Wpis z mikrobloga

"Po ponad 30 latach gapienia się w telewizor na Stany Zjednoczone, poznawaniu ich codzienności od przedmieść, przez szafki w szkołach, czerwone plastikowe kubki, dolary i gumy kulki od ciotki ze Stanów, w końcu blisko czterdziestki zobaczę USA na własne oczy za kilkanaście godzin."
TLDR; poniższy post jest w formie filmu wraz ze zdjęciami i nagraniami, pod adresem https://youtu.be/jz6TJnQlT5Y
Jest także ZNALEZISKO https://www.wykop.pl/link/6682613/reakcje-z-pierwszej-wizyty-w-usa/

Tak zaczynał się oryginalny post sprzed czterech tygodni gdzie odzew mnie kompletnie przerósł. Napisałem tak dużą odpowiedź, że cały tekst się nie zmieścił w znalezisku mającym ograniczenie znaków dlatego też nagrałem to w formie filmu. Ile się zmieści tekstowo na wykopie, tyle wejdzie. Reszta jest w filmie.
Ewidentnie wielu z Was podziela mój sentyment do tego, co widzieliśmy przez ekran telewizora, komputera i słyszeliśmy z głośników. Wszystkie filmy, seriale, muzyka, komiksy, gry i magazyny wpoiły nam obraz tego, jak to "najlepsze państwo na świecie" wygląda i brzmi, jak w nim jest, jacy są Amerykanie oraz jak wygląda ich życie. Były to wszystko skrawki ujęte zazwyczaj w kontekście artystycznym filmu, muzyki lub gry. Obrazy i dźwięki wypieszczone pod pewien zamierzony przekaz, który niekoniecznie przybliżał nam prawdziwy wygląd codziennych Stanów Zjednoczonych. Niektóre vlogi (np. Cash’a czy Busem przez świat) pochyliły się nad jego codziennością lub trudnościami klasy robotniczej (lub tej bez-robotniczej), a Kasia z 50 na Pół pokazała nam codzienność przedmieść, lub jak wyglądają szkoły itp.
Choć nadal, po trzech tygodniach pobytu i trzech stanach, widziałem bardzo mało (mimo, iż jestem tu turystycznie, to jednak spędzam dużo czasu na spotkaniach biznesowych, zgodnie z zasadami ESTA), to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest dokładnie tak, jak było to pokazywane w mediach, lecz media nie oddają tego skali oraz intensywności.
Całe szczęście ostatnie dwa tygodnie mej dwumiesięcznej wizyty będą czysto turystyczne. Wówczas będzie czas odwiedzić teatry, muzea, jakiś klub stand-up oraz atrakcje turystyczne.
Oto moje spostrzeżenia
Architektura przedmieść oraz miast
Przedmieścia znane z szerokich uliczek zadaszonych drzewami, z chodnikiem, podjazdem i trawnikami przed urokliwymi domkami w różnym stylu, z różnych okresów podboju, nierzadko mające ponad 100 lat, są nadal utrzymane w świetnym stanie. Sam byłem zaskoczony jak wiele styli domów istnieje, nawet gdy widziałem zaledwie 4 może 5 typów na własne oczy przez te trzy tygodnie. Tu świetny ich opis wraz ze zdjęciami i kilka zdjęć mego autorstwa poniżej.

