Wpis z mikrobloga

Właśnie zaczął się czwarty miesiąc mojego pobytu na wyspie Senja w północnej Norwegii, położonej kilkaset kilometrów na północ od koła podbiegunowego. Lato było zadziwiająco ciepłe, pogoda dobra, dzień polarny wspaniały, a widoki - niesamowite. Zapraszam Mireczków i Mirabelki do wpisu o tym dość niedocenianym miejscu, które większość turystów zgrabnie omija i jedzie bezpośrednio na sąsiadujące Lofoty - zdecydowanie niesłusznie!

(tradycyjnie cały wpis wrzucam na Mirko, ale zachęcam do przejścia na blog - ani jednej reklamy, za to dużo więcej zdjęć :))

Senja. Perła północnej Norwegii
Pierwszy raz usłyszałem o Senji, gdy na Instagramie znajomego zobaczyłem krótki filmik z drona, na którym z czekanem w dłoni wspinał się na stromy, ośnieżony szczyt, w świetle nisko wiszącego słońca, nad dwoma przepięknymi fiordami. Pięknie! Czy to Lofoty? – zadałem pytanie, zachwycony krajobrazem, który wydawał mi się znajomy z oglądanych wcześniej zdjęć z północnej Norwegii. Z zaskoczeniem przeczytałem w odpowiedzi coś w stylu: Prawie! To Segla, na wyspie Senja, na północ od Lofotów. Taki trochę hidden gem północnej Norwegii, wciąż mało znana, dużo mniej zatłoczona, równie piękna. Byłem tu już cztery razy! Zachwycony przejrzałem zdjęcia, zostawiłem pinezkę na mapach Google i parę minut później zapomniałem o Senji, nie spodziewając się, jak duży wpływ ta krótka wymiana zdań będzie miała na kolejne miesiące mojego życia.

Miejscowi mówią, że z roku na rok wyspę odwiedza coraz więcej turystów i powoli robi się tu nieprzyjemnie, zbyt tłoczno. Po takich zapowiedziach spodziewałem się na każdym rogu widoków rodem z największych atrakcji Islandii i w szczycie sezonu, ale nic bardziej mylnego! Naprawdę zatłoczone miejsca to kolejki do promu z wyspy Kvaløya, który zdecydowanie jest zbyt mały, by pomieścić wszystkie samochody pragnące tu dotrzeć, oraz niektóre główne atrakcje – ale zazwyczaj tylko przez kilka godzin w ciągu dnia, głównie w lipcu. Jeżdżąc samochodem po Senji turystycznego tłoku nie da się za bardzo odczuć, drogi są puste, parkingi prawie nigdy nie są pełne, czasem jedynie jakiś kamper spowolni trochę ruch i trzeba wlec się za nim przez kilka minut, bo ciężko go bezpiecznie wyprzedzić na serpentynach i górkach.

Żeby zrozumieć, o co chodziło kilku rodowitym mieszkańcom Senji, z którymi rozmawiałem, musiałem pozwiedzać trochę wyspę i poczytać na jej temat. Jest naprawdę spora – ma powierzchnie ponad 1500 kilometrów kwadratowych, a zamieszkuje ją mniej niż 8 tysięcy osób! Gdyby była samodzielnym państwem, jedynie kilkanaście krajów miałoby mniejszą gęstość zaludnienia od Senji. Największe tutejsze miasteczko liczy sobie 1500 mieszkańców, a sklep spożywczy w Botnhamn, niedaleko którego aktualnie mieszkam, pełni jednocześnie funkcję poczty i miejscowej kafejki oraz restauracji. Nic więc dziwnego, że turyści, którzy jakimś cudem tu docierają, dla mieszkańców są sporym, nie zawsze pożądanym tłumem, bo mieli tu naprawdę sielankowe, ciche i spokojne miejsce, ale z drugiej strony zostawiają tu sporo pieniędzy i wciąż Senji naprawdę bardzo daleko do popularności Islandii czy choćby sąsiednich Lofotów.

Fiordy jedzą z ręki

No właśnie. Senja rzeczywiście przypomina Lofoty – a szczególnie jej północ i zachód. Podczas ostatniego zlodowacenia większość wyspy znalazła się pod grubą warstwą przemieszczającego się lodu, przez co południowa jej część jest mocno wygładzona i łagodna. Na północy jednak lodowce nie zdołały sięgnąć najwyższych wierzchołków i pozostawiły po sobie strzeliste szczyty, kilkusetmetrowe, pionowe ściany i długie, piękne fiordy. Z tego względu większość najbardziej imponujących krajobrazów znajduje się właśnie tutaj, z robiącą ogromne wrażenie pionową ścianą Segli na czele, która jest jednocześnie nieoficjalnym symbolem wyspy.

