Wpis z mikrobloga

Uchodźcy wojenni w moim domu, część kolejna,

Zobaczymy za dwa miesiące hehe*


No to patrzymy. Minęło ponad dwa miesiące odkąd przyjęliśmy uchodźców z Ukrainy do domu. I jak jest? Ano zwyczajnie. Poznaliśmy się, wiemy kto jakim człowiekiem jest, czego potrzebuje. Nauczyliśmy się żyć razem. Obiady jadamy razem, raz gotuje Natasza, raz my. Czasami wyjdziemy gdzieś razem, a to miasto pokazać, a to jakieś centrum rozrywki, a to przechadzka po parku. Czasami pogadamy z pół godzinki, godzinkę, dwie, albo i nie, jak nie ma ochoty. Dzieciaki pobawią się, pobiegają, pobiją, pokłócą a potem pogodzą. I znowu się bawią.
One mają do dyspozycji duży pokój na parterze, z toaletą i osobnym wejściem. Mają dostęp do kuchni, pralni i jednej z łazienek. Wszyscy spotykamy się pośrodku: w kuchni i w salonie. Lub na podwórzu. My mamy swoje sypialnie i łazienki na drugim piętrze. Tam nasi goście nie zaglądają.

Dziewczyny uspokoiły się, traumy i stres ogasły. Natasza niedawno przyznała się, że było źle, że popadała w psychozę, że w zasadzie przez kilka tygodni wojny nie spała bo miała budzik ustawiony na co 15 minut, bo bała się, że nie usłyszy alarmu bombowego, prześpi go. Panicznie bała się też śmierci w zasypanej, zgruzowanej piwnicy. Że jeszcze w pierwszych dniach w Polsce zamierała na odgłos karetek czy helikopterów. Aktualnie Natalia sporo pracuje, większość zarobionych pieniędzy oszczędza, część śle na Ukrainę. A tam wszyscy jej bliscy nie pracują, firmy w których pracowali są zamknięte, wypłaty wstrzymane. Sytuacja jej rodziny na Ukrainie zrobiła się nieciekawa, oszczędności stopniały, zapasy znikły. Pracy nie ma. Ceny w sklepach odleciały. A pojawili się członkowie dalszej rodziny, którzy uciekli z terenów okupowanych przez ruskich faszystów. Na razie głodu nie ma, ale chyba będzie. Jedyne produkty które są dostępne bez trudności to kasza, ziemniaki i makarony. Natalia powiedziała ostatnio, że jej mąż zawsze się śmiał, że na cholerę jej tyle tych słoików i przetworów w piwnicy. I nigdy ich nie jadł. No teraz już zjadł wszystkie. A kot musiał nauczyć się żywić kaszą gryczaną. Wysłaliśmy z miesiąc temu jej rodzinie paczki z pomocą humanitarną (konserwy, czekolady, środki higieniczne). Jeszcze nie dotarły. Ale nadzieja ciągle jest. Pomogłem Natalii połączyć kropki i uświadomiłem jej, że te pieniądze, które zarabia czyszczeniem kibli, podłóg i okien to będzie w całości słała na Ukrainę. Jak w początkowych tygodniach bardzo chciała nam płacić pieniądze czy kupować jakieś produkty to teraz całe szczęście się powstrzymuje.

Julia niewiele mówi, jest z tych bardzo cichych i bardzo zamkniętych osobowości. Ale przeżywa nie słabiej niż starsza siostra. Jak przyjechały to pamiętam wrażenie, że mam przed sobą nastolatkę wyglądającą jak staruszka bez zmarszczek. Ale wygląda na to, że jej organizm szybko się prostuje. Fizycznie. Bo psychicznie to Julia bardzo cierpi. Tęskni za bliskimi jej ludźmi, którzy zostali na Ukrainie. Tylko raz na cały jej pobyt poważnie porozmawialiśmy. Była to dramatyczna, pełna płaczu rozmowa, która wiele wyjaśniła. I nie potrzeba więcej rozmów oprócz sporadycznych small talków. Szanujemy jej potrzebę odrębności i wycofania.

Dzieciak jest bardzo energiczny, wylewny, głośny i otwarty do ludzi. Aż zbyt. Ale takie bywają dzieciaki. Zupełnie obcym ludziom na ulicy czy w autobusie się przedstawia, mówi skąd jest i dziękuje "za ratunek". Bardzo głośno i wylewnie:)
Potężnie brakuje mu ojca więc łazi za mną, po rękach całuje aby tylko zdobyć uwagę. To ciężkie, jest mi go żal, bo dzieciak tego nie rozumie, ale postawiłem granicę i nie będę z nim budował więzi zbyt silnej, mogę być wujaszkiem, ale nie będę wchodził w rolę ojca. Trochę pogadam, trochę pobawię się, ale bez przesady.

Moje życie zmieniło się o tyle, że nie mam teraz swojego "biura" jak nazywałem swoją gawrę na parterze mojego domu. Że ze wszystkimi swoimi zabawkami przeniosłem się do pralni. Że na razie nie posłucham muzyki na full. Że nie polatam w samych slipach po domu czy podwórzu. Że przestałem grać w war thunder na konsoli. Że kupuję dużo więcej jabłek, sera, ogórków, ziemniaków, oleju, mięsa czy makaronów. Że rachunki na gaz, prąd i wodę wzrosły bądź wzrosną o 10 do 30% w stosunku do stanu gdyby naszych gości nie było. Że jak chcę się spierdzieć we własnym domu to idę na drugie piętro. Że nie pojadę w tym roku na wakacje.
No straszne mi rzeczy. Nie do wytrzymania.

Nasi goście mogą z nami zostać tyle ile będzie potrzeba. Dwa tygodnie, dwa miesiące, dwa lata? Whatever.

Czy czegoś żałuję? Tylko tego, że pomagamy tylko trzem osobom.

#ukraina #uchodzcyzukrainy #uchodzcy
  • 141
@ydtski: Ja od około 5-6 tyg mam u siebie samotnego ojca z dzieckiem. Naprawdę było fajnie, ale od tygodnia ojciec dość sporo pije. Okazało się że jest alkoholikiem i niestety od kilku dni przesadza z piciem. Mówi że w Ukrainie miał duży problem i często miewał półroczne przerwy a potem 2 tygodniowe ciągi. O ile funkcjonuje w miare normalnie, o tyle na mieszkaniu zaczyna walić meliną... Bardzo ich lubie ale od
@M4rcinS: juz bez trollowania - chyba nie jest tak latwo 'wyeksmitowac' takiego goscia, jezeli wczesniej sie go zarejestrowalo/zameldowalo pod swoj dach. Z tego co pamietam taka osoba musi miec miejsce gdzie moze sie podziac aby cala operacja sie udala. Choc moze sa jakies procedury jezeli gosc staje sie problemowy.
@Byleth: https://biznes.wprost.pl/finanse-i-inwestycje/10653178/specustawa-zacheca-do-uzyczania-mieszkania-uchodzcom-znosi-zakaz-eksmisji.html

Art. 68 specustawy przewiduje, że w przypadku użyczenia obywatelowi Ukrainy domu lub mieszkania w celu tymczasowego zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych do tego użyczenia nie stosuje się przepisów ustawy o ochronie praw lokatorów ani ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem i zwalczaniem Covid-19. Z kolei w art. 69 specustawy mowa jest o tym, że do zawierania umów najmu okazjonalnego lokalu przez najemców będących uchodźcami z Ukrainy nie będzie się stosować