Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mieliście kiedyś taki dylemat, czy dać się jako osoba zmienić czemuś, jakimś wydarzeniom, wpływowi na was - czy nie dać się zmienić jakimś wydarzeniom i starać się zniwelować tego wpływ i wiele lat trwać w takim przeświadczeniu i aktywnie starać się kierować wobec takiego rezultatu poprzez uwiązanie na celu? Czyli że mówicie sobie "nie dam się" i mimo że wiatr był w oczy to i tak to co sobie założyliście zrobicie?

Jak byłem mały to nie chciałem poświęcać się komputerom i odrzucało to mnie gdy próbowałem jako dziecko coś zrozumieć z programowania czy może bardziej wtedy poleceń do komputera siedząc przed monitorem commodorepodobnego kompa - a wolałem ludzi i przebywanie z nimi. Biegać, jeździć, żyć, być dynamicznym, spotykać się itp. Komputerowcy to był taki ktoś z innego bieguna, siedzący w odosobnieniu, nie są przebojowi, a trzeba przecież laski poznawać, być kimś, przygody przeżywać - najwyżej się ogarnie takiego człowieka jak będzie się coś z tego tematu potrzebować - wtedy idzie się do takiego znającego się na tym i jak się go zna albo kogoś kto zna to on załatwia. Właśnie te kontakty, żeby spędzać czas z ludźmi były tym czego chciałem, chciałem być wysoko w hierarchii.
Jawi mi się to trochę tak jak jest ktoś kupujący budynki komercyjne, przeprowadzający ich renowacje jakąś ekipą i potem sprzedający sobie to z zyskiem - kontra ten w ekipie która faktycznie to robi. Wykazywałem ten błysk.

Los chciał, że nie trwało to długo bo przez połowę podstawówki i całe gimnazjum byłem prześladowany, wyśmiewany, gnębiony i niechciany. Kpiono ze mnie, wyżywano, wieszano psy, traktowano jak śmiecia. Grałem w gry. Też rysowałem. Musiałem być jakoś sam. Znalazłem się gdzieś w zawieszeniu, pomiędzy tym że wykorzystywałem komputer do rozrywki po 6h dziennie (bo nie ciągnęło mnie do programowania ze względu na to że tego nie chciałem a czegoś innego co było niemożliwe w tamtym momencie do spełnienia), a tym że nie zgłębiałem go jako nauki (no bo mnie w ten sposób nie interesował). Gdzieś przez przypadek wkręciłem się w grafikę bo łatwiej mi przychodziła, ponieważ lepiej wytrzymywałem elementy obrazowe "nie-tak-przegrywowe-w-relacjach" jak ściany tekstu. Miałem takie poczucie jakby kierunku co tak a co nie. Byłem ze wsi.

Pewnie z własnych insecurities tamtych ludzi, zazdrości i #!$%@? mną. Potem nastało liceum, studia ścisłe, praca, wylądowałem w tej grafice. No i jestem w kropce. Bo wyparowały relacje po 30 a nadal są powstałe zaburzenia a jako że utrzymuje się jeszcze chęć "wygrania", nie daje sobie zagłębić się w komputery. Codziennie czuję wypalenie, bo to jakaś tylko moja część wyczucia estetycznego się tu sprawdza, tyle i tak dobrze że w takim staniu trafiła się chociaż deska ratunkowa. Mam nadzieję że nikt nie jest debilem, i każdy rozumie że mówimy o zmianie statusu quo. Czyli np. przekształceniu się z człowieka introwertycznego w ekstrawertycznego. Dzisiejsza ambiwalentość i niepewność wynika z narastających przez lata niepewności do poziomu 50/50 zapewne. Dlatego nie wiem co chcę bardziej.
W jaki sposób osiągnę szczęście. Że kim ja jestem.

Czy jestem tym który był kiedyś ale daleko odjechałem i teraz nie będę szczęśliwy inaczej niż będąc takim jak byłem dzieckiem które zostało zblokowane? Czy jestem takim który jest dzisiaj i nie jest w stanie zmienić rzeczy które mi się teraz podobają i przestać łaknąć defaultu? (czyli że przestawia mi się to, że teraz odpowiada mi bycie odludkiem). Innymi słowy czuję że się przemieniam.
I wpadam w panikę, bo bardzo nie chciałem się zmieniać. Zawsze mówiłem sobie że nie dam temu wpływowi na mnie się. I czuję jakbym umierał, to jest spory ciężar. Nie wiem jak miałbym się za te kilka lat cieszyć życiem z czymś takim w pamięci. Że straciłem się a miałem nie pozwolić. I tak właśnie nie pozwalam sobie zapomnieć o wczesnych latach. Maltretuję się, bo chcę wygrać to jeszcze, chcę aby utrzymać moją psychikę. No i to 50/50 nie pomaga, bo właśnie męczy obawami. Ja #!$%@?. No to trzeba było zajść na 55/45 i nie miałbyś łatwiej debilu xD No za chwilę tam też dotrę, to daje upływ czasu. I zmienisz się. Zmienię się. I obecnie jeszcze tamten walczy bo nie chce, bo nie miał na to pozwolić, bo to najważniejsze było co miał zrobić. Więc całe moje życie jako tych dwóch osób stoi.

Po drugie to to że to trochę działa jak klątwa, fatum. Więc oto ja, próbujący się dyscyplinować, spinać, wymagać i po prostu się nie dać. Więc tak walczę. I narzucam sobie i mam pretensje. I na zewnątrz ludzie nie czują że mnie lubią, często czują się pewnie zranieni. Rujnuje - próbując wywalczyć swój brak poddania się. Często działa to na zasadzie nieświadomego rezultatu, ale mają jedne trwałe konsekwencje - tracę. Doszedłem do miejsca gdzie boję się podejmować akcje, bo bardziej rozwali ona strzępy mnie które zostały a tego miałem nie robić, tylko to ratować. To właśnie mój konflikt. Mam złamane serce tym wszystkim.

#psychologia #pytanie #zycie #przemyslenia #psychoterapia #filozofia #jakzyc #przegryw #depresja

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #63224b291afdc4d5a91cd65c
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Przekaż darowiznę
  • 1
  • Odpowiedz