Wpis z mikrobloga

Jakiś czas temu skontaktował się ze mną startup (branża IT) który nota bene był dość znany w moim mieście i bardzo nalegali żebym spróbował się u nich zrekrutować. Nie chciałem bo pracy nie szukałem ale w końcu postanowiłem że ulegnę i zobaczę jak to jest bo dawno nie byłem nawet na żadnej rozmowie.

- Dostałem zadanie do zakodowania w domu, podesłałem im adres mojego repo i otrzymałem wiadomość zwrotną że nie bardzo im się to podoba ale że jest w miarę ok więc chcą mi dać dodatkową szansę żebym to ponownie napisał. Na moje pytania co im się nie podobało etc. zero odpowiedzi. Po prostu chcą "inaczej".
- Napisałem kod "inaczej" zastanawiając się co mieli na myśli, otrzymałem wiadomość zwrotną że trochę lepiej ale jeszcze nie o to im chodziło niemniej jednak zapraszają na rozmowę do biura.
- Rekrutujący mnie nie dość że się spóźnił to jeszcze miał jakieś kompleksy co do nazwy swojego stanowiska bo jak mantrę powtarzał mi że moje stanowisko będzie się ewentualnie nazywało dużo mniej "okazale". (Mimo że praca generalnie ta sama/podobna) i żebym nie liczył że "komuś tu będę rozkazywał bo u nich nie ma takiej hierarchi tylko wszyscy są równi".
- Rekrutujący podczas rozmowy jadł tłumacząc się że dzisiaj wcześniej nie zdążył.
- Rekrutujący kilkukrotnie odbierał podczas rozmowy prywatne telefony, z tego co zrozumiałem to głównie/tylko od żony która między innymi prosiła go żeby kupił ziemniaki jak będzie wracał po pracy do domu.
- Otrzymałem szybko feedback że generalnie jest ok ale potrzebują sprawdzić jak będę się z nimi dogadywał na codzień więc następnym etapem miało być wieczorne wyjście do knajpy na piwo i kolację (na ich koszt). Feedback po spotkaniu był taki że są skłonni ze mną pracować i się dogadamy.
- Następnie spotkanie z HRami z którymi negocjowałem warunki zatrudnienia, głównie kasę. Żle nie było ale rewelacji też nie, liczyłem na więcej ale się ostatecznie zgodziłem.

I nagle jak już mam podpisywać papiery to nagle im się przypomniało że u nich jest taki zwyczaj że jeszcze CEO ich firmy musi pogadać ze mną na Skypie (bo on w USA siedzi) ale to jest tylko i wyłącznie formalność. Rozmowa taka się odbyła i była o "dupie Maryni" - temat z inicjatywy CEO. Dzień później otrzymuję telefon że wyjątkowo ich CEO się nie zgadza bo coś mu się tam nie spodobało - oczywiście też nikt nie jest w stanie sprecyzować co dokładnie.

Bez większego żalu (poza żalem za straconym czasem) zostałem w obecnej firmie.

- Kilka tygodni później telefon, zmienili zdanie, znów mnie chcą i już nawet nie będzie rekrutacji bo przecież ją przeszedłem. Tym razem ja nie chcę....
- Przez następne kilka a nawet kilkanaście miesięcy męczyli mnie mailami (rzadziej) telefonami żebym do nich wpadł w sobotę(!) pogadać i zobaczyć jak pracują, że jakbym zmienił zdanie to żebym dał znać, co sądzę o ich tam jakimś najnowszym pomyśle/produkcie etc.
- Po wielu miesiącach dali sobie spokój w końcu.

#januszerekrutacji #rekrutacja
  • 6
@luxkms78: chyba musisz sporo jeszcze się nauczyć odgadywać ludzi i o wiele szybciej rezygnować z kontaktu z nimi... czerwona lampka po 3 i 4 akapicie kazałaby mi olać sprawę gdy mam pracę która jest ok.
@luxkms78: o jasny wuju, motyw z jedzeniem i telefonami na rekrutacji to ładny odpał. Ja prowadziłem zdalnie, a i tak co najwyżej pozwalałem sobie na chwilę wyłączyć kamerkę i zrobić herbatę podczas np. godzinnej+ rekrutacji, i to jedynie kiedy ktoś inny był obecny i czuwał. Raz na 1:1 jak kot się zejsrał to przeprosiłem i ogarnąłem, bo inaczej bym nie wytrzymał ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jeszcze powiedzmy