Są naturalnie bardziej podstawowe domy, bliżej siebie, na przedmieściach, mniej zadbane, jednopiętrowe, ogrodzone siatką. Powyższe to kilka z kilkudziesięciu, które uchwyciłem w stanie Minnesoty oraz Massachusetts, zwyczajnie będąc w rejonie kolejnej małej mieścinki kilkanaście kilometrów od centrum Minneapolis lub Bostonu.
Tutejsze domy mają wiele uroku i są bardzo inne od tego, co znamy z naszego podwórka. Brak ogrodzenia sprawia, iż wydają się dużo bardziej gościnne. W przeciwieństwie do niektórych głosów mówiących: "Po co zwiedzać przedmieścia. Wszędzie jest syf na przedmieściach." Przedmieścia, w których się znaleźliśmy były takie, jak widać na zdjęciach. Piękne, małe lub średnie domki, z odrobiną trawki i płotkiem lub bez.
Odpowiadając na pytanie od @dsomgi00 z wcześniejszego wpisu "Czy jest w Stanach jakiś dom, na którym nie ma położonego sidingu?” uroczyście odpowiadam, że istnieje.
Bardzo mile byłem zaskoczony wyglądem centrów małych miasteczek. Wszystko na wysokim poziomie, bardzo czysto, parkingi były tam, gdzie trzeba i to pokaźnych rozmiarów na te ich wielkie auta. Zazwyczaj darmowe. Małe parki nierzadko miały pomnik lub kamień upamiętniający znaczący moment historyczny.
Jeden z takich skwerków, przy których siedzieliśmy jedząc lody z pobliskiej lodziarni o nazwie "'Daddy's Dairy” akurat był miejscem, gdzie zebrała się grupka uczniów pobliskiej szkoły średniej. Byli oni fotografowani w ubraniach wyjściowych przed udaniem się na tzw Prom (czyt. bal w high school). To jeszcze bardziej uświadomiło nam, gdzie jesteśmy, widząc na własne oczy ludzi jak z typowego amerykańskiego filmu. Oni zapewne stresowali się wcześniej czy zostaną zaproszeni lub sami zapraszając, wręczali bukiecik na gumce i wkładali go na rękę dziewczyny zapraszanej. I mieli pewnie te chwile, gdy ubrani schodzili po schodach swojego domu, a ich rodzice podziwiali ich, jacy to są handsome lub beautiful ;-)

Architektura
Architektura miastach także byle dla nas czarująca. Wielokrotnie łapaliśmy się na wytykaniu detali, takich jak schody do klatki schodowej z jakiegoś Sex and the City, jakiś hydrant, parkometr, który pomimo widzenia na własne oczy pierwszy raz w życiu, wiemy jak obsłużyć i jak działa, bo widzieliśmy w filmach jak wrzucają do nich ćwierćdolarówki, czy te miejskie wieże ciśnieniowe z wodą. Nostalgia do czegoś, co się pierwszy raz widzi na oczy? Szaleństwo jakieś.
Obraz jest jedynie częścią tego, co odczuwa się będąc wewnątrz obrazu znanego z mediów i wyobrażeń. Dopełniony jest dźwiękiem, a te są dokładnie takie, jakie znamy. Pociąg jadący w oddali, który trąbi tym głębokim, długim tonem, tak bardzo inny od tego, który znamy z naszych miast, a który przytacza gdzieś w oddali utwór Soul Asylum, który tak bardzo grał w głowie podczas nastoletniego buntu i idealizowania ucieczki z domu. To te dźwięki syren policyjnych, które znamy i kojarzymy z amerykańskimi miastami. To wszystko jest nadal prawdziwe i gdy się to słyszy, to dreszcz łączy się szybko z tymi dawnymi uczuciami, jednocześnie pozwalając docenić to, że jednak te nastoletnie lata wchodzenia w samodzielność udało się pokonać i wyjść z nich cało.
Miasta same w sobie, gdy są brzydkie, to są bardzo brzydkie. Gdy są ładne, to są szalenie piękne. Biedę widać łatwo. Bezdomnych jest sporo w rejonach schronisk YMCA i widać, że to ludzie, którzy są na ulicach od bardzo dawna, co jest strasznie smutne. Są miejsca, gdzie faktycznie jest strasznie brudno za sprawą wystawianych pod krawężnik worków ze śmieciami. Cuchnie okazjonalnie niemiłosiernie, w metrze jest straszny syf i zapach pasujący do obrazu. Maseczki co nieco pomagają. W filmie znajdziecie wiele zdjęć i nagrań z tego co widziałem.

Infrastruktura i transport
Wynajęliśmy samochód od firmy Sixt dwukrotnie. Oryginalnie mierzyliśmy w wynajem od Enterprise na pierwszy tydzień, ale chcieli 520 USD za wynajem i aż 1100 USD za ubezpieczenie. Tymczasem Sixt za dokładnie to samo wziął 483 dolary za auto poziomu Standard, które i tak nie było dostępne, więc dostaliśmy BMW Serii 2 w świetnym stanie, z 12000 mil na liczniku, automat i 240 koni. Bardzo przyjemnie się jeździło, choć paliło dwa razy tyle, co nasze obecnie wypożyczone auto, Chevrolet Equinox, na niecały miesiąc za 2554 USD (91 USD/dzień).
Pakiet ubezpieczenia wykupiony jest na wypadek wszystkiego, a reprezentant twierdzi, że choćbym auto rozbił doszczętnie, to odchodzę bez wydania grosza. Ile w tym prawdy, nie mam w planie sprawdzać.
Kilka dni temu korzystaliśmy także z pociągu z Queens na Penn Station w NYC. Koszt to 5 USD na osobę w jednym kierunku, poza szczytem), a metro 3 USD za jeden przejazd. Choć w miasteczkach są chodniki, to wszędzie jest potrzebny samochód. Odległości są spore. Drogi w Minneapolis były fantastyczne. W Bostonie kiepskie, szczególnie w mieście. Na trasie dużo łączeń płyt, co 10 metrów, więc brzmiały one jak na wylotówce do Niemiec.
Co ciekawe, na autostradach ograniczenia do 55 mil lub 65 mil. Tylko raz widziałem 70. Prawdą było, co pisaliście, że należy spokojnie jechać kilka mil szybciej. Wielokrotnie jechałem wraz z całą kolumną samochodów 75 gdzie było 55 lub 85 gdzie ograniczenie było do 65. W miastach gdzie jest 25/h ludzie jeżdżą ogólnie przepisowo. Niektórzy 30 mil/h.