Na północnych fiordach znajduje się mnóstwo szlaków, które na wyspie są zazwyczaj stosunkowo krótkie, ale strome. W wielu miejscach szlak jest też mocno umowny – trzeba iść po prostu do góry jedną z setek przecinających się ścieżek. Choć zazwyczaj podejścia nie trwają długo, bo brakuje tu całodniowych wyryp znanych z tatrzańskich rejonów, gdzie samo podejście pod górę to kilka-kilkanaście kilometrów piechotą ze sporym przewyższeniem, to potrafią dać w kość. Często usiane kamieniami, ścieżki są również bardzo sypkie, przy sporych opadach mocno błotniste i śliskie, a do tego prawie zawsze mocno strome – ze szlakiem na widoczną na powyższym zdjęciu Seglę na czele.

Segla. Powyższa panorama to widok na ikonę Senji, czyli północną ścianę tej pięknej góry. Mierzy jedynie 639 metrów, ale szlak na szczyt zaczyna się praktycznie na poziomie morza. I choć ma jedynie niecałe dwa kilometry długości, to ostatnia połowa jest morderczo stroma! Widoki z samej góry wynagradzają jednak każdy wysiłek. Gdy dotrzesz na czubek, najlepiej około północy na przełomie czerwca i lipca, ujrzysz wiszące nad horyzontem słońce, kilka strzelistych szczytów na wprost, a po bokach dwa piękne fiordy otoczone dziesiątkami gór i cudownych, pionowych klifów. Panorama z Segli jest naprawdę spektakularna, ale jeśli bardziej kusi Cię patrzenie na Seglę, a nie z jej wierzchołka, musisz udać się na sąsiednią górę – Hesten. Szlak jest przyjemniejszy, a widoki równie spektakularne. Zwłaszcza, gdy zachodzące słońce oświetla piękną, kilkusetmetrową północną ścianę…

To oczywiście nie koniec. Zaraz obok znajduje się Barden, ulubiona na wyspie góra Norwegów, którą masowo odwiedzają podczas trwającego dwa miesiące dnia polarnego. Szlak tam jest dużo łatwiejszy, niż na powyższe szczyty, trochę dłuższy, ale za to mniej stromy i mniej eksponowany. Na samej górze jest też sporo wypłaszczeń, na których można bez problemu rozbić namiot i oczekiwać na wschód słońca, podziwiać zorzę polarną czy dzień polarny, w zależności od tego, kiedy akurat zwiedzasz drugą największą wyspę Norwegii. Zaraz obok są trochę wyższe Keipen oraz Grytetippen, na które wejście jest już trochę bardziej czasochłonne, ale oferują znakomity widok na fiord, Seglę, miasteczko Fjordgard i okoliczne formacje skalne.

A to cały czas okolice tylko jednego fiordu! Tych na Senji jest aż dwanaście i wszystkie otoczone są pięknymi górami, na szczyty których w większości poprowadzone są mniej lub bardziej popularne szlaki. Wspaniałą i prawdopodobnie wolną od innych turystów przygodę przeżyjesz na Astridtind, wysokiej górze, na którą poprowadzono trochę bardziej techniczny, ale na samym czubku doskonale oznakowany szlak. W trakcie zejścia z tego szczytu około drugiej w nocy zostałem zaatakowany przez… chomika. Tak mi się przynajmniej wydawało. Ni z tego ni z owego pomiędzy moimi nogami zaczęło plątać się małe, bardzo ruchliwe i dość głośne zwierzątko, które wyglądało dokładnie jak chomik europejski, o którym czytałem kiedyś w Wikipedii. Biegał to do mnie, to do swojej norki pod sporym głazem, aż po kilku rundach dał sobie spokój, a ja poszedłem dalej. Zdziwiłem się na to spotkanie, a jeszcze bardziej zdziwiłem się, gdy spojrzałem w domu na mapę zasięgu występowania chomików – byliśmy zdecydowanie za bardzo na północ, by mogło przywędrować tu któreś z tych małych stworzeń, byliśmy jednocześnie za daleko od najbliższego miasteczka, by mógł to być jakiś domowy uciekinier. Zagadka wyjaśniła się jakiś czas później, gdy trafiłem na informację o… lemingach.

