Wpis z mikrobloga

857 971 + 197 + 222 = 858 390

Kolejna część relacji z trwającej wycieczki rowerowej z Krakowa do Rzymu.

Dzień 3

Start z Trencina. Śniadanie jednak zjadłem na kolację, więc ruszam na czczo. Trasa prowadzi piękną trasą dla rowerów wzdłuż rzeki Vah. Po 40km gdy zaczyna się robić trochę nudno, trasa odbija od rzeki i niestety większość z kolejnych 80km do Bratysławy to ruchliwe drogi z tirami :/ Kilkanaście km przed stolicą wjeżdżam na pierwsze polne drogi od dawien dawna i wyskakują mi trzy dziki, przestraszone natychmiast uciekają, ale i tak łapię za gaz pieprzowy.
Bratysława mnie nie urzekła i ruszam dalej w kierunku Austrii. Z Bratysławy do Wiednia jest 75km a dzięki strefie Shengen nawet nie zauważyłem kiedy przekroczyłem granicę. Dopiero język niemiecki na znakach uświadomił mnie, że już nie jestem w Słowacji. Austria wita mnie miło, trasy rowerowe są świetne, samochodów brak, coś pięknego. Około 30km od Wiednia wskakuję na koło Steviemu, Amerykaninowi pracującemu w Wiedniu. Nie zmieniamy się zbyt często, bo nie mam siły, może 10% czasu prowadzę ja. Samo utrzymanie tempa 32km/h~ mocno mnie męczy. Rozstajemy się przed samym Wiedniem przy zachodzie słońca. Infrastruktura rowerowa wywiera na mnie ogromne wrażenie, jak nie patrzeć jestem w mieście zajmującym pierwsze miejsce najlepszych miast do życia na świecie. Po zmroku przelatuję przez tłum ludzi w centrum i kilkanaście minut później zatrzymuję się na kolację w restauracji i opadam z sił, rezerwuję nocleg 10km dalej przy wyjeździe z Wiednia, dzień kończę na 222km.

Pogoda mi towarzyszyła świetna, w apogeum słoneczne 21°~

Dzień 4

Śniadanie hotelowe, jajówa z minimum 15 jajek, oczywiście z chlebkiem i można ruszać w trasę. Jestem zachwycony infrastrukturą rowerową i co niestety muszę przyznać kierowcami. Zakładałem, że będę mógł obalić tezę znaną mi z wykopu, że kierowcy na zachodzie o wiele lepiej się zachowują na drodze przy rowerzyscie, ale niestety muszę przyznać rację. Między Polakami a Słowakami nie zauważyłem żadnej różnicy. Austriacy to jednak całkowicie inna liga. Największy podjazd który miałem mieć tego dnia jednak omijam drogą z samochodami, bo jest to trasa typowo dla MTB i jest sporo błota. Wsie Austriackie są piękne, idealny asfalt, przepiękne ogromne zadbane domy przypominające kamienice. Mijam 60 letnie kobiety w pełnych strojach kolarskich jeżdżące na rowerach MTB, coś niesamowitego.

Po 100km wjeżdżam na EuroVelo6 wzdłuż Dunaju, świetna trasa z przepięknymi widokami, szkoda, że wiatr wieje prosto w ryj. Jadę chwilę na kole Steffana który jedzie z Wiednia do Linz(200km~) na obiad do rodziców, ale trasa jest zbyt piękna żebym oglądał tyłek Steffana, żegnam się i zostaję z tyłu. Większość rowerzystów to starsze osoby na rowerach elektrycznych. Cudownymi ścieżkami rowerowymi, asfaltowymi jak i premium szutrami dojeżdżam po zmroku do miejscowości Linz i niestety z braku innych opcji w pobliżu trasy a nie chcę zjezdzać kilka km biorę drogi nocleg za 130e w hotelu 4 gwiazdkowym. Trochę miałem obawy jak tam będę pasował z zabłoconym rowerem i zapewne wątpliwej przyjemności zapachem który wydziela rowerzysta po 197km. Moje obawy rozwiał billboard 500m przed hotelem z informacją "bike friendly", gdy zapytałem recepcjonistki czy rower mam zostawić w jakimś schowku lub czy mogę wziąć ze sobą do pokoju, usłyszałem odpowiedź na jaką liczyłem, że zapewne wygodniej mi będzie wziąć rower do pokoju <3

Nie jestem w stanie zliczyć ile osób tego dnia się do mnie uśmiechnęło, machnęło ręką lub przywitało, bardzo miła atmosfera.

Pogoda przez cały dzień towarzyszyła mi świetna, w apogeum 23°~.

Dzień 5
Niestety dzisiaj prognozy zapowiadają kilkugodzinny deszcz :/

Ciąg dalszy nastąpi xD

Trochę zdjęć w komentarzach

Po więcej relacji z wypadów bikepackingowych i zawodów Ultra zapraszam do śledzenia mojego tagu #gravelove

#rowerowyrownik #rower #gravel

Skrypt | Statystyki
StarozytnyChrabaszczSzablozebny - 857 971 + 197 + 222 = 858 390

Kolejna część relacj...

źródło: comment_1665208182YSOVsdIyjXYb0U2gDsoMqb.jpg

Pobierz
  • 17