Bardzo dziwne jest jak często są znaki stopu na zwykłym skrzyżowaniu, a nawigacja od Google tutaj mówi Traffic Circle na rondo, mimo iż w UK mówi Roundabout.
Dołączanie do pasa wjeżdżając na autostradę potrafi być stresujące. Bardzo pomocny jest czujnik obecności auta w ślepym punkcie, gdy ma się centralny słupek między drzwiami. Nasze własne auto go nie ma i dopiero teraz doceniłem jego brak.
Wspomnieliście także, iż nie ma tu zbytniej znakozy. Przyznam iż faktycznie tak jest, a znaki są świetne, szczególnie te tekstowe. Bardzo zaskoczyła mnie możliwość skręcania w prawo na czerwonym przy kompletnym braku zielonej strzałki. Tam, gdzie nie wolno tak skręcać był znak z napisem zakazującym skręt na czerwonym. Podoba mi się. Świetnie też są oznakowane zjazdy z autostrady. Niestety nawigacja Google ma błędy i albo informuje za późno, albo numery zjazdów mają błędny numer.
Wyznać muszę, iż jestem wielkim fanem tzw. truck-ów. Ich ilość tutaj poraża i są dla mnie strasznie ekscytujące. Niektóre mają maskę na wysokości mych ramion. Ach, jak chciałbym, żeby drogi w Europie były z nimi kompatybilne. Piękne wozy, silne i fantastycznie brzmiące. Pragnę mieć takiego Forda F250 superduty albo 1500, choć nie wiem, co bym nim woził. Taki GMC też wystarczy.
W Bostonie mocno połatane drogi smołą. W mieście było często pobojowisko.
Mam dla Was także nagranie z wjazdu do Nowego Jorku (znajdziecie je w filmie). Choć było dużo chmur na wysokości mostu, w pewnym momencie przejaśniło się na tyle, że było widać Manhattan w oddali.
Chodników poza miastem bardzo brakuje. Te które są, okalają zazwyczaj jakiś lokalny biznes i zazwyczaj są bardzo wysokiej jakości. W NYC krawężniki były okute metalem. W Filadelfii widzę, że są wszystkie odlewane na kształt pozwalający na odpływ wody oraz płynne przejście do wjazdu do posesji. Zapewne droga sprawa. ;-)
Mieszkańcy
lm bardziej w głąb miasta, tym smutniejsze miny, ale i szczuplejsi ludzie. Na zewnątrz miast odwrotnie. Obsługa miła, ale bez zbędnych farmazonów. How are you? zadawane faktycznie wyłącznie w formie powitania i wszelkie odbicie od przyjętej formy odpowiedzi spotykają się ze zdziwieniem na twarzy. Jednakże przybyszów z zagranicy wita się milej, im mniejsza mieścinka.
Wśród białych Amerykanów rozpoznać można kilka głównych grup europejskich, choć są oni jakby trochę inni niż, Kaukazi z Europy. Ewidentnie dostępność większej ilości jedzenia, szczególnie takiego, które ma w sobie hormony wzrostu oraz szkolnictwo, które posiada dużo lepsze warunki rozwoju fizycznego sprawiają, że nawet już nastolatkowie są pełniejsi, a średnia wzrostu jest dobre kilka centymetrów powyżej tej, jaką znam z Polski. Ciekawie było widzieć w Nowym Jorku policjantów pochodzenia włoskiego, choć wychowanego w tymże mieście, mówiących przeciągając tak bardzo specyficznie dla ich grupy etnicznej. Z wyglądu też wyglądał jak taki Tony - 180cm, szeroki w barach, troszkę większy nos i specyficzny chód. Bardzo pasował do stereotypu wykreowanego przez filmy.
W radiu grało kilka stacji chrześcijańskich, i poza stanem Nowy Jork nie brakowało stacji z muzyką country.
Widać na ulicach także ludzi z Południowej Ameryki lub pochodzenia południowoamerykańskiego. Ciekawie jest zdać sobie sprawę, iż to bywają potomkowie Azteków, Majów oraz innych dawniej istniejących narodowości, choć zdaję sobie sprawę, iż zostali oni solidnie wymieszani z Hiszpanami i Portugalczykami. Jednakże ich rysy twarzy i wzrost mocno odbiegają od tych, jakie znamy z Europy.
Widziałem także paru rdzennych Amerykanów, tzw. Indian i byłem nawet w ich sklepie w jednym z tutejszych mall’i. Sprzedawali tam łapacze snów, biżuterię oraz podkoszulki z obrazkami znanych historycznie postaci z dawnych plemion. Nierzadko owe podkoszulki były z podpisem, iż byli to oryginalni założyciele państwa lub ludzie walczący z terroryzmem od piętnastego wieku - sugerując, iż biali to najeźdźcy terroryzujący ówcześnie rdzenną populację.
Mieszkańcy czarnoskórzy także mnie mocno zaskoczyli. Żyjąc w UK prawie dwie dekady poznałem wielu z pochodzenia karaibskiego oraz z Ghany i Nigerii. Jednakże amerykańscy czarnoskórzy wyglądają jeszcze inaczej, podobnie jak biali, którzy też różnią się od Europejczyków rasy kaukaskiej. Ci, których spotkaliśmy na przedmieściach, mówią w bardzo inny sposób od ludności białej i używają w mowie potocznej wielu naleciałości ze świata popkultury - coś, czego nie spodziewaliśmy się. Przykład mieliśmy choćby w sklepie operatora telefonii komórkowej.
Wszystko dosłownie jakbyśmy weszli do telewizora.