Leming to nazwa, która od dawna bardziej kojarzyła mi się z przepychankami politycznymi naszej rodzimej sceny, niż ze światem przyrody, ale jakoś nigdy nie naszła mnie chęć, by sprawdzić, co kryje się pod tym hasłem. Te stworzonka, bliscy kuzyni chomików, zamieszkują tereny polarne, arktyczne i subarktyczne na półkuli północnej, zasiedlając nawet Svalbard czy najbardziej północne tereny Grenlandii i Kanady. Potrafią być bardzo waleczne i nieustępliwe w walce o swoje terytorium, a ich populacja #!$%@? się sporymi wahaniami. Spora jej część ginie w szponach drapieżników czy podczas eksploracji nowych terenów, zwłaszcza podczas prób przepłynięcia rzek lub jezior – to pływacy krótkodystansowi, którzy mają dodatkowo problemy z oceną odległości, przez co wiele z nich tonie z wycieńczenia. Przez to wszystko wokół lemingów narosło sporo mitów, przedstawiających te zwierzaki jako upartych samobójców z klapkami na oczach – z filmem Disneya z 1958 roku o tytule White Wilderness na czele. W przyrodniczym filmie dokumentalnym przedstawiono sceny skaczących z urwiska dziesiątek lemingów, które popełniać miały zbiorowe samobójstwo, które miało być wyjaśnieniem ogromnych wahań populacji tych zwierząt. Po latach okazało się, że sceny, które były rzekomo kręcone w Norwegii, w rzeczywistości nakręcono w Kanadzie, wielka migracja lemingów była zręcznym montażem, a lemingi z klifów nie skakały, a… były z nich zrzucane. Dla dobra nauki i kinematografii oczywiście.

Wracając do Senji – szlaków na wyspie dostatek. Cała północ obfituje w podobne widoki do tych powyżej, na zachodzie szlaki bywają trochę bardziej łagodne, ale wciąż zapewniają doskonałe widoki, jak ten ze szczytu Husfjell:

tu fotka

Mógłbym tak wymieniać bez końca, bo szlaków jest naprawdę mnóstwo, tak samo jak pięknych wierzchołków, z których rozpościerają się doskonałe panoramy na surowy, północny, polodowcowy krajobraz. Przejdziemy zaraz do kolejnych atrakcji wyspy, ale na początku trzeba wspomnieć o możliwościach zwiedzania, jakie oferuje nie tylko Senja, ale i cała Norwegia a nawet północna Europa – z Finlandią, Szwecją i właśnie Norwegią na czele.

Allemannsretten, czyli wszystko jest dla wszystkich

To, co często nie podoba mi się w planowaniu podróży w Europie Zachodniej, to mandaty za nocowanie pod namiotem. Kilka już razy znalazłem dłuższy szlak, którym chciałem przejść się w Szwajcarii, Słowenii czy Austrii, ale dostępność kempingów w wielu miejscach jest niska, pokoje bardzo drogie, a dzikie biwakowanie może zakończyć się naprawdę sporym mandatem – liczonym w setkach euro. Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się we wschodniej czy właśnie północnej Europie. W Finlandii, Szwecji oraz Norwegii panuje prawo zwane Allemannsretten, którego dosłowne tłumaczenie to Prawo wszystkich ludzi. Mówi ono, że wszyscy mamy prawo do wolnego kontaktu z naturą, czyli kąpieli w jeziorach, rzekach, czy biwakowaniu na jej łonie. Z namiotem możesz rozbić się w dowolnym miejscu – nawet na terenie prywatnym (lesie, łące), pod warunkiem, że nie przeszkadzasz gospodarzom, rozbijesz obóz przynajmniej 150 metrów od najbliższych budynków i zostaniesz tam maksymalnie dwie noce. Oczywiście prawo to ma swoje ograniczenia – musisz zostawić miejsce nietknięte, nie śmiecić i np. nie rozpalać ogniska w lasach w okresie letnim, ale są to raczej oczywistości, o których każdy chętny na biwak w naturze powinien mieć jakieś pojęcie. Mieszkańcy północy bardzo chętnie spędzają czas na świeżym powietrzu, jeżdżą na dzikie biwaki całymi rodzinami. Rozumiem jednocześnie, że Allemannsretten może tu działać głównie ze względu na wysoką świadomość społeczną i naprawdę małe zagęszczenie ludności w porównaniu do Europy Centralnej czy Zachodniej. Z jednej strony gotuję się w środku, gdy czytam kolejny artykuł o mandatach dla piechurów maszerujących wzdłuż Bałtyku za biwak na plaży od zachodu do wschodu słońca, a z drugiej całkowicie rozumiem, gdy trafiam na kolejny artykuł o studentach palących ogniska na dzikim biwaku w Karkonoskim Parku Narodowym w samym środku suszy.

