Wpis z mikrobloga

Po raz pierwszy od kilku dobrych lat z nudów postanowiłem zagrać w jakąś grę typu visual novel :)

Na szczęście nie musiał być to strzał na chybił-trafił, bo przed tak długą przerwą miałem szansę zapoznać z tytułami pewnego dobrego producenta, więc wystarczyło sprawdzić ich dorobek, aby znaleźć coś ciekawego ^^

Wybór padł na Deardrops - historię studia Overdrive, twórców takich wizualnych opowieści jak Edelweiss i KiraKira. O ile pierwsza gra była jeszcze zwykłym date simem (chociaż całkiem sympatycznym), to druga była całkiem pomysłowa, fajnie nawiązywała elementami fabuły do historii rocka i szczerze żałuje, że nie powstało na jej podstawie żadne anime w przeciwieństwie np. do K-ona (wiem, że istnieje krótka OAV-ka na 5 rocznicę gry, ale to nie to samo). Ale domyślam się, że KyoAni i inni producenci japońskiej animacji nie mają dość jaj, aby zakończyć to w taki sposób jak w głównej linii fabularnej tej gry.

W każdym razie po tych opowieściach widać, że Overdrive z każdą grą dokonuje postępów w jakości historii (swoją drogą fajna nazwa firmy, biorąc pod uwagę tematykę ich niektórych gier) i tak jest z Deardrops - bardzo dobrze rokuje, aby podnieść poprzeczkę względem swoich poprzedników.

Podobnie jak w KiraKira tematyką visual novel jest zakładanie zespołu, ale z nieco innej bardziej zawodowej perspektywy, bo członkowie grupy mieli już wcześniej kontakt z muzyką. Na razie doszedłem do fragmentu z otaku gitarzystką, mogę na razie wymienić tylko parę zalet i wad.

Na razie najsłabiej prezentuje się postać Kanady. Rozumiem, że twórcy chcieli wepchnąć zróżnicowane bohaterki do akcji, żeby uszczęśliwić jak największą liczbę odbiorców, ale Kanade jako przyjaciółka z dzieciństwa przedstawiana jak jejtypowy archetyp - ma dziecinny głos i twarz, bordowe włosy, jest miła, słodka. Jednym słowem: nuda. Jako, że gra rozpoczynała się od niej, zacząłem wątpić, czy dotrwam do końca.

Na szczęście potem było już lepiej. Główny bohater w przeciwieństwie do protagonistów Edelweiss i KiraKira jest już dorosły - ma wystarczająco poważny charakter, abym mógł bez zażenowania śledzić wydarzenia jego opisem i oczyma. Motyw muzyka klasycznego na dnie był już chyba przerabiany w wielu visual novel (sam miałem przyjemność przejść dwa), ale na razie historia nie robi z tego dramatu, tylko po trochu częstuje gracza fragmentami jego przeszłości (niesprecyzowana kompromitacja, jaką bohater zamknął sobie drzwi na salony jako wiolonczelista). Nie przeholowano też z jego marudzeniem nad własnym losem, za to szybko nieśmiało nakreślono mu nowy cel, jakim ma kroczyć w życiu. Dobry ruch, bo nic mnie tak nie denerwuje w grach visual novel, jak emo (czytanie depresyjnego bełkotu to koszmar dla oczu i mózgu).

Największą plusem wśród zespołu jest Eiji - ponad 40-letni basista, gbur z własnym światopoglądem na życie, czyli archetyp rockowca-buntownika, który nigdy nie ustatkuje się. Wepchnięcie dziadka daje jasny sygnał, że nie jest to zabawa w szkolny zespół.

Co zabawniejsze moimi faworytkami kobiecymi są dwie bohaterki, chodzące jeszcze do szkoły - zimna księżniczka Kaguya i otaku gitarzystka Yayoi (podniecająca się na widok gitary tak jak Son Goku z Dragon Ball z powodu mięsa). O ile w pewnym momencie produkcji będą się czuł nieswojo słuchając wiadomych "ochów i achów" (gram w nieocenzurowaną wersję PC), to będą dążył do ich linii, bo są barwnymi postaciami i dają większe nadzieje na interesujący finał niż cukierkowatej Kanade.

Z drugoplanowym charakterów na tym etapie można na razie wymienić tylko dwie osoby: ojca i 10-letnią siostrę Kanade - typowy miły tatuś, prowadzący mały interes i typowa przemądrzała dziewczynka. Służą jedynie za tło dla głównym charakterów, ale są sympatyczni.

Z dotychczasowych elementów fabularnych podoba mi się nawiązanie do Kurta Cobaina. Bohaterowie wykonują nawet niby piosenkę o nazwie Vana (nawiązanie do Nirvany), której melodia brzmi podobnie do początku utworu "Smells Like Teen Spirit ", aczkolwiek jest tak zmodyfikowana, aby nie zostać posądzonym o plagiat. Podobne zagrania BGM-ami słyszałem już w KiraKira. Wygląda na to, że tutaj też będzie kilka takich zabawnych odniesień

#visualnovel #deardrops #overdrive #kirakira #edelweiss #anime #japonia
80sLove - Po raz pierwszy od kilku dobrych lat z nudów postanowiłem zagrać w jakąś gr...

źródło: comment_m3HNxf1Dbis9LOeae9G0miEMXomdb43V.jpg

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
@joookub:

Podczas pisania myślałem, że tekst zajmuje tyle, co moje bałwochwalcze wpisy wobec Watamote, a tutaj okazuje się, że rozpisałem się jeszcze bardziej ^^'

Dzięki za tytuł. Jak skończę Deardrops to może z nim zapoznam. Mam na kompie jeszcze zainstalowanego Steins;Gate, który czeka od roku, abym w niego zagrał.
  • Odpowiedz
@80sLove: Steins;Gate oglądałem anime i - muszę przyznać - nie spodziewałem się że tak mnie wciągnie. Szczególnie zakończenie było piękne, ale jeśli nastawiasz się na samo geekowanie i komputerowanie, muszę Cię rozczarować, zakończenie jest romantyczne. ;)
  • Odpowiedz
@joookub:

Wiesz. Myślę, że większość normalnych Visual Novel ma romantyczne zakończenie pod warunkiem, że nie idziesz pod prąd i specjalnie wybierasz mniej odpowiednie kwestie ;)

Wystarczy popatrzeć na ilość panienek w Steins;Gate, aby wiedzieć czego się mniej więcej spodziewać. W wersji anime fajne jest to, że nawet przez chwilę nie próbowano robić z tej grupki żadnego haremu, tylko skupiono się na jednej damie :)
  • Odpowiedz