Jedzenie
Jedzenie jest strasznie drogie. Zarówno w sklepach jak i restauracjach. W restauracji dania zaczynają się od 10 USD. W burgerowni Wendy można już coś znaleźć za 6 USD, ale wszystko plus podatek oraz napiwek. W dinerze w Connecticut (zdjęcia poniżej) zostawiliśmy 50 dolarów, a ja miałem starter, Ewelina dwa małe burgery z frytkami. Do tego dwie kawy, cola i sernik.
Ogólnie kawa wszędzie droga, bo 5-6 dolarów. Szok. Przyzwyczajeni jesteśmy, że kawa w takiej Coście kosztuje te 2.70 funta, ale żeby sześć dolców?
Małe zakupy w Walmarcie to też kilkadziesiąt dolarów. Jakby kupować rzeczy do lodówki, to stówka pójdzie. Nawet woda sporo kosztuje, bo 3-4 dolary. Najtańsza jest Poland Spring za 3.50 USD 2L. Spodziewaliśmy się drożyzny, ale ceny niektórych produktów nas zaskoczyły, tym bardziej że chcieliśmy oszczędzić biorąc pokój z małą kuchnią, aby sobie samemu gotować. Trochę nie wyszło.
Jedzenie samo w sobie jest bardzo mocne w smaku. Ja przepadam za mocnym smakiem, ale tu przeginają. Wiele się czyta o hormonach w jedzeniu w USA i pierwsze 4 dni po przyjeździe oboje czuliśmy jakbyśmy mieli jakieś dziwne zapalenie. Paznokcie i włosy wydają się rosnąć dużo szybciej też. Normalnie strzygę się co 3-4 tygodnie. Tu trzeba już po dwóch. Coś chyba jest na rzeczy :-)
Chcąc jeść zdrowiej i mając dostęp do hotelowego gazowego grilla udaliśmy się do marketu po mięso. Tu zaskoczenia nie było - ceny za mięso solidne i bez problemu poszło 40 dolarów za 3 szaszłyki i kawałek żeberka.
Choć to nie jedzenie, to kwiaty, a konkretnie bukiety kwiatów w marketach zaczynają się od ośmiu dolarów za 10 tulipanów. Słoneczniki to dyszka, a cokolwiek większego do 15 dolarów w górę. Niby podobnie jak w UK, ale jakoś jednak drogo.
Z innej beczki, trafiłem także na sklep, który skupuje asortyment od upadających sklepów. Wypchany był po brzegi i faktycznie ceny były widocznie niższe. Szukałem jedynie kabla USB C, który to nabyłem za 3 dolary, zamiast 14 dolarów w Targecie.