Tak czy inaczej, Allemannsretten daje doskonałe możliwości zwiedzania natury w jednym z najdroższych krajów świata. Miejsca do biwakowania na Senji jest pod dostatkiem i może to być doskonały sposób na zwiedzenie większości tutejszych szlaków – z Parkiem Narodowym Ånderdalen na czele, wspaniałym terenem na południowym zachodzie wyspy, przez który biegną również dłuższe szlaki przecinające całą wyspę, a który zawiera sporo miejsc do nocowania zarówno pod dachem, jak i pod namiotem (zorganizowanych przez DNT, Den Norske Turistforegning, miejscową organizację turystyczną, dbającą m. in. o szlaki i ich infrastrukturę).

Senja to też piękne plaże i nieograniczone możliwości… wspinaczkowe i narciarskie

To, co często zaskakuje ludzi, którzy wcześniej nie odwiedzili północnej Norwegii czy np. Szkocji, to piękno tutejszych plaż. Biały piasek i lazurowa woda to widoki, które kojarzą się nam głównie z tropikami – Morzem Karaibskim czy Oceanem Indyjskim, ale północ również jest bardzo bogata w tego typu niesamowite krajobrazy.

To akurat zdjęcie z drogi na Sommarøy, czyli małej wyspy położonej tuż obok Senji, ale w tutejszych fiordach również kryje się mnóstwo plaż i zatoczek z wysepkami i piękną, turkusową wodą:

Powyższe widoki to kolejno plaża w Laukvik, piękna zatoka w okolicach Hamn, a na końcu wspomniana już panorama z nad Sommarøy. Małych, pięknych plaż są jednak na wyspie dziesiątki, niektóre znane i popularne tuż przy głównej drodze, jak ta w Ersfjord, a niektóre wiecznie puste i trudno dostępne, jak inna plaża na północny-zachód od Laukvik, tuż u stóp wspomnianego już szczytu Astridtind. Wyglądają nieziemsko, prawda? Nie daj się jednak zwieść! Zazwyczaj nawet w środku lata temperatura wody rzadko przekracza 10 stopni, gdy kąpałem się tu na początku lipca, miała całe 7. Bardzo orzeźwiająco! Dane historyczne pokazują, że na poziomie morza na przełomie lipca i sierpnia temperatury na Senji oscylują w okolicach 17 stopni za dnia i 9 stopni w nocy. To całkiem nieźle jak na tak daleką północ, dzięki Prądowi Zatokowemu temperatury są tu widocznie wyższe niż na podobnych szerokościach geograficznych w innych częściach świata. Dodatkowo ostatnie dwa lata były naprawdę ciepłe – stanowczo powyżej średniej, mocno słoneczne, prawie w ogóle nie deszczowe. Czy to chwilowa, czy bardziej trwała zmiana, to się okaże, ale miło było odczuć prawdziwe lato po kilku pobytach na Islandii – niejednokrotnie temperatura przekroczyła 25 stopni, co w połączeniu ze świecącym całą dobę słońcem było naprawdę wspaniałe.

Plażowanie – jak najbardziej. Ale o co chodzi z tym wspinaniem?

Wyspa w wielu miejscach usiana jest wielkimi kamieniami. Kamieniami, na które niektórzy wariaci lubią się wspinać i to jeszcze wynajdując nie najłatwiejsze, a najtrudniejsze możliwe drogi do wdrapania się na górę. Sport ten nazywa się boulderingiem i z roku na rok zyskuje coraz większą popularność również w Polsce. Na Senji jego popularność dopiero raczkuje, bo choć kamieni jest mnóstwo, to na próżno szukać przewodników, w których znajdowałby się ten rejon. To raczej kwestia czasu – coraz więcej informacji pojawia się w Internecie, na miejscu jest coraz więcej lokalnych wspinaczy, a turyści również szukają możliwości wspinania poza najpopularniejszymi sektorami.

Na wyspie istnieją również możliwości wspinania sportowego, ale w wielu miejscach skała jest zbyt krucha, by nadawała się do bezpiecznej wspinaczki. Senja za to jest głównie rajem zimowym! Długa i mroźna zima daje fantastyczne możliwości do uprawiania skitouringu czy wspinania lodowego lub mikstowego, to pierwsze to na zmianę z nartami biegowymi zajawka większości mieszkańców wyspy, a po drugie przyjeżdżały tu nawet takie sławy świata wspinaczkowego jak Ines Papert.

