Wpis z mikrobloga

Życie jest niesprawiedliwe. Byłem dziś na pogrzebie kolegi z czasów LO, Kilkadziesiąt lat temu wspólnie uczyliśmy się do matematyki czy chemii. Choć kolega był specyficzny, trochę taki drętwy, niezbyt wysportowany, trzymający się na uboczu to zawsze go lubiłem. Kumplowałem się z nim, pożyczył mi kiedyś oryginalne Diablo 2. I choć zniszczyłem mu płytę z grą, porysowałem, przez co musiałem kupić nową i mu oddać nówkę sztukę) to mimo tego trzymaliśmy sztamę (rodzice trochę #!$%@? byli, bo trzeba było odkupić grę itp.) Miał tez trochę problemy ze zdrowiem - głównie problemy z płucami (chyba astmatyk). Po LO nasze drogi się rozeszły, raz spotkaliśmy się na weselu naszej wspólnej koleżanki. Poznałem wtedy jego żonę, z którą miał później 2 dzieci. Nie zaprosił mnie na swoje wesele, za co do tej pory ślę mu od złamasów. Pierwszy się z towarzystwa żenił więc to on wyznaczył standardy. Przesympatyczna dziewczyna. Mimo, że kolega nie był z tych tanecznych to powiedział jej na weselu, że zatańczy z nią po 6 kolejkach. To dziewucha siedziała przy nim i mu polewała te 6 kolejek, byle z nim zatańczyć. Naprawdę, super dziewucha, konkretna, rozumiejąca, wspeirająca itd. Pomogła też zdobyć naszemu wspólnemu koledze numer tel. do panny, która mu się podobała. Naprawdę dobrana para była z nich. W ostatni poniedziałek dostałem informację, że kolega zmarł. Okazało się, że się przeziębił, dostał antybiotyk, po którym zapadł w spiączkę, dostał niewydolności oddechowej, zapadł w śpiączkę po czym zmarł. Absurd. Przeziębić się, dostać antybiotyk, zapaść w śpiączkę i umrzeć. No nie mieści mi się to w pale. Okazało się, że złapał wcześniej wirusa A/H1N1 (Świńska grypa), był w śpiączce farmakologicznej, został odleczony (?) i gdy jego organizm dochodził do siebie, przeziębił się, dostał antybiotyk, na który był najprawdopodobniej uczulony po czym zapadł w śpiączkę i zmarł. Wyobrażacie to sobie? Koleś 31 lat, miał 2 dzieci, żonę od 6 lat? Szok! Mimo tego, że nie utrzymywaliśmy kontaktu jego śmierć mną wstrząsnęła. Szczególnie jak dziś w kościele zobaczyłem tę 'rezolutną, pełną życia jego żonę' (którą poznałem) ciągnącą za sobą 2 dzieci. Przeżyłem chwilę prawdziwego, najszczerszego smutku. Do tego stopnia to przeżycie mną wstrząsnęło, że wraz z kolegami z LO uczciliśmy jego pamięć na stypie, którą sobie wspólnie urządziliśmy w barze (a jakżeby inazcej). Wypiliśmy obrzydliwą ilość wódki, wspominając radosne czasy LO. Siedzę więc w sobotni wieczór, pijany (nawet bardzo) uważam że żcyie jest niesprawiedliwe (wiedziałem to wcześniej, ale dziś to mnie zmiażdzyło). Zmarłą naprawdę dobra osoba, szczera, sympatyczna, trochę fujarowata (bo na w-fie był zawsze ostatni ze wszystkiego), ale to nic nie znaczenia. Nie rozumiem tego. Nie próbuję nawet. I ch*j w dupę tym wszystkim złamasom z mojej byłej klasy, którzy nie byli w stanie pofatygować się na pogrzeb naszego kolegi. Bo kurde co? Za daleko (kilka kilometrów raptem)? Mówię wam, życie to wredna kur...a. Piszę to ja pijany ze smutku @Thanathos.

