Wpis z mikrobloga

Cześć wypok - wracam przeprosić się z tym portalem, bo życie bez Mireczków jednak jakieś takie smutniejsze ( ͡° ʖ̯ ͡°) Byłam tu kiedyś jako @Snuffkin, po rebrandingu wracam jako @napraforgo i na przywitanie mam dla Was relację z pierwszej z moich podróży po węgierskich komitatach.

Wymyśliłam sobie wyzwanie - odwiedzę wszystkie województwa (a w zasadzie komitaty) na Węgrzech. Bez jakiegoś szczególnego powodu - trafiłam na memowy film na YouTube na temat różnych węgierskich regionów i zatęskniłam za zabawami dla samej siebie - takimi, w których sama wyznaczam zasady i w których będę mogła odhaczać stworzone dla siebie wyzwania. Komitatów jest 20 - w niektórych już co prawda byłam, ale na potrzeby tego wyzwania planuję odwiedzić je ponownie, tym razem miejsca, których jeszcze nie widziałam. Z każdego spróbuję przywieźć sobie pocztówkę - jakiś fizyczny token, który będę mogła ułożyć w puzzle do wspominania w mojej książce wspomnień. Komitaty odwiedzam alfabetycznie - tak po prostu, żeby nadać temu wyzwaniu jakąś strukturę, a więc na początek wybrałam się do Pécs, w komitacie Baranya.

O Pécs uczyłam się dawno temu na lekcjach węgierskiego - wiedziałam o nim tyle, że produkują tam najsłynniejszą węgierską porcelanę, że w centrum miasta znajduje się dość osobliwy kościół i że tamtejszemu uniwersytetowi zawdzięczam materiały do nauki.

Na pierwszy ogień poszedł wspomniany już przeze mnie (i widoczny na zdjęciu poniżej) kościół - wybudowany bodajże w XIII wieku, zburzony, odnowiony, znów zburzony, przerobiony na meczet, zburzony, przerobiony na kościół, a na końcu zburzony jeszcze raz, tym razem w sposób kontrolowany i przerobiony na… w sumie też na kościół, tylko w stylu meczetu, co tworzy naprawdę intrygującą i budzącą pytania eklektyczną mieszankę. Kościół jest na planie koła, a w środku znajdują się arabskie napisy na ścianie i dość prostolinijny fresk - przedstawiający smutnych i płaczących, pobitych w bitwie Turków - który strasznie mnie tą bezpośredniością ilustracji rozśmieszył.

Poza tym odwiedziłam ruiny starochrzescijańskiego cmentarza oraz inny kościół, w którym od ociekających złotem, powtarzalnych i wijących się we wzory misternych zdobień kręciło się w głowie. W tym samym kościele była wysoka wieża, na którą się wdrapałam, żeby obejrzeć miasto. Wróciłam autobusem na stację, a w pobliskim sklepiku podziwiałam kulinarny folklor, który nawet po tylu latach znajomosci z tym krajem nie przestaje mnie intrygować. Najciekawszym znaleziskiem był „ziemniaczany cukierek” - słodycz sprzed kilkudziesięciu lat, zrobiony ze skrobi ziemniaczanej i cukru, trochę przypominający lubelską szczypkę, jeśli kiedyś o czymś takim słyszeliście.

Jednym z przyjemniejszych momentów wycieczki było z pewnością zanurzenie moich nóg w liściach - były miękkie, obfite i otulające, przyjemnie szeleszczące, w ilości takiej, że tworzyły ogromny, gruby dywan, w którym można było się zatopić i nim pobawić.

Kolejny przystanek w mojej podróży to Kecskemét, czyli stolica komitatu Bács-Kiskun - ale o tym następnym razem :)
#podroze #wegry #podrozujzwykopem
Pobierz napraforgo - Cześć wypok - wracam przeprosić się z tym portalem, bo życie bez Mireczk...
źródło: 401743625_7736767506340219_4869344606518599271_n
  • 9