Skitourowców jest tu każdej zimy coraz więcej. Już od lutego dni są wystarczająco długie na wycieczki, a w marcu i kwietniu wyspa jest wprost idealna – mnóstwo pięknych, ośnieżonych szczytów, coś dla każdego na każdym poziomie trudności, od łagodnych stoków po strome ściany, na których ledwie trzyma się pokrywa śnieżna. Jeśli marzysz o narciarskich przygodach w dziewiczym śniegu i z najpiękniejszymi arktycznymi widokami, to Senja będzie dla Ciebie idealna, ale podobnie okoliczne wyspy – Ringvassøya, Kvaløya i wiele innych zakątków w okolicach bram Arktyki – Tromsø.

Warto też pamiętać, że zima to nie tylko ekstremalne sporty. Z powodzeniem można wybrać się tu rekreacyjnie na narty biegowe i stawiać pierwsze kroki na dobrze przygotowanych torach, w wielu miejscach można wypożyczyć rakiety śnieżne i po prostu wybrać się na spacer, a także najzwyczajniej świecie odjechać wieczorem z dala od sztucznych świateł i czekać na królową arktycznych nocy – zorzę polarną (a jeśli nie chcesz lub nie lubisz organizować samodzielnie takich wypadów, w 2024 roku organizuję kilka wyjazdów na Senję, w których nacisk będzie położony głównie na szukanie zorzy!).

Senja – idealny cel na północy?

Senja jest jednocześnie duża i nieduża. Wprawdzie gdyby się uprzeć, można objechać ją wokół w jakieś dwie i pół godziny, ale z drugiej strony to druga największa wyspa Norwegii, pełna tylu pięknych zakamarków, że na pewno nie dałoby się odwiedzić wszystkich w ciągu tygodnia czy dwóch. Mówi się, że Senja to północna Norwegia w pigułce – są tu polodowcowe wyżyny z lasami i reniferami, fiordy pełne gór i nieziemskich widoków, małe, tradycyjne miasteczka, rdzenna ludność w postaci małej populacji ludzi Sami, dużo śniegu i rozświetlające nocne niebo zorze zimą, a także niekończący się dzień i rajskie plaże latem. Do tego mnóstwo nienaruszonej przyrody, nieskończone miejsca do biwakowania i wciąż trochę nieodkryte tereny, które pozwalają spędzić urlop z dala od tłumów zalewających na południu Lofoty, a na północy Tromsø, których Senja wydaje mi się idealnym połączeniem. Choć infrastruktura turystyczna tu trochę kuleje, jest to jednocześnie zaletą, bo wciąż większość miejsc na wyspie jest mocno niepopularna.

Ciężko jednak powiedzieć, jak długo ta sytuacja się utrzyma – ewidentnie turystyka na wyspie rośnie z roku na rok, promy nie wyrabiają z transportem i kolejki samochodów z turystami stoją godzinami w portach. Niewykluczone, że już niedługo Segla stanie się drugim Reinebringen, a na wyspę zawieszony zostanie prom, tak jak w tym roku na Lofotach, gdy nie było już miejsc parkingowych dla kamperów. I chyba nie można się na to obrażać – wszyscy chcemy odwiedzać piękne miejsca, a takim niewątpliwie jest Senja. Za kilka czy kilkanaście lat miłośnicy urlopowania z dala od tłumów będą musieli więc pewnie poszukać nowego celu w północnej Norwegii, ale wyspę na pewno warto odwiedzić prędzej czy później – zdecydowanie można poświęcić jej cały wyjazd, a nie tylko wpaść przy okazji, jadąc na północ czy na południe. Senja da wycisk Twoim stopom i kolanom, ale pozostawi w pamięci wszystko, co północ ma najlepszego do zaoferowania – nieziemskie krajobrazy, słońce, na które można patrzeć całą noc, jak snuje się nad horyzontem a na deser smak północnego złota – moroszki zebranej w drodze na szczyt.

IG / FB

#zwtravel

#podroze #podrozujzwykopem #norwegia i trochę #pokazplecy #fotografia #wspinaczka

Wołam tylko tych, którzy plusowali odpowiednie komentarze przy poprzednich wpisach (lub są zapisani na listę na Mirkolistach). Jeśli nie chcesz być więcej wołany/a - zaplusuj odpowiedni komentarz niżej. Jeśli chcesz dołączyć do wołania - również zaplusuj odpowiedni komentarz niżej :)
zbigniew-wu - Właśnie zaczął się czwarty miesiąc mojego pobytu na wyspie Senja w półn...

źródło: senja-155-2-2048x1367

Pobierz
  • 47