Hotele
Ustalony mamy budżet na 200 USD za noc. Podczas gdy za niewiele ponad połowę tej kwoty mieliśmy bardzo przyzwoite pokoje hotelowe w Minneapolis oraz Bostonie, tak w NYC znaleźliśmy tylko jeden, z dala od centrum o bardzo wątpliwej jakości. Wszystkie trzy hotele są ze śniadaniem, więc można przycebulić, ale fakt ich kosztów pokazuje, że w USA tanio nie jest. W przyszłości, gdy przyjedziemy tu nie-firmowo zapewne będzie podróż z plecakami i camping, a za 3 tygodnie, gdy mamy wrócić do NYC (wszakże przed nami jeszcze Filadelfia oraz Waszyngton DC) zatrzymujemy się u rodziny, więc największy koszt nam odejdzie.
W Filadelfii, 40 minut autem od centrum, 180 dolarów dało nam świetne studio, ze wspólnym dostępem do basenu i wspomnianego już grilla.

Rozrywka w USA
Rozrywką numer jeden jest wizyta w mall’u czyli takiej galerii handlowej na nasze. Tutejsze malutkie galerie to te duże u nas. Niedawno byliśmy w takiej, która ma ponad 2,5 km długości. Jest w nich wszystko, nie tylko sklepy i jedzenie. Są tu place zabaw, kolejki górskie dla dzieci, salony samochodowe, kilka sklepów jubilerskich z pierścionkami za 10k USD w każdym mall’u, rollercoastery (w Mall of America), fontanny, fotele z masażem, elektryczne wózki dla dzieci, masa siedzeń z możliwością ładowania telefonu i potężne ilości miejsc parkingowych. Tu link jakby ktoś chciał sam zerknąć. Takich rejonów są tysiące w kraju, a byliśmy już w kilkudziesięciu z podobnych rozmiarami.
Dostępność produktów jest ogromna, a sposób w jaki wszystko jest wystawione jest wręcz z przepychem. Owoców na wystawie jest ogromna ilość i co za tym idzie zapewne także dużo ich ląduje w kontenerze na śmieci. Doprawdy nie dziwią mnie już filmy o dumpster-divingu w Stanach.
Luksusy i przepych. Ogromna machina zaprojektowana aby pozostać tam jak najdłużej. Przejdziesz jedno długie piętro, wejdziesz na górę i pierwsze, co znajdziesz to kantyna z dziesięcioma stoiskami z jedzeniem, toaletą i szyldem CONTINUE SHOPPING na wyjściu xD
W niektórych sklepach zastąpiono kartki z cenami czytnikami e-ink. Uważam to za świetny pomysł.
Co jednak my zrobiliśmy dla rozrywki do tej pory? Poza pogaduchami w restauracji lub obejrzeniu filmu przez kupiony w dolaraczu kabel HDMI na telewizorze, poszliśmy do sklepu z bronią i strzelnicę, tym bardziej, że byliśmy w stanie, gdzie jest prawo do tzw. open-carry, czyli noszenia broni przy sobie, na widoku. Rzadko kiedy jestem tak podjarany i choć strzelałem już wcześniej wiele razy to w samym sklepie czułem się jak dziecko w sklepie z zabawkami i bez limitu. W ostateczności jednak wystrzeliłem parę pudełek amunicji z dwóch broni, o które trudniej na strzelnicach w moim rejonie i wróciliśmy do dalszej części programu.
Innym razem natrafiliśmy na sklep ze starociami, gdzie nabyliśmy dwie rejestracje samochodowe, które ktoś zapewne zgubił na hajłeju i popodziwialiśmy jakież to rzeczy ludzie oddają do sklepów ze starociami. W efekcie odkryliśmy, że kompletnie nie znamy się na baseballu i hokeju nie jesteśmy w stanie ocenić czy którekolwiek z kart w sprzedaży mają jakąś wartość. Było tam jednak mnóstwo rzeczy, którymi można by w ciekawy sposób przyozdobić dom lub co nieco sprzedać na ebay-u za kilkanaście dolców. Gdybyśmy mieli potrzebę zbierać rzeczy większe, to zapewne jakaś skórzana kurtka NFL by wpadła do kolekcji lub, gdybyśmy słuchali amerykańskiej muzyki lat przed osiemdziesiątym, to byśmy przytulili niejeden vinyl lub nawet laser-disc, ale również nie mieliśmy w tej kwestii wiedzy. Pokazało nam to, że mimo iż kojarzymy wiele elementów popkultury, to spotkanie się z nią twarzą w twarz ujawnia jej powierzchowną znajomość.
Muszę przyznać, iż jestem strasznie zakochany w tym, co widziałem oraz w jakości interakcji jakie miałem z lokalsami, niezależnie od tego z jakiej warstwy społecznej pochodzą. Naturalnym jest dla większości spojrzeć sobie w oczy, mignąć głową lub odezwać się How are you albo uśmiechnąć się. Odnoszę wrażenie, że zwyczajnie bazowy poziom zachowania jest z bardziej pozytywnego podejścia do drugiego człowieka. Odwiedzając Polskę na przestrzeni tych 18 lat mego życia od kiedy mieszkam poza jej granicami, dostrzegałem postępującą poprawę w naszym kraju podejścia do klienta i zazwyczaj osoby młodsze niż 40-tka już często mają całkiem inne podejście do człowieka, niż osoby wychowane w poprzednim systemie.

