Wpis z mikrobloga

Co my tu mamy? Dyptyk z Melun, ok. 1450. Bodaj najbardziej znane dzieło jakie popełnił Jean Foquet. Dwa obrazy stanowiące o istocie dzieła rozdzielono w 1775 roku , stąd może w reprodukcjach
"pars pro toto" lub kompletnie wyjęta z kontekstu i intencji pomysłodawcy i artysty nadobecność wyjątkowej urody sceny maryjnej.
Kilka słów o autorze: Foquet - nadworny malarz dwóch Walezjuszy, zaczynał jako malarz miniatur. Między 1446 a 1448 przebywał w Italii. Co tam zastał? Quattrocento eksperymentujące, poszukujące, summą
którego staną się niedługo Ghirnaldaio i Botticelli. Perspektywa linearna nad którą głowili się i Brunneleschi i Uccello, skodyfikowana przez Albertiego. Ówczesna Francja oczywiście artystycznym nie była
pustynią w tym czasie, nie dość że dwór wrogiej Burgundii miał na swych usługach Jana van Eyck czy Rogiera van der Veydena, to w domenie królewskiej było sporo uzdolnionych twórców, szczególnie złotników, malarzy - miniaturzystów.
Wszystko służyło splendorowi. Tutaj rekomendacja: "Jesień średniowiecza" J. Huizingi - mimo że ramtka, żadna znana mi lektura lepiej nie oddaje ducha epoki i regionu.
Wracam do Foqueta - z północnej Italii przywiózł arsenał środków, które były mile widziane u zleceniodawców. O samym artyście, jak to wówczas było "na północ od Alp" wiadomo niewiele.
Urodzony ok 1415-1420 roku w Tours, gdzie zapewne dokonał w żywota przed 1481 rokiem. Zaczynał jako miniaturzysta - tworzył ilustracje do ekskluzywnych książek kolekcjonerskich przedłużając
tradycje średniowieczne a nawet antyczne, jakby wbrew odkryciu przez Gutenberga druku. Malował również obrazy tablicowe, a więc na desce - te przeznaczone były do eksponowania
w przestrzeni sakralnej lub świeckiej.
Portrecistą był świetnym - trudno ocenić czy ów pietyzm był owocem tradycji burgundzkiej czy weneckiej, na pewno dokonał umiejętnej syntezy. Pierwszy autoportret pewny i niepodważalny
to w Europie roboczo nazywając "północnej" to medalion z imieniem i nazwiskiem flankującymi wizerunek mężczyzny około trzydziestego - czterdziestego roku życia. Był to swego
rodzaju trademark, a może pomnik dumnego miniatora umieszczony w "Starożytnościach żydowskich" Józefa Flawiusza, za których oprawę artystyczną odpowiadał. Kogo widzimy? Gościa
o pospolitej urodzie, w czepcu - raczej rzemieślnika niż artystę znanego z ówczensych twórców z Florencji lub Ferrary. Bliżej mu do Mikołaja z Lejdy, zakładając że zamyślone, skręcone popiersie
to jego wizerunek. Bliżej mu do Piotra Parlera z autoportretu z katedry św. Wita z ok. 1370 roku. Tutaj należałoby wejść w dygresje na temat portretu i autoportretu w XIV i XV wieku,
co jest zagadnieniem rozległym. Na pewno był dumny z siebie i swej pozycji - umieścił swój wizerunek w medalionie, postarzył go wprowadzając dwukolorowość.
Virgo lactans - Dziewica mleczna według współczesnych to wizerunek Agnès Sorel - metresy króla Karola VII (tego, któremu głowę swymi wizjami zawracała Joanna d'Arc). Gościła
również w alkowie fundatora dyptyku Etienne Chevaliera - sekretarza królewskiego. Zmarła w charakterystyczny dla ówczesnych "szarych eminencji" - biegunki mające ją trapić pod koniec życia
wskazują na podtruwanie.
Ideał kobiety późnego gotyku: strzelista, wysmukła, wzniosła - zupełnie jak sztuka flameboyant. Istota nieziemska, nienaturalna, dekadencka - (nie)żywe dzieło sztuki. Ściśnięta gorsetem, którego poluzowane
sznurki wiodą ku obnażonej, nabrzmiałej piersi. Subtelne, podkreślone czerwienią wargi. W dychotomii kultura-natura zwycięża to pierwsze. Królowa w zdobionej perłami koronie, w gronostajowym płaszczu karmi pulchne dziecię. Ostentacyjny erotyzm wyrażony nie tylko w negliżu, ale i całym
chorobliwym powabie postaci sprawia, że Jezus jest jedynie pretekstem do pochwały zmysłowości. Sam topos eksponowania piersi powracać będzie jeszcze w sztuce Francji, choćby u nieznanego malarza ze szkoły
Fontainebleau (Gabriela d'Estrées i jej siostra księżna de Villars w kąpieli). Różnice stylowe pomiędzy skrzydłami dyptyku pozwalają traktować Madonnę karmiącą jako odrębne dzieło.
Jednak pozostanie ono niepełne bez drugiego skrzydła, na którym sekretarz królewski wraz ze św. Szczepanem adorują Marię - Agnès.
Przyjmuje się, że wizerunek ten powstał na krótko po śmierci kochanki elit dworskich. Czy Chevalier chciał uwiecznić ją nim pamięć o niej (jako osobie oraz urodzie) zacznie się zacierać? Jeśli tak,
to musiał znaleźć pretekst do umieszczenia jej oczywistego, ale kryptoportretu. Formuła religijna, konwencjonalny kamuflaż dla zasady - rysy Madonny musiały kojarzyć się jednoznacznie i odnosić się do określonych osób i sytuacji. W końcu
wisieć miał nad jej grobem w Kościele dziewic w Melun. No i ten ponury, ale i wzruszający znak wierności urodzie i czarowi Sorel - ramę zdobił inicjał "E" - Etienne - fundator i kochanek.
Obok maestrii wykonania artysty, który potrafił zawrzeć namiętności, schyłkowośc odchodzącego średniowiecza w formie wyrafinowanego, pięknego rachityzmu jakim musiała emanować panna Sorel, zawarto również historię
smutną. Jak śpiewają w Galicji:
"A jak pomrzemy,
Każemy sobie
Złote litery
Wyryć na grobie.

Kto tędy pójdzie, albo pojedzie,
Przeczyta sobie:
Złączona para
Leży w tym grobie."

Chavalier i Sorel nie spoczęli w jednym grobie. Na szczęście tworzył wówczas Jean Foquet.

#sztukadoyebana
Pobierz Feldkurat_Cypuchowski - Co my tu mamy? Dyptyk z Melun, ok. 1450. Bodaj najbardziej zn...
źródło: comment_1672643405P2eIo0vXJAGxSmZ0jx2jKO.jpg
  • 6