#mowiejakjest #truestory #smuteczek #smutnomi ##!$%@?
  • 13
  • Odpowiedz
@Strigiformes: wyobraź sobie sytuację, w której w szkole średniej miałeś kilku dobrych znajomych. Z pośród całej klasy (25 osób) dajmy na miałeś tylko 4 naprawdę dobrych kolegów. Najlepszych kumpli, z którymi nie jeden raz imprezowałeś/piłeś. I teraz po kilku latach od zakończenia szkoły (nie mając z kumplami ze szkoły kontaktu lub mając okazjonalny kontakt) postanawiasz się ożenić. Dla mnie naturalnym jest zaprosić na ślub (co najmniej) lub wesele tych kolegów.
  • Odpowiedz
@Thanathos: Specjalnie przyszedłem do komputera, żeby odpisać. Moja historia sprzed może 2 lat. Sprzedawca w sklepie typu świat alkoholi pyta się mnie z imienia i nazwiska czy to ja. Mówię, że ja i o co chodzi. Okazało się, że kumpel z mojej klasy z podstawówki, do której chodziliśmy 8 lat (gimnazjum wtedy nie było). No to ja podś#!$%@?, że fajną ma pracę i że rodzinie niekoniecznie musi się to podobać
  • Odpowiedz
@Thanathos: Pamiętam jak rok temu w sierpniu czytałem na lokalnej stronie o wypadku pewnego Adama z jednej wsi niedaleko mojego miasta. Nie skojarzyłem kompletnie że chodzi o mojego kumpla z ławki z gimnazjum. Mimo że i imię i miejsce zamieszkania się zgadzało. Ani trochę nie przyszło mi to przez myśl. 3 miesiące później dostaję telefon że Adam z mojej klasy zmarł po 3 miesiącach leżenia w śpiączce. Zaczęło mu się
  • Odpowiedz
@Thanathos: Do klasy w liceum chodziło ze mną dwóch najlepszych kumpli od zerówki. Na początku znali tylko siebie ale szybko złapali kontakt z resztą klasy. Jeden z nich zginął w wypadku samochodowym jeszcze pod koniec pierwszej klasy. 4 lata później drugi z nich zginął na motorze. Shit happens.
  • Odpowiedz
@Thanathos: Ja na uczelni miałem taką sytuację, że czekaliśmy sobie korytarzu przed aulą na wykład. Profesor spóźnił się kilka minut, wchodzimy do sali, część już siedzi a przy drzwiach się jakieś rozmowy toczą i wołają prowadzącego wykład. No i okazało się, że w czasie tego czekania zmarł jeden znajomy z naszej grupy. Karetka tylko przyjechała stwierdzić fakt. Naprawdę dziwne uczucie, gdy jeszcze 30 minut wcześniej w zasadzie siedziałeś koło chłopa
  • Odpowiedz
@Thanathos: nieco ponad rok temu koleżanka z mojej wioski, z którą chodziłem do klasy zmarła. Miała 20 lat i praktycznie była zdrowa. Bolała ją noga, posmarowała maścią, przeszło. Miała jakiś zakrzep w nodze czy coś i poszło dalej do płuca. Zator płucny, półtorej godziny o nią lekarze walczyli ale nie udało się. Dopiero po kilku dniach do mnie dotarło co się stało, bo wcześniej nie umiałem przyjąć tego do wiadomości.
  • Odpowiedz
@Thanathos: śmierć sama w sobie jest częścią życia i jednocześnie jedyną pewną w nim rzeczą. Ale jak umiera osoba młoda, w pełni sił, osieraca dzieciaki, zostawia młodą, wspaniałą żonę... To naprawdę cholernie trudno to zrozumieć i zaakceptować. A przy tym rzadko się o tym mówi. Dzięki że to napisałeś i fajnie że z kumplami znaleźliście czas żeby powspominać kolegę i pogadać.
  • Odpowiedz