Byliśmy także na schodach po których wbiegł Rocky w filmie oraz w pobliskim więzieniu w którym przetrzymywany był m.in Al Capone - o czym już wkróce w osobnym wpisie.

Wracając jednak do USA, czuję, iż tak długo jak miałbym wyłączony telewizor i nie rozmawiał z ludźmi o polityce, tak długo mógłbym tu żyć w totalnym szczęściu, mając rozsądną pracę. Poczucie wolności jest tu na bardzo wysokim poziomie, choć nie wiem jeszcze skąd się to bierze. Czuję, iż mógłbym tu uruchomić biznes i szybko złapać wiatr w żagle. A skoro mowa o pracy to na każdym kroku, kilka razy dziennie, widzę ogłoszenia z ofertami pracy. Taki Burger King na kartce podał iż płacą 17 USD za godzinę, co przy 6 dniach po 8 godzin daje 41600 USD. Mało? Dużo? Zapewne zależy od wydatków i rejonu zamieszkania, ale dwie osoby zarabiające tyle, to 80k, a to już niedaleko od tutejszej klasy średniej zaczynającej się od 100k dolarów przychodu domowego rocznie. Zapewne można z tego coś odłożyć i po kilku la
silentpl - "Po ponad 30 latach gapienia się w telewizor na Stany Zjednoczone, poznawa...

źródło: comment_1653969929t0X02L6R9TX5Z6OcXdK4sz.jpg

Pobierz
  • 13
@silentpl: kawa i woda w USA jest za darmo. Żarcie w lokalnych farm’s dinnerach jest dużo tańsze. I na Boga, nie chodźcie do Wendy, tylko już lepiej coś w stylu Five Guys.

No i uważałbym z przekraczaniem prędkości, łatwo można do sądu lokalnego przez to trafić.

Byliście na płazy w Provincetown? Jaki kierunek teraz, jakby co mogę polecić pare dobrych restauracji:)

A, już doczytałem. W NY McGee’s Pub, jak lubicie How
@silentpl:

Ewidentnie dostępność większej ilości jedzenia, szczególnie takiego, które ma w sobie hormony wzrostu oraz szkolnictwo, które posiada dużo lepsze warunki rozwoju fizycznego sprawiają, że nawet już nastolatkowie są pełniejsi, a średnia wzrostu jest dobre kilka centymetrów powyżej tej, jaką znam z Polski.


xD

Srednia wzrostu w Polsce jest wieksza niz w Stanach. O tych hormonach wzrostu nie wspomne. Nie dosc ze hormon wzrostu jest drogi to nie podaje sie go
gdzie filmik ze spaceru po Kensington Ave w Philly? ( ͡° ͜ʖ ͡°)


@nalogowiec, @silentpl: bylem calkiem niedawo u kumpla, ktory mieszka pod Phili i calkiem przypadkiem (przynajmniej dla mnie) znalazlem sie na Kensington Ave - tego co tam widzialem nie da sie wymazac z pamieci... Jeden wielki syf i posrod tego masa cpunow dajacych w żyłę. Generalnie całe Kensington wyglada jak jakies postapokaliptyczne miasto.