Wpis z mikrobloga

#motogp #moto3 #pseudodziennikarstwo
Nie gonią mnie już żadne terminy, co oznacza, że będziecie się musieli nastawić na nieregularny posting. Ale, jak wiadomo, jakość > ilość, więc... Nie będzie ani tego, ani tego. Zapraszam na część, która wywoła u mnie i z innych przyczyn wywołałaby ból siedzenia u Badziaka i wszystkich napinaczy, których bolą ostateczne rozstrzygnięcia sezonu. Zanim do nich przejdę, skupię się na pierwszych dwóch rundach wycieczki po Azji

7/10 - Leopard w sidła nieuchwytny

Po dwóch kosztownych wpadkach na Silverstone i Red Bull Ringu, Jaume Masia parą drugich miejsc wrócił z niebytu do walki o mistrzostwo. Do lidera, Daniego Holgado, tracił 12 oczek i można założyć, że był jednym z pięciu zawodników, którzy na placu boju jeszcze pozostali. Hiszpan, jako jedyna Honda, miał asa w rękawie - układ chłodniczy japońskiego motocykla był chyba jedyną rzeczą, która działała lepiej od tego, co zaproponowali Austriacy z KTMa. Skutkiem tego Hondy w gorącym, wschodnim klimacie przyspieszały lepiej niż w Europie, a KTM tracił swoją przewagę. Z 5-6 km/h w pomiarach robił się z tego 1 lub 2. Masia wiedział, że ten fakt musi wykorzystać, dopóki konkurencyjny producent nie wymyśli czegoś, co tę przewagę zniweluje.

Na nowym torze w Indiach Hiszpan czuł się bardzo dobrze, choć chyba nie tak dobrze, jak kolega zespołowy jednego z jego rywali, Ayumu Sasakiego - Collin Veijer. Nieoczekiwanie długa prosta nie przeszkadzała wysokiemu Holendrowi w uzyskiwaniu rewelacyjnych czasów, co tylko potwierdziło, jaką rakietą na prostych był motocykl ekipy Intactu. Szybki był też Sasakiego, natomiast duże problemy mieli zawodnicy Red Bulla - Oncu i Holgado.

To właśnie Oncu nazajutrz stanął w centrum jednej z dwóch większych kontrowersji tego weekendu. W trzecim treningu Turek dość mocno uderzył o asfalt podczas wywrotki przy zjeździe do alei serwisowej. Sędziowie, według mnie bardzo pochopnie, nakazali mu udać się do centrum medycznego. Oncu to zignorował i wyjechał na tor.

W tej sytuacji zespół sędziowski zdecydował się na pokazanie zawodnikowi Akiego Ajo czarnej flagi. I tą decyzją jednak się nie przejął. Niestety, o ile pierwsze zarządzenie było po prostu niezrozumiałe i był to kolejny przykład nadgorliwości i chaosu w decyzjach sędziów, tak drugie.. był to błąd, za który Turek musiał słono zapłacić - został karnie odesłany na polach startowych na koniec stawki i musiał odbyć dwie kary dłuższego okrążenia w wyścigu.

Niesmaczna sytuacja, ale jedziemy dalej. Holgado kompletnie zawalił czasówkę i miał przed sobą start z 19 pozycji (po karze dla Oncu, który to wyrzucił go z Q2 18). Przed drugim segmentem spadł deszcz, co nieco wywróciło klasyfikację. Jedno jednak się nie zmieniło. Masia wygrał, przed... Bertelle i Sasakim. Niebezpieczny Veijer ustawił się na końcu 3 rzędu, więc niebezpieczeństwo współpracy duetu Intactu było dla Masii realne. Postanowił więc zaryzykować.

