Wpis z mikrobloga

W bluzie pełnej ornamentów, z wielką czarną chustą przewiązana przez połowę twarzy, z świętej pamięci trójcą Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński, śpiewającą z telefonu, przemierzam na trzech kółkach park w kolejny sobotni wieczór.

Park jest odnowiony, oświetlony, poprzecinany alejkami z betonu dobrego dla rolek. Moim treningiem stało się omijanie kasztanów i śliskich liści. Bujanie biodrami po wstęgach pofalowanych drożek, hamowanie przed ich wtopieniem się w gruntowe szlaki.

Jest tu odrestaurowany krzyż pokutny, charakterystyczny dla tego regionu. Jest starorzecze i są pomosty wgryzające się w linie brzegowe. Pełno ślimaków, pająków pod latarniami i odległego ujadania psów. Poza zasięgiem wzroku, wbija się w ciemne niebo wieża zameczku myśliwskiego. Kanciasty patron, zaczepione wspomnienia sprzed czterystu lat.

Niegdyś starorzecze było dzikie. W latach dziewięćdziesiątych pełno było tutaj cegłówek ułożonych typowo do gotowania wywaru, makiwary. Mój przedziwny ksiądz z gimnazjum opowiadał nam, jak to miejsce przygarniało tych, którym węch się kleił.
Ja, już po drugim milenium, przychodziłem tutaj tropem topów.

I tak śmigam, aż padnę z sił. Zajmuję umysł, aby nie błąkał się po ciemnych lasach. Lubię też przestrzennie pojmować miejsca, odbierać je przez strefy czasowe, nakładać warstwy wspomnień.

Bo wciąż czuję się zdezorientowany, zagubiony, szukający. W życia wędrówce, na połowie czasu, straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi, pośród ciemnego znalazłem się lasu. Czy potrzebuję przewodnika, swojego Wergiliego? Mam ostatnio odnowioną namiętność do tria i strzepnąłem kurz z gitary. Czy po stu pieśniach wbrodzę w nową epokę swojego życia? Mam nadzieję, a właściwie pewność.

Dlaczego? Ponieważ pomimo burzy w bani, notowania swoich uczuć, aby choć trochę się rozeznać, czy leki i terapia działają, ogarniania spraw szkolnych mojego syna, relacji z byłą, rodzicami, bratem, wierzę, że to my sami kreujemy swoją rzeczywistość.

Przyznałem się sobie do błędów i cierpienia, które przeżywałem przez lata, ale które też przez lata zapewniałem najbliższym.

Może to ten deszcz, może przez tę mgłę, którą podziwialiśmy dzisiaj rano z łóżka razem z moim małym SpongeBobem, wtulonym we mnie, taki nastrój mnie złapał.

Piszę to wszystko dlatego, że wykop naprawdę dał mi dużo wsparcia. Nie jesteśmy sami. Jak w Fight Clubie, możemy poznać się po rozdartych duszach, z którymi funkcjonujemy wśród normalnych ludzi. A nasze tagi, podziemne korytarze, trzymają nas w jakiejś dziwnej, cierpiętniczej, ale walczącej o siebie społeczności.


#depresja #zaburzeniaosobowosci #feels #przemyslenia #psychologia #rolki #sport
Lecerdian - W bluzie pełnej ornamentów, z wielką czarną chustą przewiązana przez poło...

źródło: comment_1664651849zukgHZRHfMBC3Ofkt47MmQ.jpg

Pobierz
  • 2
@Lecerdian: Rolkarstwu zawdzięczam nie ironicznie równowagę psychiczną. Najlepsza inwestycja czasu w samego siebie ever. Bez tego chyba bym wpadł w alkoholizm albo coś jeszcze gorszego. Zero myśli. Tylko ja i rolki. Z perspektywy czasu widzę, że bieganie tylko mi ułatwiało czas, w którym pogrążałem się w myślach. Na rolkach nie ma na to czasu
  • 1
@Szumny
Bardzo ładnie i trafnie to opisałeś.

Właściwe to, według mnie, trafiłeś w sedno. Równowaga psychiczna jest stanem, do którego dążę. Staram się prostować zaburzenia, walczyć z depresją, wychodzić z nałogów.

Podczas jazdy udaje mi się właśnie wpaść w ten stan medytacji, olbrzymiej uważności na chwilę obecną, czyli to, o czym piszesz - zero myśli, a właściwie wyrwanie się z tego potoku.

A gdy się zamyślę, pogrążę w jakimś rozstrząsaniu przeszłości -