultraśmiesznym) zamachu na Protektora Reinharda Heydricha: ''Hynkel's Madman'' i ''Hangmen also die!'' z 1943 roku. Czesi byli bohaterami aż sześciu dużych przychylnych produkcji.

Równie uwielbiani przez Hollywood byli Norwegowie, uważani za symbol ruchu oporu. Nakręcono o nich co najmniej pięć filmów w samym 1943 roku, w tym ''Edge of Darkness''. Ten jest o tyle ciekawy, że pojawia się tam Polka (o rosyjskim imieniu ''Katja''!), która jest... nazistowską agentką i zwykłą dziwką niemieckich żołnierzy.

Bardzo ciepło Hollywood przedstawiało także Francję, o której nakręcono aż piętnaście filmów, na czele z wspomnianą wyżej ''Casablanką'' i frankofilską propagandą ''Joan of Paris'' z 1942 r. Wszystkie te nacje były uosobieniem okupowanej przez Niemców Europy i zbrojnego oporu przeciwko nim. Wszystkie przedstawiano jednoznacznie pozytywnie. Nie wspominano także o kolaboracji tych narodów z Niemcami.

* * *

Brakuje nam tylko jednego kraju w tym zestawieniu, prawda? I wszyscy wiecie, jakiego.

Związku Radzieckiego.

W czasie II WŚ Hollywood nakręciło cały szereg sowietofilskich produkcji, na czele z ''Mission to Moscow'' wytwórni Warner Bros. z 1943 roku, na podstawie wspomnień byłego ambasadora USA w Moskwie, Josepha Daviesa. Film koncentruje się na sytuacji w ZSRR w latach 30. i jest hagiograficznym bełkotem na cześć Stalina, wybielającym komunizm i opiewającym ZSRR. W filmie m.in. łopatologicznie wytłumaczono sowieckie czystki lat 30., przedstawiając ofiary Stalina jako faszystów, oraz wybielono pakt Ribbentrop-Mołotow i sowiecką agresję na Finlandię. Konsultantami byli m.in. radzieccy dyplomaci. O ile mi wiadomo, był to jedyny film amerykański wyświetlany w kinach sowieckich podczas wojny. Ciekawostką jest to, że w produkcji przedstawiono polskiego ambasadora w Moskwie, Wacława Grzybowskiego, jako - a jakże - zaściankowego, aroganckiego bufona, choć w rzeczywistości miał doktorat z filozofii i zasłynął niezłomną obroną polskiej racji stanu 17 września 1939 r. Dla odmiany, postać ambasadora Daviesa - politycznego dyletanta i naiwniaka - została przedstawiona bardzo pochlebnie. ''Mission to Moscow'' pobił rekordy oglądalności w maju 1943 roku, dosłownie tuż po odkryciu grobów w Katyniu.

Nie był to oczywiście jedyny film o Sowietach nakręcony przez Amerykanów. Równie sowietofilskimi produkcjami były m.in. ''The North Star'' o ukraińskich chłopach walczących z niemieckim najazdem na ZSRR, ''The Boy from Stalingrad'' i ''The Days of Glory'' o sowieckich partyzantach, czy romans ''Song of Russia'' o perypetiach amerykańskiego dyrygenta i sowieckiej pianistki. Nie sposób też pominąć wyświetlanego do dziś na Neflixie serialu propagandowego ''Why We Fight'' i skrajnie prosowieckiego odcinka ''Battle of Russia''.

A czemu tak się działo? Opowiem w następnym wpisie.

* * *

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee pod adresem „wojnawkolorze” i postawienia mi symbolicznej kawy za moje teksty.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Na zdjęciu: kadr z filmu „In our time”. Koloryzacja: https://www.facebook.com/KolorFrontu

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #wojna #historia #hollywood #usa #film #kino #propaganda
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich na #wojnawkolorze następcy tagu #iiwojnaswiato...

źródło: IMG_8380

Pobierz
  • 8
  • Odpowiedz
@IIWSwKolorze1939-45: Dziękuję za ten rzeczowy wpis.

Co do negatywnego przedstawienia Polaków w filmach z tamtych czasów. Cóż, biorąc pod uwagę to, kto władał i włada do dziś Hollywoodem, wcale mnie to nie dziwi. Mówił o tym na przykład Marlon Brando.
  • Odpowiedz
@fledgeling: aha, w dyskusji historycznej powołujesz się na powieść zionącego nienawiścią do Piłsudskiego pisarza, bo mu legioniści mordę obili.
( ͡° ͜ʖ ͡°)

Pomijając już to, to rządy sanacji nie były rządami arystokratów, nie były też proniemieckie. Czy byli to bufoni? Zapewne, jednak nie więksi, niż analogiczni dyplomaci i politycy brytyjscy, francuscy, czy amerykańscy. A już pomijam fakt, że nawet gdyby to była prawda, to atakowanie rządu
  • Odpowiedz