Hiszpan od razu po starcie narzucił mocne tempo i, tak jak w Misano, podjął próbę ucieczki. Tym razem się udało - złapał się za nim jedynie Sasaki. Veijer nieco przyhamowali szalejący Holgado i Alonso, atakujący z szóstego rzędu. Odrabianie strat w ogóle nie szło natomiast Denizowi Oncu - przesunął się na 16 miejsce i tak został, bez tempa ani widoków na coś więcej. Zyskał pozycję, kiedy z pościgowej grupy odpadł Bertelle, pokonany przez zakręt nr 1. Szkoda, bo mógł to być jego życiowy wynik. Stopniowo następowały dwie rzeczy. Po pierwsze, Masia odrywał się od Sasakiego i coraz bardziej mu uciekał. Po drugie, Japończyka gonili Veijer i Kaito Toba, jadący swój najlepszy wyścig od ponad roku. Pod koniec dystansu wreszcie go złapali i za plecami bezpiecznego już Masii wywiązała się zażarta walka. Tobą wyprzedził rodaka pod koniec prostej, ten jednak mu się zrewanżował już kilka metrów dalej, poszli na łokcie (kilkukrotnie). Veijer nie zamierzał się temu przyglądać i również zaatakował. Udało mu się ograć zawodnika Squadra Corse.

Nieoczekiwanie jednak zabrał się też za swojego kolegę z zespołu. Sasaki nie pozostał dłużny i odbił pozycje, ale Holender podjechał tak blisko jego tylnego koła, że ostatecznie się na nie nadział i odpadł z wyścigu. Co gorsza dla Intactu, skorzystał z tego Toba, ostatecznie meldując się przed Sasakim i zabierając mu punkty potrzebne do przewodzenia w generalce. Masia więc wygrał i... Zrównał się punktami z czwartym tego dnia Holgado. Sasaki tracił punkt. Robiło się naprawdę gorąco.

Gorąco, ale patrząc na temperaturę, było też w Japonii. Treningi i kwalifikacje zdominował Masia, a na torze z dość krótkimi prostymi groziło to kolejną ucieczką. Tym razem nazwiska, które mogły rzucić mu wyzwanie, były dość typowe - Sasaki, Oncu, Holgado. Znów błysnął Bertelle, kwalifikując się tuż za Hiszpanem i Turkiem.

Start wygrał Oncu, Masia był jednak tuż za nim. Obaj dysponowali na tyle dobrym tempem, że wraz z Sasakim i Holgado zaczęli się oddalać od reszty stawki, której przewodził duet MTA - Nepa i mający od pewnego czasu małą zadyszkę Ortola. Reszta zawodników, w tym David Alonso, zbiła się w dużą grupę za tymi dwoma.

Gdzieś do połowy dystansu nie był to nadmiernie emocjonujący wyścig. Wreszcie Masia uznał, że czas na rzut kośćmi. Wyprzedził najpierw Sasakiego, a potem Oncu i narzucił tempo, które trudno było reszcie utrzymać. Co więcej, ta reszta nie mogła się dogadać, kto ma gonić. Wchodzenie we trzech w zakręt nigdy nie jest mądre, a oni zrobili to przynajmniej dwa razy. Na drugie miejsce po tej szarpaninie wyszedł Oncu, nie trwało to jednak długo, bo pod koniec trzeciego sektora zawodnik Ajo zaliczył uślizg, odpadając z rywalizacji i do minimum redukując swoje szanse na mistrzostwo.

W tej sytuacji Masia mógł być spokojniejszy, bo z trójki goniących go rywali to właśnie Oncu dysponował najbardziej zbliżonym do niego tempem. Sasaki nie był aż tak szybki, no i musiał uważać na Daniego Holgado. Potwierdziło się to na ostatnich metrach wyścigu. Hiszpan pokonał Japończyka na mocnym hamowaniu w jedenastce, ale wychodząc na końcową prostą niemal się przewrócił i to uchroniło Sasakiego od kolejnej już w tym roku porażki w walce jeden na jednego.

Nikt nie uchronił jednak stawki od kolejnego pokazy siły Masii, który został samodzielnym liderem generalki. Na drugą lokatę awansował Sasaki, na trzecią, piwerszy raz w sezonie spadł Holgado. Alonso tracił już więcej, zaś Oncu niemal wypisał się z tej walki. Niemal, bo to, co wydarzyło się w kolejnych tygodniach, było rollercoasterem tak szalonym, że nic jeszcze nie było pewne. Na razie zawodnik Leoparda mógł jednak świętować dublet.
  • 8
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach